Nie mogłam zebrać się do napisania kilku słów po świętach. Dużo się działo - od dodatkowej córki przez półtora tygodnia, aż po całonocne rajdy infekcyjno-łazienkowe u Łucji (you know, wat I mean...). Takie dni, jak te minione sprawiają, że paradoksalnie czuję się wspaniale. Bo nie jest ważne zmęczenie, czy kolejne dni zawalone w pracy. Liczy się rodzina. A ja wspaniale odnajduję się w swojej roli. Ostatnio tak mnie coś naszło, kiedy gotowałam rosół w niedzielę. W tamtej chwili poczułam się tak bezbrzeżnie szczęśliwa. Obiad pachniał przepięknie w całym mieszkaniu. Łucja bawiła się z psem w swoim pokoju, a mąż coś majsterkował. A ja zdałam sobie sprawę, że jestem na właściwym miejscu. Banalne? Może...
Znów się rozgadałam na początek, a chciałam pisać zupełnie o czymś innym. Mianowicie o jajkach i prezentach. Te pierwsze zrobiłam dla trzech wyjątkowych dziewczyn. Baza to oczywiście jajko styropianowe, na to szydełkowy sweterek. Na koniec haft i aplikacje.
Dla Ani postarałam się odtworzyć motyw kwiatowy, jakiego ona sama często używa do zdobienia swoich prac. Był to taki rodzaj rękodzieła, w którym, no cóż, coś poszło nie tak... Może dobór kolorów jest tu kluczowy.
Kolejne jajka zrobiłam dla Ilony. Błagam! Powiedzcie, że widzicie tam storczyka! To moja pierwsza przygoda z haftem wstążeczkowym. Tu też nie jestem do końca zadowolona z efektu, choć bardzo, bardzo się starałam.
Ostatnie jajka zrobiłam dla Wioli. Byłam już nieco zrezygnowana po dwóch pierwszych niepowodzeniach, ale tu wyszło mi chyba najlepiej. Jedno jest pewne - w przyszłym roku zabieram się za robienie jajek w styczniu.
Wielkanoc w tym roku zbiegła się z moimi urodzinami. Młoda jestem ciągle, ale nie wypada się chwalić wiekiem. Pochwalę się za to częścią prezentów. Nie, żebym nie chciała pochwalić się wszystkimi. Po prostu w natłoku zajęć nie zdążyłam wszystkim zrobić zdjęć. Ale wierzcie mi, z roku na rok dostaję coraz to piękniejsze prezenty! Mąż znowu zapamiętał, kiedy raz (jeden jedyny raz) wspomniałam o ręcznie robionym balsamie do ciała z naturalnych składników. Dorzucił od siebie coś ekstra. Sąsiadka zaskoczyła mnie bardzo kobiecym zestawem, w którym było coś dla ciała, coś dla duszy i jeszcze coś dla zaspokojenia czysto próżnej miłości do świecidełek. Moja bratnia dusza Ania swoim szóstym zmysłem wyczuła, że po stole walają mi się rachunki i inne papierki, więc sprezentowała mi uroczy listownik, idealnie wpisujący się w wystrój kuchni, do tego dołączyła śliczny zestaw materiałów i drewnianego królika. Ilonka znów mnie zaskoczyła, tym razem przepięknym lampionem w kształcie klatki. Ja nie wiem, skąd ona wiedziała, że o takim marzyłam! Było tam jeszcze kilka ślicznych rzeczy i ozdób wielkanocnych, ale schowałam je do szafy razem z innymi ozdobami świątecznymi w miniony weekend. Faktem jest, że trafiły w mój gust w stu procentach!
A jako ostatni prezent dotarły do mnie wczoraj fantastyczne jajeczka zrobione przez Anetę. Ja nie wiem, jak ona to zrobiła, że tak misternie okleiła te jajka kordonkiem i sznurkiem. Ja mam strasznie toporne paluchy i jakbym spróbowała coś tak delikatnego kleić, to podejrzewam, że skończyłabym z dłońmi moczonymi w rozpuszczalniku, a z jajek wyszłaby nieestetyczna masa, której kotu do zabawy bym nie dała. Aneta, jesteś dla mnie mistrzynią! Te jajka to koronkowa robota.
Dziewczyny, bardzo serdecznie Wam dziękuję za wszytko! Jesteście niesamowite! Nawet teraz, kiedy sobie przypominam o tych prezentach, na wiele z nich patrzę, niektóre mam na sobie, to czuję się tak niesamowicie, bo choć to tylko materialne rzeczy, to sprawiają, że czuję się wyjątkowa, kochana i... no nie wiem... potrzebna. To chyba najlepszy prezent, jaki może dostać kobieta.