Fatalne w skutkach wydarzenia sprzed dwóch lat (pobyt w szpitalu od ostatniego dnia sierpnia, potem ciągłe leżenie związane z moją ciążą bliźniaczą; radość , że mimo wszystko moje maleństwa mają się wyśmienicie i lada dzień będziemy je witać, i na koniec tragiczny niespodziewany finał ciąży) sprawiły, że chyba taki nostalgiczny wrzesień będzie już każdy.
Boli dalej i bedzie bolało. Nieprawda, że czas leczy rany, czuję się tak jak dokładnie 2 lata temu, Tylko codzienność nie pozwala mi na rozpacz. To nic by nie dało, wręcz byłoby jeszcze gorzej. Wciąż nie ma dnia kiedy nie uroniłabym łezki - nawet wtedy gdy idę do pracy i spoglądam na cmentarz. Może łatwiej mi bo mogę do Milenki zaglądać prawie codziennie, nawet siedząc w pracy przy biurku widzę cmentarz - jest po drugiej stronie ulicy. Więc zawsze jestem blisko :)
I może dlatego też mi łatwiej.
Nawet Miłoszek wie już jak zaprowadzić Mamę do Milenki, sam prowadzi :) Wtedy też skapnie łezka
. . .
Ale nie dajemy sie tym przeciwnościom losu jak tylko jest to możliwe.
Kocham wrześniowe i nie tylko wrzesniowe spacery z moim Synkiem. To mnie odprężą, pozwala pomyśleć nad życiem, nad tym co dobre, co złe; co ważne, a co mniej.
I w miarę możliwości prawie codziennie spacerujemy, odkrywając nowe zakątki mojej miejsciowości. Czasami zaglądamy ludziom prawie w "okna", rozglądamy się czy na płotach nie wiszą fajne dzbany , niepotrzebne gospodarzom. Czasami mamy ochote zajrzeć do środka opuszczonych rozwalających się chałupek.
A najlepsze jest to, że jak tak chodze z tym "fotoaparatem" :) to uchodzę za jakąś dziwaczkę. No bo kto normalny chodzi i po wsi zdjęcia robi.
Z kazdego takiego wypadu przynosimy masę zdjęć.
Dzisiaj chce się z Wami podzielić niewielką garstką moich spacerowyc foteczek.
Kapliczek jest mnóstwo, a może kiedyś nim poświęcę oddzielny post?
Mamy nawet mały strumyczek, koszmarnie zaniedbany, płynie nawet tuż za moimi zabudowaniami, niestety tam bardzo brudny jest więc obfociłam tam, gdzie zielono i sympatycznie :)
Chmury szczególnie uwielbiam fotografaować, roztańczone, czasami przerażające swym ogromem
jednak w rezultacie piękne
A na niebie wrony, stado kraczących wron, mieszkają nieopodal mnie , co prawda mi nie przeszkadzają i nie wadzą to dalszym Sąsiadom chyba już tak radośnie nie jest :)
I fragmenty domostw, tych zamieszkałych i takich do których nikt już nie zagląda.
Fragment drogi wiodący do domu, "którego już nie ma" mojej Babci, tam gdzie spędzałam moje dzieciństwo w każdej wolnej chwili.
I na koniec uchylam rąbka moich drewnianych zabudowań gospodarskich.
Uwielbiam te drewniaczki !!!
Miłego i słonecznego wrześniowego wtorku Kochani Wam życzę