Myślę że nawet najnudniejsze miasta skrywają w swoich zakamarkach miejsca, w których poszukiwacze vintage perełek znajdą coś fajnego dla siebie. Ja w pobliskim miasteczku - niegdyś wojewódzkim - znam takie dwa miejsca - jedno należy do mojej koleżanki, zaś drugie znajduje się w budynku po starym młynie (z tego właśnie młyna pochodzą dzisiejsze zdjęcia). Niewykluczone że takich miejscówek jest więcej tylko ja o nich nie wiem.
Ten vintage shop z nazwy wskazujący, że sprzedaje antyki i meble holenderskie znajduje się w rejonie, w którym przez wiele lat XX wieku tętniło miejskie życie - obok dawnego dworca PKS - w czasach kiedy w okolicy kwitł handel w lokalnych butikach - obecnie wypartych na rzecz galerii handlowych, które już nie cieszy się taką popularnością jak na początku. Właściciel tego sklepu z antykami występował nawet w jednym z programów telewizyjnych "Łowcy skarbów, kto da więcej".
Kilka rzeczy wpadło mi w oko, jednak Pani która tam chyba pracuje skutecznie mnie spłoszyła chodząc krok w krok za mną i obserwując mnie jakbym mini torebuni chciała upchnąć stół z czterema krzesłami i miała wyjść niezauważona. Jej oddech czułam na plecach. Wielka szkoda bo miałam kilka upatrzonych perełek na oku. Ta mało komfortowa sytuacja nie zniechęciła mnie jednak aby zajrzeć tam ponownie.
Samo miejsce niezwykle klimatyczne i urocze, idealne do różnorakich sesji zdjęciowych (podobno nawet były), ja z wielką przyjemnością widziałabym tam gdzieś w kącie małą kawiarenkę w takim vintage klimacie. Zakupy w takiej caffe oprawie były by prawdziwa ucztą dla ducha i finalnie dla portfela ;)
Gdyby nie wielki gabaryt lustra, a małe możliwości mojego Króla Lwa (auta) - lustro już wisiałoby w moim przedpokoju. Cena była naprawdę okazyjna ;( Więc ku pamięci mam chociaż w nim zdjęcie ;)
dobrego dnia Kochani :)