Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzaczki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzaczki. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 kwietnia 2017

Konik dla Karola

Na stronie Małopolanek pojawił się wpis o pomocy dla Karola Mikołajczyka. Ten dzielny mały człowiek nie chodzi. Ale możemy to zmienić. Chłopiec potrzebuje dwóch operacji, których koszt to 320 tyś. złotych. 
Aby jak najwięcej osób dowiedziało się o akcji powstała inicjatywa z konikami. To ulubione zwierzęta Karola. Uszyłam więc małego szarego konika i tym samym proszę Was o udostępnianie na fb, czy tworzenie następnych koników. 
Karola można pomóc wpłacając dowolną kwotę poprzez fundację Się Pomaga. 






Aby wziąć udział w wyzwaniu, należy:
-wykonać dowolną techniką konika - dajcie się ponieść fantazji!
-zdjęcie konika zamieścić na swoim blogu z opisem:

#we4Karol konik dla Karola!
Wykonaj KONIA dowolną techniką i w dowolny sposób i udostępnij swoją pracę na blogu, fb itd.
Niech jak najwięcej osób dowie się, że Karol zbiera na operacje!


niedziela, 7 lutego 2016

Jak pies z kotem

Co za niedziela! Piękna, słoneczna i pełna niespodzianek... 

Chciałam Wam dziś pokazać dwa zwierzątka, teoretycznie antagonistyczne, a w praktyce często  to najlepsi przyjaciele - pies i kot. 
Pierwszego zrobiłam z resztek masy ciasto-plasto, którą Łucja dostała kiedyś od kuzynki. W zestawie było pięć kolorów oraz pudełeczko z zawieszkami, zapinkami do broszek i magnesami. Do tego instrukcja z figurkami, jakie można zrobić z tego genialnego tworzywa. Na prawdę polecam! Łucja miała na prawdę świetną zabawę. Ale jak każda rzecz tego rodzaju, taki i ciasto-plasto dość szybko twardnieje, nawet w zamkniętym pudełku. Trzeba było więc wykorzystać wszystko do końca. Z takiej właśnie końcówki powstał piesek, który razem z zawieszką i koralikami stworzył breloczek. 




Kotka uszyłam natomiast dla Małej Jubilatki. Urodzinki obchodziła w połowie stycznia. Jej Ciocia doniosła mi niedawno, że Katarzynka bardzo polubiła pluszaka i nawet z nim śpi! To miód na moje serce! Pisałam Wam nie raz, że największą radością dla mnie jest miłość, jaką obdarowane dziecko obdarza zrobioną przeze mnie przytulankę. Jeszcze raz sto lat Kasiu!





Miłego tygodnia życzę wszystkim! 


wtorek, 17 lutego 2015

Ostatnie renifery

Wiosna idzie. Czas zaganiać ostatnie stada reniferów na Północ. Dlatego zebrałam pozostałe zdjęcia, bo rogaczy już u mnie oczywiście nie ma, żeby Wam pokazać wszystkie jednocześnie. Moje kochane, sznurkowe zwierzątka... 






Swoją drogą usilnie zastanawiam się nad dekoracjami na Wielkanoc, bo to już przecież za momencik. Może wrócę do dekupażu... Kto wie? W tym roku stawiam na naturalne kolory z odcieniem niebieskiego... 
Dziękuję Wam za wszystkie życzenia zdrowia. Obie z Łucją czujemy się już dobrze. Jestem pewna, że to także dzięki pozytywnej energii od Was!

czwartek, 16 października 2014

Kotek dla Soni


Maskotka, którą Wam dziś pokazuję powstała już dość dawno temu. Poprosił o nią kolega z pracy. Było kilka warunków – miał to być kotek stojący, odpowiedniej wielkości. Miał też mieć wyhaftowany napis, imię właścicielki – Sonia. Powstał więc sobie taki oto zwierzak:




Do zrobienia obróżki wykorzystałam klamrę od starego paska i kawałek lnu. Generalnie im dłużej na niego patrzę, tym mniej mi się podoba. Dlatego tak długo go nie pokazywałam. Może te oczy, które kojarzą mi się z pająkiem… A może asymetryczna głowa... Sama nie wiem. W każdym razie, jaki kot jest, każdy widzi :D Jako ciekawostkę dodam, że to pierwszy z moich wytworków, który poleciał do USA. Bluszcz zaczyna oplatać kontynenty! 
Wirtualne buziaki dla wszystkich!

środa, 19 czerwca 2013

Moj ty mysiacik



Kiedyś będąc w Pradze kupiłam pocztówkę, na której były dwie zakochane myszki i jedna do drugiej mówiła właśnie „moj ty mysiacik”, czy jakoś tak. W każdym razie tak to zapamiętałam :D Mając na względzie temat dzisiejszego posta, tytuł nasunął się natychmiast.


Pomysł na myszki zaczerpnęłam od Tychny. Widziałam u niej niedawno podobne. Przyszło mi wtedy do głowy, że mogę zrobić takie dla kotów mojej… no właśnie, kogo? Żony kuzyna mojego męża :D No niech będzie, że dla kotów mojej kuzynki :D Robiłam je w odstępie czasu, więc rodzinnej "słit foci" nie będzie, niestety. Już Wam jednak tłumaczę, jak zrobić takie kocie zabawki. 


