sobota, 7 stycznia 2017

Noworoczne różności


Witajcie w Nowym Roku!
Mam nadzieję, że zaczął się dla Was lepiej, niż dla mnie... Niby wszystko dobrze, ale jakoś tak nie do końca. A wszystko przez to, że jakby nie do końca mi się chce. Ale jak mi się zachce, to na pewno się o tym dowiecie, bo będę częściej zaglądać na bloga. Swojego i Wasze. Ale dość już tych usprawiedliwień! Żeby nie było, że tak do końca leń mnie dopadł pokażę Wam kilka moich ostatnich tworów. 
Na pierwszy ogień idzie druga tura choinek, które uszyłam:





A teraz coś, z czego jestem bardzo, bardzo dumna. Uszyłam sobie sukienkę! Ale od początku - pierwszy raz od wielu lat postanowiliśmy iść na bal sylwestrowy. Sukienek u mnie w szafie dostatek. Nie przewidziałam jednak, że gdzieś w najczarniejszych zakamarkach zalęgną się... kalorie. Te podstępne, małe, szkaradne złośnice pozwężały mi wszystkie kreacje! No i w czym ja miałam iść?! Akurat kupiłam sobie materiał na sukienkę. Zobaczyłam podobną u koleżanki, a że krój był bardzo prosty, postanowiłam sobie uszyć podobną. Nie sądziłam, że nada się ona na Sylwestra, ale cóż. Trzeba brać, co życie daje. A że sukienka z delikatnej wełny w kolorze karmelu nawet mi się udała, to postanowiłam, że pójdę w niej. Przynajmniej miałam pewność, że drugiej takiej nikt miał nie będzie. 




Na koniec prezenty świąteczne! Eh, jak ja uwielbiam prezenty! Ale kto nie lubi?
Od mojego dobrego Anioła, Ilony, dostałam całe mnóstwo najróżniejszych piękności - od zestawu do kąpieli, poprzez pudełeczka, tabliczki, plecione serduszka, aż do guzików i koralików. Byłam onieśmielona tymi prezentami. Do dzisiaj jestem. Ilonka, dziękuję Ci z całego serca!




Kolejna paczka dotarła do mnie od Ani. Ona jedna z blogosfery wie, co w moim małym M ostatnio się dzieje, więc prezent od niej był podyktowany już zmianami w naszej kuchni. Ale o tym to dopiero będę pisać, więc nie wyprzedzam faktów. Aniu! Ja już nie mam wątpliwości, że nasza zbieżna data urodzenia czyni nasze serca tak podobnymi! Dziękuję Ci za podarki! 


Nie będę Wam ściemniać, że z nowym rokiem będę pojawiać się tu częściej. Jak chyba każdą z nas, która zaczynała w podobnym czasie, czyli jakieś 5 lat temu, dopadł mnie trochę kryzys blogowy. Że po co... Że może to już nie ma sensu... Na pewno blogowania nie zarzucę, ale póki co czekam po prostu, aż mi minie. Bluszczem oplątane to kawał mojego życia i wspaniałe przyjaźnie, więc nie zamierzam rezygnować! Wszystkiego dobrego w Nowym Roku Wam życzę!