Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dublin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dublin. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 listopada 2016

13 listopada 20.....r.

Trzynastka zawsze była moją szczęśliwą liczbą :)

 miejsce: DUBLIN

czwartek, 5 maja 2016

On the streets of dublin

Tak, tak, tak - wiem 
obiecałam dawno temu ten post z Irlandii
ale jestem usprawiedliwiona - jednak pisać o tym nie będę :)
Mój domowy ścienny kalendarz z wyrywanymi kartkami zatrzymał się na dacie 19 marca - trochę dawno ;-)
Dlatego kiedy niektóre sprawy dopinają się już na ostatni guzik czas w końcu wyrwać zamierzchłe kartki z kalendarza i ustawić majową- aktualną. Wrócić  w normalny tryb funkcjonowania :)
W końcu  - jupiiiiiiiiiiiii  :-)
Nareszcie też wracam na dobre do blogowania - na jak długo czas pokaże. W jakiej formie też czas pokaże  :) Przydały by się zmiany jakieś, tylko jeszcze nie wiem jakie  :)

Myślałam w jakiej formie pokazać Wam nasz wypad do Irlandii, czy w telegraficznym skrócie, czy też tematycznie. Wybrałam to drugie, bo mnóstwo  fajnych zdjęć powstało - jednak te nasz prywatne, na luzie zostawiam wyłącznie dla nas - do naszego na wyłączność domowego albumu :)

W Dublinie byłam już drugi raz i z każdym kolejnym razem coraz bardziej to miasto mnie porywa -  miasto żyje od  rana do nocy, tu nie ma nudy i monotonii - jest za to feria kolorów, która bije po oczach i wciąga zwykłego turystę w swój rytm dnia, nie powodując znurzenia.
To mnie zachwyca.

Tak więc żeby nie przedłużać - na pierwszy ogień idą ulice Dublina.
Urządziłyśmy sobie z Pauliną całodniowy Tour de Dublin, bez dzieci, na luzie zahaczając każdy sklepik i wszystkie możliwe second handy jakie napotkałyśmy na swej drodze.
To był czas tylko dla nas - tak jak  lubimy, bez pośpiechu i z dobrą herbatką i burgerem na koniec dnia.
Zmęczone i zadowolone, obładowane torbami z zakupami jak przekupki z bazaru ledwie zdążyłyśmy na ostatni autobus.

Mam nadzieję, że jakość przetrwacie ten dubliński zdjęciowy spam :)

Zatem miłego oglądania.

Dorota


wtorek, 25 marca 2014

Klimatyczna knajpka

Początek marca ...
długie spacery w deszczu ...
i wśród wielu fajnych barów, knajpek wyłania się TA  "otwarta" na świat - której nazwy nie zapamiętałam.
Idealna na zjedzenie śniadania, czy wyskoczenia na lunch w trakcie pracy.
Nie było czasu na szybką kawę, bo przecież tyle było jeszcze do zobaczenia :)
Na pewno kiedyś na spokojnie znajdę na to czas - jeśli ona jeszcze tam będzie. A jeśli nie, to każda inna również będzie odpowiednia :)
Bo właściwie nie ważne gdzie, a ważne z KIM :)








 foto: Dorota & Paulina

piątek, 21 lutego 2014

Wiosennie w The Garden


Obok tej kwiaciarni naprawdę nie można było przejść obojętnie, piękne kwiaty z daleka uśmiechały się w naszą stronę i swym subtelnym zapachem zwabiły nas do środka.
A w środku jak i na schodkach prawdziwy raj dla osób kochających piękne klimaty :)
Sami popatrzcie :)











foto: Mili & Paula

czwartek, 20 lutego 2014

THE GARDEN

W pewien marcowy deszczowy dzionek podczas wędrówki po pewnym mieście natknęłąm się na tak zachęcającą by do niej wstąpić  kwiaciarnię. A Wy macie ochotę do niej zajrzeć?  :)



sobota, 4 maja 2013

HIPPETY"S Farm


Witajcie  majówkowicze - wypoczywacie?
ja własnie zaliczyłam poranną kawkę i snuję plany na resztę dnia.
Pogoda typowo "irlandzka" wypadałoby rzec, chociaż to "nasze polskie" niebo.
...
Wtedy też padało, od rana - ale nie przeszkodziło nam by spakować się całą gromadą w 2 auta i zrobić sobie całodniowy tour de Dublin.
W jednej z uliczek dostrzegłam uroczą , emanującą kolorem knajpkę - niczym nasz dawniejszy PRL-owski bar mleczny tylko w ZNACZNIE  ładniejszym wydaniu.

A z nieba kap kap - chciałoby się wejść, a Pan przed samym nosem zamknął nam drzwi bo organizował pewnie jakąś mini zamkniętą imprezkę. No szkoda. Nie pozostało nic innego jak przykleić nosek do szyby i podziwiać to miejsce przez szybkę.
Chcecie dowiedzieć się co kryje się za tymi magicznymi drzwiami z ceramicznymi ozdobami?



