Nadarzyła się okazja, więc czemu by ją zmarnować - a na dodatek nie na drugi kraniec świata.
Już na początku roku planowaliśmy wyjazd do Wilna, ale zwyczajnie plany się pokrzyżowały ( nie nam ;) Tak naprawdę do Wilna nie mam daleko, bo tylko ok 330 km - to i tak bliżej aniżeli na południe Polski. Jakoś tak mi zawsze w te wschodnie strony nie było po drodze.
Zazwyczaj gdy wybieram się w nowe miejsca staram się "delikatnie" zrobić rozeznanie, przejrzeć przewodnik lub przewertować internet by nie poruszać się po omacku. Lubię wiedzieć co chcę zobaczyć, gdzie być i na co zwrócić uwagę. Tym razem była to "randka w ciemno". Jednak na miejscu mieliśmy osobistego - prywatnego przewodnika (tubylca ;).
Byłam właściwie we wszystkich miejscach, jakie polecają przewodniki i o których można poczytać w internecie. Cmentarz na Rossie był naszym pierwszym punktem jaki zobaczyliśmy. Przemierzyliśmy uliczkami Wilna mnóstwo kilometrów w ciągu 2 dni, weszliśmy się górę zamkową, na której znajduje się baszta Giedymina, zaliczyliśmy też górę Trzech krzyży upamiętniającą męczeństwo siedmiu franciszkanów, a z której to można podziwiać przepiękną panoramę miasta i tego starego i tego już nowoczesnego. Nie dało się też ominąć pięknych kościołów i katedry na placu katedralnym.
Po całym dniu zwiedzania miło było napić się pysznego piwka na TV Tower , na której znajduje się na wysokości ok 160 metrów ( źródło internet) taras widokowy z kawiarnią. Przepyszne widoki tam były, ale o tym napiszę innym razem.
A tymczasem zapraszam Was do krótkiej plenerowo - panoramicznej pierwszej relacji z wizyty w Wilnie.
Słonecznego piątku Wam życzę
Mili - D o r o t a :)