Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wspomnienia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wspomnienia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 lutego 2016

LAZY SUNDAY

W dobrym nastroju i z garścią wspomnień z podróży - po 16 dniach wolnego  czas przełączyć się na normalny tryb funkcjonowania i wrócić do pracy oraz codziennych obowiązków.
To był fantastyczny urlop, spędzony na wyspie z Pauliną i jej bliskimi.
Oby do szybkiego następnego razu :)


środa, 8 maja 2013

Powrót do przeszłości

...  ubrana w białą bluzkę, czarną spódniczkę i  marynarkę, która kryła w sobie wiedzę od średniowiecza po XX-lecie międzywojenne powędrowałam na swój pierwszy egzamin dojrzałości.
Atmosfera napięta bo człowiek nie wiedział czego może się spodziewać, a typów co do tematów maturalnych z języka polskiego było tyle - ilu maturzystów mieszkających w internacie.
A było to 16 lat temu :)


 W ubiegłym roku przy okazji strychowych porządków znalazłam serwetkę, na której tuż przed wyjściem z sali gimnastycznej spisałam sobie na pamiątkę tematy maturalne. Ja pisałam o patriotyzmie- trafiłam w ten temat idealnie.
Że też ta karteluszka mi się zachowała - wnukom pokażę , a co :) 



Czas mija nieubłagalnie - i jak dziś pomyślę, że 16 lat temu po latach nauki w szkole położonej w szczerym polu za miastem (typ szkoły tego wymagał :), spakowałam walizkę i zamknęłam za sobą pokój nr 315 -  wydaje mi się jakby to było wczoraj.
Zatęskniłam za tą swoja szkołą z internatem, w której to spędziłam 5 lat swojego życia. 

Zatęskniłam za ...
 - pokojem 315 z pięknym widokiem na wiosenne rozlewiska Narwii ( mieszkalam w nim 5 lat)
- tzw. "odrabianką" od 16.00 do 18.30 i graniem na niej w karty,
- "dywanikiem" pani kierownik internatu gdy cos tam zmajstrowałyśmy/liśmy :)
- dyskotekami na stołówce,
- skrzydłem "na prawo" dziewcząt, skrzydłem "prosto" chłopców ;)
- nocnym wymykaniem się na imprezy ... czasami

Ech to były czasy ... szkoła ta w mojej pamięci zapisała mnóstwo wspomnień. To tu były pierwsze miłości i zauroczenia, które wraz z końcem szkoły miały swój finał.

Mówią- tęsknisz - to jedź ...
i pojechałam.
Dokładnie wczoraj w pierwszy dzień matur. Byłam o godzinie 9 rano i usłyszałam ten sam dzwonek jak przed laty, który zadzwonił i dla mnie w pierwszym dniu matury.
Wpadłam do szkoły jak intruz, bo tam cisza jak makiem zasiał, przypomniałam się Pani Woźnej, potem spotkałam obecnego Wice,  byłego Dyrektora, obecnego Dyrektora - w tle gdzieś tam przemknęła mi Pani od fizyki. I mimo że po szkole nikt obcy nie mógł się plątać, to jednak mnie potraktowano bardzo ulgowo. Dyrekcja była miła na tyle, że pokazała mi nowy sekretariat oraz pokój nauczycielski i  w telegraficznym skrócie opowiedziała co dizalo się na przestrzeni tych minionych lat. To były miłe rozmowy po latach i już niekoniecznie jak kiedyś "na dywaniku u dyrektora" ;)


W tych podartych jeansach jak malolata się poczułam - hahaa, i przypomiałam sobie jak taką koronkę i kolorowe kwiatki  kiedyś naszywałam na szkolne jeansy.  Prace krawieckie już wtedy na zajęciach praktycznych były moim  "KONIKIEM".










Oj dużo się zmieniło - wizualnie i kadrowo . Szkoła została odnowiona, a internat nie jest już zamieszkały w 100%. Funkcjonuje tylko jedno "skrzydło" dziewczyn - to na lewo :)  Internat w którym zamieszkiwałam znajduje się w obrębie zabudowań szkoły i niegdyś był zamieszkiwany przez dziewczęta i chłopców wyłącznie uczęszczających do tej szkoły. Potem trochę przyszło osób z zewnątrz, ale to były naprawdę jednostki, które można było policzyć na palcach u jednej ręki.