Potrzebne będą: kawałek polaru lub innego materiału (wykrawamy cztery kółka na uszy i dwa na korpus), gruba nić w kontrastowym kolorze, sznurek na ogon (np. kawałek sznurowadła), wypełnienie i rzeczy najważniejsze – pudełeczko po zabawce z jajka niespodzianki oraz granulki z tych, co to niby pochłaniają wilgoć, a są dołączane np. do butów, czy torebek. Granulki przesypujemy do pojemniczka i zaszywamy w brzuszku myszy. Do ogona można też przyszyć mały dzwoneczek.




Czas potrzebny do wykonania jednej myszy – ok. 30 minut. Widok bawiącego się nią kota – bezcenny! Polecam wszystkim kocim wielbicielom, a Tychnie dziękuję za wspaniały pomysł!

A skoro już przy zwierzątkach jesteśmy, to pokażę Wam nowy image Fretki. Obcięliśmy ją już chyba z półtora miesiąca temu i nie wiem, czemu dopiero teraz mi się przypomniało, żeby się tym pochwalić. Piesek może jest mniej słodki, ale za to dużo bardziej zadowolony (czego akurat na podstawie poniższego zdjęcia wywnioskować nie można :D)!



Pozdrawiam Was serdecznie i idę dalej umierać od gorąca.

piątek, 24 sierpnia 2012

A różne takie



I znowu w łeb wzięły moje plany, żeby posty zamieszczać systematycznie. Albo plecy bolą, albo w ogóle samopoczucie siada, albo wciąga mnie jakaś książka. A ostatnio, jak już wciąga, to na amen. Lubuję się teraz w szwedzkich kryminałach – wiem, nie jestem zbyt oryginalna, ale cóż… Próbuję nawet zgłębić tajniki języka szwedzkiego, online oczywiście. I nawet bym przełknęła gramatykę, bo w końcu to kilka zasad, które trzeba zapamiętać, ale wymowa mnie po prostu załamuje. Ten dziwaczny akcent, sylabizowanie, wymawianie liter w różny sposób w zależności od „sąsiedztwa”… Eh, może kiedyś mi się uda. Może spełni się marzenie o wyjeździe do Sztokholmu i w dzikie ostępy Skandynawii, gdzie w najbliższym czasie jedzie mój Ukochany. 

Ale wracam do tematu :D Jako, że już niedługo nasza Fretka zejdzie trochę na dalszy plan (choć zamierzamy angażować ją w wychowanie Łucji), to postanowiłam coś zrobić dla niej.


 I tak oto nową szatę zyskał koszyk naszego psiaka i teraz bardziej pasuje do przedpokoju. Załatałam też jej kocyk, który kiedyś pogryzła próbując dostać się do zawiniętej w nim kości. No i zrobiłam też tabliczkę z jej imieniem. Literki malowałam bez szablonu, tzn. nie do końca. Najpierw stworzyłam wzór na zwykłej kartce, potem naniosłam go za pomocą kalki na deseczkę, pomalowałam dodając cienie. I nawet jestem zadowolona. Samą tabliczkę oczywiście wyciął i nawiercił mój nieoceniony Mąż (poczekajcie, aż Wam się pochwalę wyciętymi przez niego kurką i aniołkiem). Sama raczej nie dałabym rady, bo narzędzia elektryczne cosik mnie nie lubią…

Teraz pokarzę Wam kilka obiecanych ostatnim razem dekupażowych słoików. No dobrze, żeby niektórych dekupażystów-faszystów nie obrażać, słoiki ozdobiłam metodą serwetkową, a nie klasycznym decoupage, w którym używa się papieru, a nie serwetek :D



 Zaznaczyć muszę, że kwiatek na dekielku jest namalowany, a nie naklejony. Taka ze mnie chwalipięta...




Następnym razem będzie kilka butelek.

A na koniec zapchajdziura. W sensie takim, że nie będę pisać osobnego posta tylko o kolczykach :)


Zrobiłam je jakoś tak w przypływie natchnienia. Dwie pary już trafiły do nowej właścicielki. Do niej też trafiła jedna z moich butelek. Od niej też dostałam wczoraj śliczną paczuszkę, ale jeszcze nie obfociłam, więc będzie o tym wszystkim następnym razem osobny wpis.

