Biegając po uliczkach Dublina każdego w końcu dopadnie kiedyś głód. Człowiek - odruchowo szuka restauracji w zaciszu której mógłby przycupnąć i coś zjeść.
Miejsce które chciałabym Wam pokazać, nie pojawiło się na naszej drodze przypadkiem. Wpisane było w nasze jednodniowe Tour de Dublin i było zwieńczeniem cudownie spędzonego dnia.
Zmęczeni, głodni dotarliśmy wszyscy do The Church ...
W centrum Dublina znajduje się pewien kościół, ale nie jest to taki zwykły kościół. Otóż podobno od 1964 roku budowla ta przestała mieć swoje chrześcijańskie powołanie, wtedy to odbyły się też ostatnie święte sakramenty. Odrestaurowano go starając się zachować jego charakter sakralny - na swoim miejscu pozostały witraże, organy i obecnie kościół przeżywa swój renesans w nieco innej niż religijna odsłonie.
Ciekawostką jest to, że w tym nigdyśniejszym kościele Świętej Marii w 1761 roku wziął ślub Arthur Guinness, założyciel słynnego browaru.
Obecnie w pub-ie można zjeść pyszny obiad, napić się piwa, spotkać ze znajomymi na pogaduchy przy winku, zaś samo wnętrze zaaranżowane jest fantastycznie
W weekendy organizowane są dyskoteki - podobno można poszaleć w towarzystwie prochów kilku zasłużonych dla miasta osób (znajduja się krypcie restauracji ;)
Przydałby się jeszcze o północy dzwięk organów, szczęk kluczy i zjawy na balkonach - dreszczyk emocji gotowy ;) Chociaż i tak go nie brakuje będąc w tym miejscu.
Z napełnionymi brzuszkami i wskrzeszonymi siłami witalnymi po wizycie w tak kontrowersyjnym miejscu, po całym dniu zwiedzania miałyśmy jeszcze siłę na całkiem typowo babski shopping , podczas gdy reszta towarzystwa poległa ze zmęczenia.
Kobiety mają zdecydownaie więcej energii ;)
To był bardzo udany dzień :)
zdjęcia : Dorota (Mili)
(za jakoś zdjęć wybaczcie , było ciemno i obiektyw nie podołał )