Dzisiaj w szkole uczy się zaledwie kilka dziewcząt – a kiedyś ponad 50% uczniów stanowiły dziewczęta. Było nas tam trochę i nawet typowo męski kierunek kształcenia nie przerażał nas. 


Pokusiłam się o zajrzenie przez szyby w drzwiach do klas i o dziwo ku mojemu zdumieniu tam niewiele się zmieniło. W większości sal pozostały te same meble, ławki, tablice i różnego rodzaju pomoce naukowe. Ależ to było uczucie ujrzeć to co było właściwie dokładnie 16 lat temu.

Ta sala do dzisiaj budzi moje przerażenie i nie tylko moje - matematyczna, brrr ... te same bryły, stoliki, tablica - zastanawiałam się czy będzie siedziała tam Pani Wiesia. Uff cóż za ulgę poczułam gdy jej nie zobaczyłam :) , chociaż prywatnie miła Kobieta ;)
Ale w IV TR dała naszej klasowej "jedensatce" zdrowo popalić tuż przed odejściem na bardzo długie praktyki. W las to nam nie poszło :) haha


Klasa od angielskiego, którego uczyła nas Pani Hanna wciąż taka sama. Siedziałam dokładnie w tej pierwszej ławce od okna przy samym biurku :)
I druga sala od angielskiego - Pani"BIZON". Taki człowiek ORKIESTRA z duszą podróżnika.
Rany  - co to była za kobieta.
Tekst w stylu - "no dobra Mrówy , będzie pięćiominutówa", rzucany tuż po jej wejściu do sali zapamiętam chyba na zawsze.  Ta kobieta zawsze była nieprzewidywalna - ale za to ją właśnie lubiliśmy wszyscy - lekcje z nią to zawsze były przygodą w nieznane.
Po lewej Produkcja Roślinna - po prawej Produkcja Zwierzęca ;)
Swoją pracę dyplomową pisałam właśnie z produkcji zwierzęcej bo ta jednak zawsze była mi bliższa niż wszelakie pestycydy i zboża ;) No i teraz wiem czemu niekoniecznie ogrodnicze moje umiejętności są bliskie zera. A trzeba było słuchać i notować, a nie o niebieskich migdałach myśleć patrząc w okno :) haha
A to sala od mechanizacji rolnictwa - tak tak, taki właśnie miałam przedmiot i śmiem donieść, że budowę kombajnu rolniczego, snopowiązałki, kosiarki, rozrzutnika miałam w 1 paluszku - haha - ze ściągą ofkors :)

I sala od Agrobiznesu znajdująca się tuż przy pokoju nauczycielskim.



Ależ obudziły się we mnie wspomnienia podczas tej wyprawy w przeszłość. Zatęskniłam  ... do tamtych lat i do tamtych ludzi.
Niewiele z nas utrzymuje ze sobą kontakty, chociaż tak naprawdę mieszkamy wszyscy dość blisko siebie - nieliczni wyjechali.
Kilka lat temu wraz z koleżankami organizowałam spotkanie klasowe, była nas garstka zaledwie 11 osób wraz z naszą Wychowawczynią - Ci którzy za granica rozgrzeszeni byli, jednak niektórzy chyba nie chcieli się spotkać.
Moje szkolne przyjaźnie przetrwały do dnia dzisiejszego. Było nas cztery. Cztery dziewczyny z jednej klasy. Jedna z nas  wyłamała się z paczki ... życie jej nie wyszło, oferowałyśmy pomoc, pomagałyśmy - materialnie i próbowałyśmy rozmawiać, tłumaczyć, radzić -ale też nie wyszło :(  To taka studnia bez dna.
 Jednak nie można też brać odpowiedzialności za czyjeś życie.

We trzy co jakiś czas spotykamy się, pamiętamy o swoich urodzinach i zawsze mamy o czym rozmawiać. I dlatego ten post chciałam zadedykować moim szkolnym Przyjaciółkom, z którymi czas spędzony jest prawdziwym balsamem dla duszy.

