Niesamowity pomysł miała Llooka by pokazać zabawkę ze swojego dzieciństwa , potem w ślad za nią poszły inne Dziewczyny i ja też dołączam do grona tych osób. Zwłaszcza, że te stare misie i zabawki są inne, mają swoją duszę i historię - dla mnie są o wiele piękniejsze aniżeli te współcześnie dostępne. Teraz można wejść do sklepu z zabawkami dziecięcymi i dziecko może mieć każdą zabawkę - a czy rzeczywiście one tak cieszą dziecko? No może przez chwilkę bo bardzo szybko ona mu się nudzi. No same powiedzcie czyż neijest tak? Kiedyś było inaczej. Zabawka otrzymana od Rodzica to była dopiero frajda dla dziecka Sama pamiętam jak wielką radością były dla mnie te misie wręcz wyszperane i wyproszone spod lady, trafiały do mnie po długim staniu przez Mamę w kolejce . A ja potrafiłam sie przez długie lata cieszyć tymi zabawkami. Każdy miś miał swoje miejsce w moim pokoiku i każdy z nich był tak samo ważny.
To były inne czasy. Mam wiele starych misiów, wszystkie są skrupulatnie schowane – jestem sentymentalna i nie potrafię się ot tak sobie pozbyć -wyrzucić. Każdy z tych moich misiów, kotków piesków przedstawia swoja historię- każdy inną.
Dzisiaj swoja historie postanowił Wam opowiedzieć ktoś kto był numerem 1 w moim życiu. I ważny jest do dziś !!!!!!!!!!!!!
Posłuchajcie jego opowieści – długo chłopak myślał czy Wam się przedstawić, ale po tym jak Elisse przedstawiła swojego Borciucha postanowił ujawnić się i On . . . proszę tylko o wyrozumiałość i nie śmiać się ze względu na jego wiek ;) Schorowany chłopak już oj bardzo.
* * *
. . . Na imię mi Maciek
jestem kotem . . . jakby ktoś miał wątpliwości ;)
. . . mam 40 lat (a może i trochę więcej bo nie pamiętam ile czasu mieszkałem wcześniej na półce sklepowej) . . .
Wyglądam - jak wyglądam – nie oczekujcie po tylu latach tarmoszenia ,że będę miał lśniące futerko i błysk w oku.
Skąd się wziąłem pewnie jesteście ciekawi?
Otóż . . .
Pewien uroczy młodzieniec podarował mnie w dowód miłości pewnej młodej dziewczynie na 18 urodziny. Miał chłopak gest no nie- chyba liczył ze ona dostając kota czyli mnie -starą panną zostanie. Hmmm . . . Wtedy byłem młody i ładny. Miałem śliczne puchate i mięciutkie futerko w kolorze beżowym, miałem nawet łatki jak na prawdziwego kota przystało , umiałem sam stać i trzymać sztywno głowę . No może taki trochę nieproporcjonalny byłem – ale z założenia taka moja uroda miała być. Zachwycali się mną wszyscy – a ja dumny jeszcze wyżej trzymałem głowę i puszyłem się jak paw od tych pochwał.
Kilka lat później ta młoda dziewczyna miała córeczkę, której dała na imię Dorota Milena i jakoś tak mnie przygarnęła ta młoda dama pod swoje skrzydełka. Dama rosła, a ja towarzyszyłem wiernie jej w każdej chwili. Zabierała mnie ze sobą do plecaka nawet wyjeżdzając na wakacje. Zawsze rano myła mi pyszczka, ażebym był czyściutki ;) Codziennie wieczorem jak mówiła paciorek to modliła się bym nigdy nie był głodny i zawsze miał duuuużo kaszy ;) Taka jakaś bardzo mleczno-kaszowa była ta moja druga Pani ;) Więc głodny nigdy nie byłem bo jak piła kaszę przez smoka to i mnie częstowała . Dużo kaszy wypiłem w swoim kocim życiu i tak trochę kolor przy pyszczku mi się zmienił – wybielał ;) Rano jak tylko otwierała oczka wędrowała ze mną pod pacha wszędzie- do toalety, na śniadanie, na bajeczkę, na podwórko, a nawet do koleżanki . Nie ukrywam że było to nie do zniesienia czasami , ale cóż ja mogłem począć ? Zimą ubierała mnie w sweterki i nawet uszyła kapciuszki by mi łapki nie marzły. MIałem też smycz uszyta przez Dorotkę.
Często spałem przytulony do innych futrzaków - kociaków (takich biegająco- drapiących) . Na początku ciężko było zaakceptować tym futrzakom moja trochę kocią inność – jakoś nie byłem skory do zabaw. Nie umiały tego zrozumieć, że może nie mam ochoty i że nie jestem zadowolony z drapania mnie pazurkami. Jednak z opresji ratowała mnie zawsze Dorotka.
