Zanim pogoda popsuła się na dobre udało mi się tej jesieni jeszcze raz wrócić w to swoje magiczne miejsce. Liczyłam na grzybki - te oczywiście jadalne, potem chociażby na muchomory - jednakże ani tych pierwszych i też tych drugich niestety nie było. Szkoda wielka - bo tam zawsze cudowne czerwone kapeluszniki tworzą cudowny dywan na łonie leśnej natury.
Udało się jednak złapać ostatnie promyki słońca, posłuchać świergotu ptaków, pooddychać świeżym powietrzem. Tam człowiek jest sama na sam z naturą, ze sobą i własnymi myślami. Tam wszystkie troski i zmartwienia schodzą na dalszy tor. To miejsce odpręża mnie i relaksuję. Chociaż ... ilekroć tam jestem zawsze odnoszę wrażenie, że zza krzaków wyskoczą dziki i wilki ... i zawsze szukam wzrokiem jakiegoś "bezpiecznego drzewa" ;-)
Nie zdradzę Wam (miejscowym) gdzie to jest - bo to takie moje miejsce na tej kurpiowskiej ziemi.
♥ ♥ ♥