Moniko !!! Aniu !!! to dla Was też taka wycieczka w przeszłość.
Do szybkiego zobaczenia, mam nadzieję wkrótce.

A Wy drodzy Czytelnicy jak wspominacie swoje szkoły? Będzie mi bardzo milo jak zechcecie podzielić się ze mną wspomnieniami.

Ściskam Was mocno

Dorota



poniedziałek, 31 maja 2010

To był maj ...



Universe
To był maj


To był maj,
szkoły miałem dość,
pachniało bzem,
To był błysk
i torba poszła w kąt,
wyrwałem się!
Bo świat kusił dzień i noc,
świat wołał do mnie-chodź!
i porwał mnie.


Tamten dzień zbudził mnie ze snu
eksplozją serc.
to był raj, pierwszy w życiu cud
-kochałem sie!
I żyć chciałem tylko z nią,
i cieszyć się
Po prostu-cieszyć się!


Nie wiem co mi jest
roztapiam się jak lód.
Niby parę szkolnych zdjęć,a bierze mnie
...szkoda słów.


Dzisiaj znów całym sobą witam świt,
i kocham wiatr.
Dobry Bóg czasem daje lepsze dni,
choć w szachy z nim gram, przeróżnie gram.


Znowu maj,
nieźle nawet szło,
znów pachnie bzem.
Nie jest naj,ale mamy wreszcie dom,
czasami jaja są z dnem.
I żyć pragnę tylko z nią,
wciąż kocham tylko ją, a ona mnie!


Co roku w maju "chodzi" za mna ta piosenka i tylko ją nucę. 
Maj przywołuje we mnie wspomnienia z lat szkolnych, wspomnienia młodości, szaleństwa i beztroski. 13 lat temu obgryzając paznokcie czekałam na wyniki z matury  - ech zleciało. 
Ale to były inne czasy. Człowiek nie zastanawiał sie nad tym co będzie jutro, a żył chwilą. Spodnie dzwony, wiatr we włosach i mnóstwo szalonych pomysłów. A może teraz są takie same czasy, a tylko ja się postarzałam i inaczej patrzę na   świat ???


środa, 3 lutego 2010

Poznajcie Maćka i jego kumpli


Niesamowity pomysł miała  Llooka by pokazać zabawkę ze swojego dzieciństwa , potem w ślad za nią poszły inne Dziewczyny i ja też dołączam do grona tych osób. Zwłaszcza, że te stare misie i zabawki są inne, mają swoją duszę i  historię -  dla mnie są o wiele piękniejsze aniżeli te współcześnie dostępne. Teraz można wejść do sklepu z zabawkami dziecięcymi i dziecko może mieć każdą zabawkę - a czy rzeczywiście one tak cieszą dziecko? No może przez chwilkę bo bardzo szybko ona mu się nudzi. No same powiedzcie czyż neijest tak? Kiedyś było inaczej. Zabawka otrzymana od Rodzica to była dopiero frajda dla dziecka Sama pamiętam jak wielką radością były dla mnie te misie wręcz  wyszperane i wyproszone spod lady,  trafiały do mnie po długim staniu przez Mamę w kolejce . A ja potrafiłam sie przez długie lata cieszyć tymi zabawkami. Każdy miś miał swoje miejsce w moim pokoiku i każdy z nich był tak samo ważny.
To były inne  czasy. 
Mam wiele starych misiów, wszystkie są skrupulatnie schowane – jestem sentymentalna i nie potrafię się ot tak sobie pozbyć -wyrzucić. Każdy z tych moich misiów, kotków piesków przedstawia swoja historię- każdy inną.


Dzisiaj swoja historie postanowił Wam opowiedzieć ktoś kto był numerem 1 w moim życiu. I ważny jest do dziś !!!!!!!!!!!!! 
Posłuchajcie jego opowieści – długo chłopak myślał czy Wam się przedstawić, ale po tym jak Elisse przedstawiła swojego Borciucha postanowił ujawnić się i On . . .  proszę tylko o wyrozumiałość i nie śmiać się ze względu na jego wiek ;) Schorowany chłopak już oj bardzo.

