I znowu w łeb wzięły moje plany,
żeby posty zamieszczać systematycznie. Albo plecy bolą, albo w ogóle
samopoczucie siada, albo wciąga mnie jakaś książka. A ostatnio, jak już wciąga,
to na amen. Lubuję się teraz w szwedzkich kryminałach – wiem, nie jestem zbyt
oryginalna, ale cóż… Próbuję nawet zgłębić tajniki języka szwedzkiego, online
oczywiście. I nawet bym przełknęła gramatykę, bo w końcu to kilka zasad, które
trzeba zapamiętać, ale wymowa mnie po prostu załamuje. Ten dziwaczny akcent,
sylabizowanie, wymawianie liter w różny sposób w zależności od „sąsiedztwa”…
Eh, może kiedyś mi się uda. Może spełni się marzenie o wyjeździe do Sztokholmu
i w dzikie ostępy Skandynawii, gdzie w najbliższym czasie jedzie mój Ukochany.
Ale wracam do tematu :D Jako,
że już niedługo nasza Fretka zejdzie trochę na dalszy plan (choć zamierzamy
angażować ją w wychowanie Łucji), to postanowiłam coś zrobić dla niej.
I tak oto nową szatę zyskał koszyk naszego
psiaka i teraz bardziej pasuje do przedpokoju. Załatałam też jej kocyk, który
kiedyś pogryzła próbując dostać się do zawiniętej w nim kości. No i zrobiłam
też tabliczkę z jej imieniem. Literki malowałam bez szablonu, tzn. nie do
końca. Najpierw stworzyłam wzór na zwykłej kartce, potem naniosłam go za pomocą
kalki na deseczkę, pomalowałam dodając cienie. I nawet jestem zadowolona. Samą
tabliczkę oczywiście wyciął i nawiercił mój nieoceniony Mąż (poczekajcie, aż
Wam się pochwalę wyciętymi przez niego kurką i aniołkiem). Sama raczej nie
dałabym rady, bo narzędzia elektryczne cosik mnie nie lubią…
Teraz pokarzę Wam kilka
obiecanych ostatnim razem dekupażowych słoików. No dobrze, żeby niektórych dekupażystów-faszystów
nie obrażać, słoiki ozdobiłam metodą serwetkową, a nie klasycznym decoupage, w
którym używa się papieru, a nie serwetek :D
Zaznaczyć muszę, że kwiatek na dekielku jest namalowany, a nie naklejony. Taka ze mnie chwalipięta...
Następnym razem będzie kilka
butelek.
A na koniec zapchajdziura. W
sensie takim, że nie będę pisać osobnego posta tylko o kolczykach :)
Zrobiłam je jakoś tak w
przypływie natchnienia. Dwie pary już trafiły do nowej właścicielki. Do niej
też trafiła jedna z moich butelek. Od niej też dostałam wczoraj śliczną
paczuszkę, ale jeszcze nie obfociłam, więc będzie o tym wszystkim następnym
razem osobny wpis.
A dziś żegnam się już z Wami i
życzę udanego weekendu!