Lawenda zagościła juz chyba na większości blogach. Nie mogło zabraknąć jej również u mnie. Niestety nie było mi dane w tym roku cieszyć się doniczkową, nie mogłam jej najzwyczajniej nigdzie znaleźć. Ja oczywiście posiałam kilkaset nasionek , jednak uwierzcie albo nie wzeszło tylko jedno nasionko i jest wielkości ok 4cm - dodam , że wysiana była w połowie kwietnia. Rośliny mnie po prostu nie lubią.
Za to zasuszonej lawendy jak co roku u mnie dostatek.
Zakupiłam lawendowe bukieciki i mnóstwo zasuszonego lawendowego kwiecia. Tego sobie nigdy nie odmówię odkąd poznałam cudowna magię zapachu lawendy.
I dzisiejsza zdobycz, jeszcze cieplutki bo przed samym obfoceniem wyjęty z paczki- chustecznik.
Mój pierwszy, wyszperany - wyczekany. Kupowalam z myślą by go pobielić ale teraz sama nie wiem czy nie zostawić takiego właśnie. Kolorem jest zbliżony do takiego starego żeliwa.
Zostałam również obdarowana lawendowym wianuszkiem, który specjalnie dla mnie zrobiła Lambi.. Dziękuję Ci moja Droga bardzo. Wianuszek wisi sobie grzecznie przy wejściu do kuchni i cieszy me oczy nawet teraz gdy pisze tego posta.
Na lewo (zdjęcie powyżej) kolejny zakup, dzięki uprzejmości Ushii . Metalowa tablica - kalendarz, utrzymana w starym klimacie retro. Zawisła również w kuchni w towarzystwie lawendowego bukieciku.
To jednak nie koniec lawendowych i nie tylko przyjemności.
Otóż znów wygrałam w zabawie candy różne słodkości. Tym razem poszczęściło mi się u Elamiki w Moich Zawirowaniach .
Ela obdarowała mnie lawendowym mydełkiem - mniam mniam, aż szkoda używać ;)
puszeczką w słodkie gąski, która ma juz zastosowanie. Obiecałam Eli zdradzić jakie, ale o tym będize w innym poście bo tematycznie będzie pasowało ;)
obrazkiem na ścianę oraz śnieżynkami szydełkowymi
Elu dziękuje Ci ślicznie za te wszystkie prezenty.
Śnieżynki zawisły sobie również na nowym nabytku - magnetycznej tablicy - wieszaczku w towarzystwie ptaszynek.
Żegnam się z Wami późną czwartkową porą i w następnym poście zapraszam na CANDY do mnie