* * * 
 


. . . Na imię mi Maciek
jestem kotem . . .  jakby ktoś miał wątpliwości ;)
. . .  mam  40 lat (a może i trochę więcej bo nie pamiętam ile czasu mieszkałem  wcześniej na półce sklepowej)  . . . 
Wyglądam - jak wyglądam – nie oczekujcie po tylu latach tarmoszenia ,że będę miał lśniące futerko i błysk w oku.
Skąd się wziąłem pewnie jesteście ciekawi?

Otóż  . . .

Pewien uroczy młodzieniec podarował mnie w dowód miłości pewnej młodej dziewczynie na 18 urodziny.  Miał chłopak gest no nie- chyba liczył ze ona dostając kota czyli mnie -starą panną zostanie. Hmmm . . .  Wtedy byłem młody i ładny. Miałem śliczne puchate i mięciutkie  futerko w kolorze beżowym, miałem nawet łatki jak na prawdziwego kota przystało , umiałem sam stać i trzymać sztywno głowę . No może taki trochę nieproporcjonalny byłem – ale z założenia taka moja uroda miała być.  Zachwycali się mną wszyscy – a ja dumny jeszcze wyżej trzymałem głowę i puszyłem się jak paw od tych pochwał.
 Kilka lat później ta młoda dziewczyna miała córeczkę, której dała na imię Dorota Milena  i jakoś tak mnie przygarnęła ta młoda dama pod swoje skrzydełka. Dama rosła,  a ja towarzyszyłem wiernie jej w każdej chwili. Zabierała mnie ze sobą do plecaka nawet wyjeżdzając na wakacje. Zawsze rano myła mi pyszczka, ażebym był czyściutki  ;) Codziennie wieczorem jak mówiła paciorek to modliła się bym nigdy nie był głodny i zawsze miał duuuużo kaszy ;)  Taka jakaś bardzo mleczno-kaszowa była ta moja druga Pani ;) Więc głodny nigdy nie byłem  bo jak piła kaszę przez smoka to i mnie częstowała .  Dużo kaszy wypiłem w swoim kocim życiu i tak trochę kolor przy pyszczku mi się zmienił – wybielał ;) Rano jak tylko otwierała oczka wędrowała ze mną pod pacha wszędzie- do toalety, na śniadanie, na bajeczkę, na podwórko, a nawet do koleżanki . Nie ukrywam że było to nie do zniesienia czasami , ale cóż ja mogłem począć  ?  Zimą ubierała mnie w sweterki  i nawet uszyła kapciuszki by mi łapki nie marzły. MIałem też smycz uszyta przez Dorotkę.
 Często spałem przytulony do innych futrzaków - kociaków (takich biegająco- drapiących) . Na początku ciężko było zaakceptować tym futrzakom moja  trochę  kocią inność – jakoś nie byłem skory  do zabaw.  Nie umiały tego zrozumieć, że może nie mam ochoty i że nie jestem zadowolony z drapania mnie pazurkami. Jednak z opresji  ratowała mnie  zawsze Dorotka. 
 

Z biegiem czasu moje futerko wycierało się , nosek odpadał, poliki się przecierały - musiałem być poddawany pewnym zabiegom naprawczym,  straciłem też ogon, który został przyszyty przez Prababcię Dorotki i częściowo uzupełniony czymś tam, głowa mi odpadała ale jakoś Prababcia Stasia mnie ratowała jak mogła. 

Pewnego dnia jednak Dorotka uznała , że trzeba mnie wykąpać – odświeżyc po tylu latach. Nie rozumiała, ze koty nie potrzebują kąpieli, że same potrafią się umyć łapką. Próbowałem tłumaczyć, błagalnym wzrokiem patrzyłem na nią- ale się uparła  , że wykąpać mnie trzeba i basta. Ale zaraz Wam powiem w czym – no i tu mi już do śmiechu nie było ani trochę. Otóż Dorotka wyczaiła moment, że jej Mama (czyli moja pierwsza właścicielka) skończyła zmywać. Woda była bardzo tłusta i brudna i szanowna Dorotka Milenka mnie w niej namoczyła swoimi dwiema rączkami. Podtapiała mnie tam  przez dobra minutę. No wtedy to przyznam się , że już przestawałem ją lubić . 