A dziś żegnam się już z Wami i życzę udanego weekendu!

sobota, 29 października 2011

Przygarnij Flintę

Nazywam się Flinta, jestem kundelkiem i mam niecały rok. Mój Pan kilka tygodni temu bardzo poważnie zachorował i już raczej się mną nie zajmie. Pewnie go już nawet nie zobaczę, nie pogłaszcze mnie więcej… Zostałam w domu sama. Co dzień przychodzi ktoś i daje mi jeść, ale na zabawę już nie ma czasu. Z resztą kto się bawi z pieskami na wsi? Mój kolega z kojca znalazł nowego pana, bo jest pieskiem, a ja jestem suczką, w dodatku nie wysterylizowaną, więc nikt mnie nie chce. Ja z kolei nie chcę trafić do schroniska, bo tam jest dużo innych psiaków, które też potrzebują pomocy. A ja potrzebuję kochającego właściciela, któremu odwdzięczę się za miskę z ciepłym jedzeniem i miejsce do spania najlepiej, jak będę umiała. To zdjęcie, na którym jestem było zrobione wiosną, od tego czasu troszkę urosłam, ale zbyt duża nie jestem, no w sumie taka średnia, teraz ważę tak z 12 kg. Na pewno Petra zamieści jakąś moją aktualną fotkę, jak tylko ją zrobi. Bardzo proszę osoby z Wielkopolski o kontakt na maila Petry ([email protected]), jeżeli chcielibyście mnie przygarnąć. Idzie zima, a ja nie mam się gdzie podziać…


A teraz ode mnie. Ja z chęcią bym się Flintą zajęła, bo to zabawny i kochany psiak, młody – czyli do ułożenia, ale mieszkam na 50 m 2 i mam już jednego psa. Pytałam już chyba wszystkich znajomych i nic. Ten bardzo chory Pan Flinty to mój Tata… Bardzo Was proszę, jeżeli znacie kogoś, kto byłby chętny przygarnąć Flintę, to napiszcie do mnie. W obrębie Wielkopolski będziemy w stanie ją dowieźć do ewentualnie nowego domku.

Aktualizacja: Tata już Flinty nigdy nie pogłaszcze...

Aktualizacja z 15 listopada: Wczoraj wieczorem zawieźliśmy Flintę do nowego domku! Ma tam ogródek, kolegę i ciepły kąt. Niemal skakałam ze szczęścia, kiedy zadzwonił do mnie Teść i powiedział, że pewien Młodzieniec chce przygarnąć sunię. No i widziałam, że był nią wprost zachwycony. Mam nadzieję, że teraz Flinta już nigdy nie będzie samotna :) Dostałam mega pozytywny zastrzyk energii!

niedziela, 9 października 2011

Panna Fretka

Dziś post trochę z innej bajki. Chciałabym przedstawić Wam chochlika, który króluje w naszym mieszkaniu. Oto Fretka:


A oto historia Fretki: urodziła się w moim rodzinnym domu na wsi. Jej matką była Fibi – najukochańszy pies pod słońcem. Wtedy nie mieszkałam już z rodzicami, rzadko bywałam w domu, a jeśli już, to tylko na chwilę. Potem wyjechała także moja Mama. Pieskami zajął się Tata. Ale wiecie przecież, jak traktuje się psiaki na wsi – mają szczekać, kiedy potrzeba. Siedziała więc Fretka w kojcu, zaniedbana, bo jej brat szybko zjadał swoją porcję, a potem zabierał się do jej miski. Fretka raz urodziła szczeniaka, niestety martwego. Tak wyglądała zanim ją przygarnęliśmy:


W międzyczasie wróciliśmy z M. do rodzinnego miasta, wynajęliśmy mały domek. Wreszcie mieliśmy warunki na to, by zająć się Fretką. M. początkowo nie chciał o tym słyszeć. Namówiłam go kłamiąc jak z nut, że to tylko na czas rehabilitacji po zabiegu sterylizacji. Wiedziałam oczywiście, że mój Małżonek zakocha się w Fretce, jak tylko ta przekroczy próg naszego domu. Tak też się stało i Fretka jest z nami do dziś. Nabrała iście królewskich manier, chociaż staramy się, żeby była posłusznym pieskiem. Po przeprowadzce do naszego mieszkanka dostała swój koszyk, ale i tak jej ulubionym miejscem do spania są nasze fotele, na których przybiera ekwilibrystyczne pozycje. Fretka ma już cztery lata, od ponad dwóch jest z nami i nie wyobrażamy sobie życia bez niej. Zmieniła się nie tylko z wyglądu (jakim cudem jej sierść aż tak urosła?! ), ale przede wszystkim z zachowania – z nieśmiałego, wręcz przestraszonego zwierzątka stała się wesołym chochlikiem, czasami tylko trochę leniwym. Ma oczywiście swoje chimerki i fochy, boi się innych psów, zwłaszcza owczarków i wszelkich maleńkich psów-maskotek (co zawsze przyprawia mnie o rumieńce ze wstydu i salwy śmiechu właścicieli owych maleństw). Ale jest jedna jedyna na świecie i nie zamieniłabym jej na innego psa, nieważne jak bardzo byłby rasowy. To prawda, że świata wszystkim zwierzaczkom nie zmienimy, ale świat Fretki nam się udało i codziennie się nam za to odwdzięcza słodkim spojrzeniem i psotami.
Tu już w wersji "after":


Pozdrawiam wszystkich cieplutko w to cudowne, jesienne niedzielne południe i zachęcam do komentowania tego i innych postów. Za wszelkie ślady pozostawione u mnie baaardzo dziękuję :)