Z biegiem czasu moje futerko wycierało się , nosek odpadał, poliki się przecierały - musiałem być poddawany pewnym zabiegom naprawczym, straciłem też ogon, który został przyszyty przez Prababcię Dorotki i częściowo uzupełniony czymś tam, głowa mi odpadała ale jakoś Prababcia Stasia mnie ratowała jak mogła.
Pewnego dnia jednak Dorotka uznała , że trzeba mnie wykąpać – odświeżyc po tylu latach. Nie rozumiała, ze koty nie potrzebują kąpieli, że same potrafią się umyć łapką. Próbowałem tłumaczyć, błagalnym wzrokiem patrzyłem na nią- ale się uparła , że wykąpać mnie trzeba i basta. Ale zaraz Wam powiem w czym – no i tu mi już do śmiechu nie było ani trochę. Otóż Dorotka wyczaiła moment, że jej Mama (czyli moja pierwsza właścicielka) skończyła zmywać. Woda była bardzo tłusta i brudna i szanowna Dorotka Milenka mnie w niej namoczyła swoimi dwiema rączkami. Podtapiała mnie tam przez dobra minutę. No wtedy to przyznam się , że już przestawałem ją lubić .
Pierwszą swoją kąpiel no cóż - zaliczyłem w pomyjach :( Po tej kąpieli zmieniłem zapach – na a fujjjj co za zapach to był. Trzeba było mnie wykąpać raz jeszcze ale już w wodzie z proszkiem. Więc wylądowałem w pralce o szanownym imieniu Frania, I tak się wirowałem i wirowałem . . . Myślałem, że to koniec już mojego kociego żywota. Ledwie uszedłem z życiem, a obecny wygląd m.in. zawdzięczam tym kąpielom i uroczej Frani. Futro straciłem, skórka na której było futro zaczęła mi się przecierać, a z czasem się kruszyć. Jednak Prababcia Dorotki jak zwykle niezawodna istota znów mnie podleczyła i reanimowała na nowo do życia. Jednak łepka już nie umiałem sam trzymać i tego już nie dało się naprawić. Stałem się bardzo delikatny i każde mocniejsze szarpnięcie powodowało, ze pękała mi skórka. Zmieniłem kolor .
Gdy Dorotka poszła do szkoły średniej i zamieszkała w internacie – pojechałem z nią i pomieszkiwałem z nią tam przez około 5 lat. Trochę byłem wyśmiewany z racji mojego wyglądu ale Dorotka dzielnie mnie broniła i nie pozwoliła by ze mnie drwiono. W najgorszym wypadku gdy było w pokoju internackim nr 315 dużo młodzieży – na ten czas skrywałem się w szafie Dorotki- co by komuś nie przyszło do głowy poddawać mnie różnym eksperymentalnym zabiegom. Okropni chłopaczyska nawiedzali ten pokój 315. Brrrrr .....
Jednak czerwony języczek straciłem w internacie
Oj biednie mi się obecnie wygląda. Dorotka jest już duża i kiedyś tam naszyła mi trochę łatek, takie niezdarne, nieładne. Robiła to delikatnie i tylko tyle ile niezbędne bym nie pruł się dalej. To tez musiała robić delikatnie bo każde ukłucie igłą powodowało ze ja się sypałem . Uszka mam poszarpane , języczka wciąż brak, na łapkach stać nie umiem , a łepek mi leci.
Ale jestem wyjątkowy boooo...... nie zauważyliście pewnie , że mam dwie pary uszu ????
:) :) :)
Ale kocham tą moją Dorotkę mimo tych jej wybryków jakich dopuściła się wobec mojej kociej osoby. Dorotka z racji szacunku do mnie –niestety ukrywa mnie przed Miłkiem- no słodkie dziecię , ale już bym nie przeżył chyba ;( Więc siedzę sobie w kąciku cichutko wraz z moim ochroniarzami - kumplami . To moi najlepsi przyjaciele od wielu wielu lat i chciałem ich Wam przedstawić. Imion nie mają ale są wyjątkowi. Miś z lewej do dziś mruczy jak się nim przekręca, a Miś z prawej to prawdziwy przystojniak :)
Jest nas jeszcze więcej , ale może kiedys jeszcze Wam przedstawię moich przyjaciół mieszkających w kartonie.
Pozdrawiamy serdecznie wszystkie „historyczne” Misie. Machamy do Was przyjażnie swoimi łapkami, a ja jeszcze ogonkiem. WYCHODZCIE z szaf, kartonów bo chętnie Was poznam.
Maciek