Pierwszą swoją  kąpiel  no cóż - zaliczyłem w pomyjach  :(  Po tej kąpieli zmieniłem zapach – na a fujjjj co za zapach to był. Trzeba było mnie wykąpać raz jeszcze ale już w wodzie z proszkiem.  Więc wylądowałem w pralce o szanownym imieniu Frania, I tak się wirowałem i wirowałem . . .  Myślałem, że to koniec już mojego kociego żywota. Ledwie uszedłem z życiem, a obecny wygląd m.in. zawdzięczam tym kąpielom i uroczej Frani. Futro straciłem, skórka  na której było futro zaczęła mi się przecierać, a z czasem się kruszyć.  Jednak Prababcia Dorotki jak zwykle niezawodna istota znów mnie podleczyła i reanimowała na nowo do życia. Jednak łepka już nie umiałem sam trzymać i tego już nie dało się naprawić.  Stałem się bardzo delikatny  i  każde  mocniejsze szarpnięcie powodowało, ze pękała mi skórka. Zmieniłem kolor . 


Gdy Dorotka poszła do szkoły średniej i zamieszkała w internacie – pojechałem z nią i pomieszkiwałem z  nią tam przez około 5 lat.  Trochę byłem wyśmiewany z racji mojego wyglądu ale Dorotka dzielnie mnie broniła i nie pozwoliła  by ze mnie drwiono. W najgorszym wypadku gdy było w pokoju internackim nr 315 dużo młodzieży – na ten czas skrywałem się w szafie Dorotki- co by komuś nie przyszło do głowy poddawać mnie  różnym eksperymentalnym zabiegom.  Okropni chłopaczyska nawiedzali ten pokój 315. Brrrrr .....
Jednak czerwony języczek straciłem w internacie


Oj biednie mi się obecnie wygląda. Dorotka jest już duża i kiedyś tam naszyła mi trochę łatek, takie niezdarne, nieładne. Robiła to delikatnie i tylko tyle ile niezbędne bym nie pruł się dalej. To tez musiała robić delikatnie bo każde ukłucie igłą powodowało ze ja się sypałem  .  Uszka mam poszarpane , języczka wciąż brak,  na łapkach stać nie umiem , a łepek mi leci.

Ale jestem wyjątkowy boooo...... nie zauważyliście pewnie , że mam dwie pary uszu ????
:) :) :) 



  
 
   
  
  
  
  

Ale kocham tą moją Dorotkę mimo tych jej wybryków jakich dopuściła się wobec mojej kociej osoby. Dorotka z racji szacunku do mnie –niestety ukrywa mnie przed Miłkiem- no słodkie dziecię , ale już bym nie przeżył chyba ;( Więc siedzę sobie w kąciku cichutko wraz z moim  ochroniarzami - kumplami .  To moi najlepsi przyjaciele od wielu wielu lat i chciałem ich Wam przedstawić. Imion nie mają ale są wyjątkowi. Miś z lewej do dziś mruczy jak się nim przekręca, a Miś z prawej to prawdziwy przystojniak :)

Jest nas jeszcze więcej , ale może kiedys jeszcze Wam przedstawię moich przyjaciół mieszkających w kartonie.
 

 
  
   
    
  

Pozdrawiamy serdecznie wszystkie „historyczne” Misie. Machamy do Was przyjażnie swoimi łapkami, a ja jeszcze ogonkiem. WYCHODZCIE z szaf, kartonów bo chętnie Was poznam.

