Pomyślałam sobie – „hmmm . . . żadna ze mnie pisarka, ale może spróbuje, a co tam. Najwyżej skończy się tylko na tym jednym opowiadaniu i tyle”. Więc próbuje j swoich sił.
Dzisiaj mój "debiut literacki" ;) , więc jeśli macie ochotę zapraszam
do przeczytania mojego pierwszego w życiu opowiadania
pt
„Droga”. W opowiadaniu
tym zbieżność miejsc, osób i zaistniałych sytuacji jest zupełnie przypadkowa .
Mam nadzieję, że wytrwacie do końca mojego opowiadania, a następnie szczerze wyrazicie swoją opinię. Konstruktywna krytyka jest jak najbardziej wskazana. Będę wdzięczna.
Zapraszam i tym samym życzę przyjemnej lektury.
„DROGA”
. . . po cichu wymknęła się z domu, nie chcąc nikogo obudzić. Nie zdążyła się nawet przebrać . Biegła polną drogą w nocnej płóciennej koszuli . . . Tak bardzo chciała zobaczyć właśnie dzisiaj wschód słońca nad rzeką. Często tak robiła, ale dziś czuła , że to będzie wyjątkowy wschód słońca . . . Wianek który uplotła z polnych - jeszcze mokrych od rosy kwiatów - zbieranych w pośpiechu, delikatnie opadał na czoło, a niesforne kosmyki włosów tańczyły na wietrze. Zatrzymała się . . . Nad linią horyzontu rozbłysła piękna kula, która coraz bardziej odbijała się w tafli wody .
. . . wzniosła ręce ku górze i poczuła się wolna jak ptak. Poranna rosa obmywała jej małe stopy a pierwsze promyki słoneczka rozświetlały jej buzię . . . czuła się szczęśliwa . . . całym ciałem szczęśliwa . . .
* * *
W sali, na której leżała ukradkiem wkradało się światło z oświetlającej ulicę latarni – spojrzała unosząc ciężkie powieki. Ze spokojem wodziła wzrokiem po czterech ścianach . . . Nie była sama. W kąciku na fotelu drzemał przykryty kocem jej Mąż. Był z Nią od kilku dni – dniem i nocą. A jeszcze kilka dni wczesnej radośnie przemierzali szlaki górskie. Snuli plany na przyszłość . . . planowali rozbudowę swojego domu, by mogła tam mieć swoja własną pracownię . . . to było takie realne .
* * *
Dzień w którym dowiedziała się zupełnie przypadkiem ,że jest poważnie chora - nie przekreślił wszystkiego, nie złamała się. Wiedziała, że będzie to trudna walka, ale wierzyła ,że ją wygra. Operacje, które przeszła zasiały spore spustoszenie w jej organizmie, musiała się nauczyć na nowo akceptacji swojej osoby. Jak nigdy dotąd pragnęła żyć. Rodzina była niesamowitą podporą w tych krytycznych chwilach . . . ONA - wspaniała Żona i kochająca Matka swoich Dzieci - nigdy nie narzekała . W miarę upływu czasu wróciła do pracy zawodowej, bo tej jej brakowało. Znów mogła realizować projekty, organizować wystawy – żyła pełnia życia, bo zrozumiała jakie ono jest kruche; jak w cenna jest nawet każda najmniej ważna chwila .
Rodzina przez lata zdążyła oswoić się z Jej chorobą, Ona uczyła ich jak na nowo uśmiechać sie, jak radośnie żyć . . .
Przecież nic się nie zmieniło – tylko to, że choroba się cofnęła. To był dzień, w którym Ona, On i Dzieci - wszyscy rozpoczęli nowy rozdział w życiu . . .
Nie przypuszczała, że choroba może powrócić i jednocześnie tak szybko postępować. Mimo to wciąż snuła plany co jeszcze zrobi, gdzie pojedzie . . .
Leżała nieruchomo, a ból jaki wypełniał jej ciało był nie do opisania. Morfina jednak powodowała , ze mogła chociaż normalnie myśleć, chociaż nie mogła już wydobyć z siebie słowa . . . nie mogła nawet się uśmiechnąć ani też podnieść ręki.
* * *
On . . .
Zerwał się ze snu . . . pokój wypełniony był światłem . . . , a wśród tej głuchej ciszy jaka panowała na oddziale i na sali usłyszał dzwoneczki, takie jak przy pędzących zimą saniach. Myślał że śni, nie wiedział skąd dobiega ten dźwięk . . . i to światło . . .
Ujrzał Ją -leżącą na szpitalnym łóżku z wziesionymi rękoma ku górze, tak jakby komuś chciał je podać, uśmiechniętą . . . było w niej tyle lekkości. Przetarł oczy – „przecież nie mogła podnieść ręki,” – pomyślał. To nie był jednak sen. Stał nieruchomo i patrzył jak Najświętsza Panienka przyszła . . . do Niej . . . po Nią . Wiedział . . . tyle razy słyszał od Niej, że najświętsza Panienka przychodzi do osób, które modlą się odmawiając Różaniec. Które wierzą . . . Ona wierzyła . . .
* * *
Ujrzała DROGĘ, tą którą kiedyś w dzieciństwie przemierzała nie raz, na spotkanie ze wschodem słońca. Czuła się jak ta mała dziewczynka z wiankiem z polnych kwiatów , biegnąca boso po rosie. Czuła się wolna . . . wyjątkowo . . . inaczej . . . była lekka, nie bolało ja już nic . . . widziała stojącego nad Nią Męża , widziała strach w Jego oczach. Wiedziała, że On już wie . . . wiedziała, że rozumie . . . czuła się bezpieczna i spokojna. Nigdy nie była w ciągu swojego niespełna 37 letniego życia taka spokojna jak dzisiaj . . .
Podniosła dłonie w górę . . . Uśmiechnęła się . . . wiedziała, że od teraz będzie kroczyła, ta sama drogą tylko Tam.
* * *
Patrzył jak Jej dłonie opadły na biała pościel . . . dzwoneczki ucichły a w Sali zapanował znów mrok . . .
Westchnął . . . i uśmiechnął się . . . zamknął oczy i ujrzał ją kroczącą piaskową drogą ku wschodowi słońca . . . Znał to miejsce, nie tylko z Jej opowieści, wiele razy zabierała jego i Dzieci nad tą rzekę. Zatrzymała się i uśmiechnęła się do Niego
Odwzajemnił uśmiech . . . Odwróciła się i podążała drogą dalej.
* * *
Była już wolna i szczęśliwa .
Pozdrawiam ciepło
Dorota – od dziś może "Wasza pisarka" .