Knajpka jest bardzo kolorowa, dominują wesołe ceratki, a przy stolikach stoją krzesełka i każde z tzw. "innej pariafii" (stoliki również różne ;). Na suficie mnóstwo lamp w różnych kształtach, zaś na siedziskach przy ścianie piekne poduchy dla wygodnickich. Na ścianach dominują ręcznie malowane obrazy  w wiejskich klimatach - ma być wiejsko - taka jest idea tego miejsca.
Tulipan na kazdym stoliku - mi przypomina o naszych goździkach :)

Sami zresztą zobaczcie i oceńcie czy mielbyście ochotę napić się właśnie w tym miejscu kawy z mlekiem i zjeść jajecznicę od szczęsliwej kurki z farmy :)










Miłej majówkowej soboty Wam życzę

Mili

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Chwil łapanie


Aparat fotograficzny towarzyszy mi podczas praktycznie każdego wyjścia - wyjazdu, to jak uzależnienie – na dodatek bardzo przyjemne. Nie wszyscy oczywiście patrzą na to uzależnienie przychylnym okiem, jedni podchodzą obojętnie(czyt. normalnie) do osoby fotografującej na mieście np. kubek po kawie, inni pukają się w czoło myśląc - czy ona oby na pewno jest normalna? czy dobrze się czuje? czy oby na pewno z nią w porządku? hmmmm?
Czasami potrzeba czasu by to zrozumieć. Nie wszyscy rozumieją i zrozumieją.
Cieszy mnie też to, że dla większości to normalna sprawa, a wręcz umieją dostrzec fakt, że osoba fotografująca czerpie z tego przyjemność.
Na początku owszem miałam opory by wyjąć aparat z torby i pstrykać zdjęcia, zastanawiałam się co myślą inni .
Przełamałam się.
Dzisiaj naprawdę nie obchodzi mnie to, co myślą  znajomi - ci bliżsi i dalsi, środowisko w którym żyję czy ludzie na ulicy.
Nie interesuje mnie szeptanie za plecami i ewentualne poźniejsze komentarze.
Jestem sobą i zawsze robię to co lubię.


Nie jestem fotografem i nigdy nie mam zamiaru tak o sobie powiedzieć – jestem totalnym amatorem, (jak większość) który pstryka zdjęcia bez wielkiego zastanowienia się i specjalnego przygotowania. Nawet te które są nieostre, które zrobione są szybko bo akurat chciałam uchwycić jakąś chwilę, ruch, osobę mają dla mnie znaczenie. Często są chwile, które chcę złapać i już, bo są tylko tu i teraz- nie powtórzą się i mam tylko ułamek sekundy by zatrzymać je w kadrze.
Ale nie ukrywam - lubię "bawić" się aparatem i wciąż lubię odkrywać nowe możliwości obiektywów, które są tak szalenie fantastyczne i tak koszmarnie drogie niestety.

 * * *
Nigdy nie fotografowałam ludzi - ale ostatnio podczas spaceru uliczkami Dublina naprawdę nie mogłam się powstrzymać by nie złapać w kadr tych osób.

Poznajecie naszą droga koleżankę ? ;)


Zaintrygowała mnie ta Pani buszująca w tym niezwykłym miejscu, o którym niedawno wspomniała Paulinka na swoim blogu. Możecie poczytać o tej księgarni TU .


Chciałaby mieć tyle czasu by po skończonym posiłku na mieście nigdzie nie spieszyć się :)



Ten Pan był obłędny.
Pędził tak szybko  niczym Mag, który chce przemknąć i być niedostrzeżony w tłumie.


... w przerwie na lunch


 ... wciąż słyszę te dzwięki


To nie ta blondynka, a arkusze kolorowego papieru mój wzrok przyciągnęły.
Dobrze że Ona o tym nie wie ;)


Nigdy nie zapomnę min tych mężczyzn czekających w kolejce na strzyzenie u fryzjera.
Zdjęcie tego nie oddaje, ale to byli najbardziej znudzeni do granic możliwości Panowie jakich kiedykolwiek w życiu widziałam.



czwartek, 14 marca 2013

Światynia rozrywki w Kościele


Biegając po uliczkach Dublina każdego w końcu dopadnie kiedyś głód. Człowiek - odruchowo szuka restauracji w zaciszu której mógłby przycupnąć i coś zjeść. 
Miejsce które chciałabym Wam pokazać, nie pojawiło się na naszej drodze przypadkiem.  Wpisane było w nasze jednodniowe Tour de Dublin  i było zwieńczeniem cudownie spędzonego dnia.  

Zmęczeni, głodni dotarliśmy wszyscy do The Church ...


W centrum Dublina  znajduje się pewien kościół, ale nie jest to taki zwykły kościół. Otóż podobno od 1964 roku budowla ta przestała mieć swoje chrześcijańskie powołanie, wtedy to odbyły się też ostatnie święte sakramenty. Odrestaurowano go starając się zachować jego charakter sakralny - na swoim miejscu pozostały witraże, organy  i obecnie kościół przeżywa swój  renesans w nieco innej niż religijna odsłonie.


Ciekawostką jest to, że w tym nigdyśniejszym  kościele  Świętej Marii w 1761 roku wziął ślub Arthur Guinness, założyciel słynnego browaru. 
Obecnie  w pub-ie można zjeść pyszny obiad, napić się  piwa, spotkać ze znajomymi na pogaduchy przy winku, zaś samo wnętrze zaaranżowane jest fantastycznie
W weekendy organizowane są dyskoteki - podobno można poszaleć w towarzystwie prochów kilku zasłużonych dla miasta osób (znajduja się krypcie restauracji ;)
Przydałby się jeszcze o północy dzwięk organów, szczęk kluczy i zjawy na balkonach - dreszczyk emocji gotowy ;)  Chociaż i tak go nie brakuje będąc w tym miejscu.











Z napełnionymi brzuszkami i wskrzeszonymi siłami witalnymi po wizycie w tak kontrowersyjnym miejscu, po całym dniu zwiedzania miałyśmy jeszcze siłę na całkiem  typowo babski shopping , podczas gdy reszta towarzystwa poległa ze zmęczenia.

Kobiety mają zdecydownaie więcej energii ;)
To był bardzo udany dzień :)

zdjęcia : Dorota (Mili) 
(za jakoś zdjęć wybaczcie , było ciemno i obiektyw  nie podołał )