Maciek


środa, 24 czerwca 2009

Szkolne wspomnienia

Gdzie, gdzie pozostał ten czas,
Gdy szkoła łączyła nas?
Czy teraz któryś z was
Przyjaciół takich ma
Jak my, jak my za tamtych lat?
Gdzie, gdzie pozostał ten czas?
Gdzie, gdzie wakacje i las?
Wspomnienia z sobą weź
I dobre, i te złe
Bo już, bo na życie już czas.
Gdzie, gdzie pozostał ten czas?
Czy życie rozdzieli nas?
Od teraz każdy z nas
Już własne drogi ma,
bo juz mamy ponad trzydzieści lat ...
Szkolne wspomnienia - Czerwone Gitary
(ostatni wers zmodyfikowany przeze mnie)


Minęło 12 lat od czasu ukończenia szkoły średniej – niby szmat czasu, a jednak wydaje mi się, że to zaledwie wczoraj.
Na pomysł zorganizowania spotkania klasowego wpadłam w połowie 2008 roku, chęci były olbrzymie jednak moje maluchy w brzuszku nie pozwalały mi na takie wyzwanie. Do tematu wróciłam całkiem niedawno bo w marcu bieżącego roku. Z pomocą dwóch koleżanek zaczęłam działać. Każda z nas była za coś odpowiedzialna. Nie miałyśmy wiele czasu, ponadto nie było z wieloma osobami żadnego kontaktu. Nasza kochana Pani Wychowawczyni zorganizowała nam adresy z dziennika – co znacznie ułatwiło nam poszukiwania. A do tego słynna strona www.nasza-klasa.pl która ma wielu zwolenników jak i przeciwników, również nam w tym bardzo pomogła.
Udało się !!!!! Jupiiiiii !!!!

Spotkanie odbyło się w ubiegła sobotę – 20 czerwca 2009 r. w Kompleksie Gastronomiczno - Hotelowym Baranowski w Piątnicy . Na spotkanie nie dotarła cała klasa, a tylko 10 osób – większość z mojej klasy mieszka za granicą i niestety nie mieli możliwości przybycia. Niektórzy nie mogli gdyż w ostatniej chwili coś tam wypadło, a niektórzy po prostu nie chcieli - ... a to miejsce nie dobre ... a to za drogo. I ta osoba która najbardziej krzyczała w tej kwestii nie raczyła mnie nawet powiadomić , że nie przybędzie. No cóż ten jeden przypadek pozostawiam bez komentarza ;)

Ja już nie mogłam od tygodnia się doczekać i odliczałam dni i godziny do imprezy.
Nikt się nie zmienił – dopisywało te same poczucie chumoru. Nasza Pani Profesor wciąż taka sama jak przed laty uśmiechnięta. A wszyscy starsi o 12 lat i z bagażem doświadczeń. Mieliśmy nawet małego ośmiomiesięcznego gościa. Który to był nadzwyczaj spokojny i wyrozumiały dla głośnej muzyki.
Wyszły na jaw małe grzeszki szkolne, wydało się jakim cudem kilka razy udało się dotrzeć mi i innej koleżance do pilnie strzeżonych pod kluczem testów na sprawdzian, przypomniały koleżanki mi jak to pisałam metrowe ściągi. Oj w tej dziedzinie byłam mistrzynią. Kiedyś profesor od zawodowego przedmiotu wiedział , że ściągam ale nie wiedział jak. Kręcil się i kręcił wokół mnie a i tak nie wiedział :) Teraz pewnie umarłabym ze strachu, a ręka by mi się trzęsła bardzo... bardzo...
Było co wspominać ... oj było. Za rok jak wszystko pójdzie sprawnie robimy w czerwcu powtórkę. Ale tym razem zorganizuję sobie kierowcę :)

Przy tej okazji przypomniały mi się również lata spędzone w internacie, beztroskie, bez zmartwień, bez zastanawiania się co będzie jutro. Ważne było to co będzie na śniadanie, obiad i kolację
... Czwartkowe dyskoteki na stołówce
... praktyki w Stacji Doświadczalnej
... słodki smak jabłek kradzionych z sadu
... ech to były czasy... Niezapomnianych 5 lat.... lat, które już nigdy nie wrócą....


A na zakończenie parę foteczek z pamiętnego dnia 20 czerwca 2009 roku


ja to ta w białej koszuli co wyglada jakby miała wiązać snopki - tak określił to mój Małżonek ;)


i parę foteczek z "podwórka " Kompleksu