Królicze Rodzeństwo powstało już bardzo dawno temu - hmmm, a właściwie uszyłam je na pierwsze urodziny dla mojego Miłoszka. Ot tak symbolicznie, na pamiątkę, dlatego że tęskniłam. Pewnie nie raz będa jeszcze powstawały jakieś symboliczne drobiazgi - ale skoro tak łatwiej, to dlaczego by nie. . .
Króliczki sa bezimienne, jednak tym razem castingu na imiona nie robię :)
Podczas mojego szycia Miłek miał nie lada frajdę - bo nóżki służyły mu za młoteczki, którymi okładał wszytko co było w zasięgu niego.
Poznajcie Panią Królisię i Pana Królisia. Całe 60 centymetrów króliczego szczęścia :)
Pani Królisia
Pan Króliś
A mieszkają sobie na półeczce wiszącej nad Miłosiowym łóżeczkiem i całkiem im tu dobrze ;)
Znowu dostałam parę wyróżnień - więc bardzo mi miło zwłaszcza, że ostatnio no nie wiem czy na nie zasłużyłam - o nich w następnym poście.
Brak czasu (ale to nie nowość) powoduje, że zaniedbuję odwiedzanie blogów , szycie też mi jakoś "kulawo" idzie, biżuterii również dłubać mi się nie chce. Ale muszę sie w końcu poważnie zmobilizowac bo czas mnie goni.
Pozdrawiam Was cieplutko
Dorota