A może nie w duszy, tylko w
głuszy? Wychowałam się w takim i co raz częściej wracam tam myślami i sercem.
Tęskno mi za hipnotyzującym śpiewem ptaków, za szumem wiatru w kominie i za
trzaskającym w piecu drewnem… Może to ten wiek, kiedy człowiek pragnie od życia
czegoś więcej, niż 50m2 w bloku? A może to po prostu wpływ książek, które
ostatnio czytałam? Pisałam już kiedyś, że uwielbiam szwedzkie kryminały. Jak
tylko wpadło mi w oczy (a może uszy, nie pamiętam) nazwisko Asa Larson
postanowiłam sięgnąć po jej książki. Wpadłam, zakochałam się, rozpłynęłam w
świecie wyimaginowanych podróży na północ Szwecji! Bardzo podoba mi się sposób
narracji – urywany, pełen retrospekcji, kształtujący szeroki obraz bohaterów.
Akcja powieści rozgrywa się w Kirunie, mieście na północy Szwecji oraz w
okolicach. Większość ludzi żyje tam ciągle w zgodzie z naturą i jej rytmem.
Ogólnie pojęta kultura zachodu miesza się tam z kulturą rdzennej lapońskiej
ludności – Samów. W wystroju wnętrz dominują gałgankowe dywaniki utkane
własnoręcznie przez panie domu i chyba każdy ma u siebie saunę, jakże inną od
tych, do widoku których my jesteśmy przyzwyczajeni. Losy bohaterki, młodej i
zdolnej prawniczki, schodzą czasami na dalszy plan. Po przeczytaniu dwóch
części przestałam się nawet usilnie zastanawiać kto zabił, bo zakończenie i tak
okazywało się zaskakujące. Bo przecież nie sztuka podejrzewać każdego, a potem
powiedzieć, no tak, wiedziałam, że to on. Po prostu wolałam się skupić na
opisach lasów i jezior, zorzy polarnej, czy tradycyjnej szwedzkiej kuchni. Bo
czy nie chcielibyście spróbować zrzynków z renifera, brusznicy, czy kiszki norlandzkiej
(cokolwiek u licha to jest!)… Powzięłam też poważny zamiar – tego lata
nazbieram całe mnóstwo czerwonych borówek i zrobię z nich przetwory. Koniecznie
muszę spróbować podać z nimi mięso i drożdżówki. I tak sobie myślę, czy nie
cudownie byłoby te konfitury robić we własnym, drewnianym domku, pomalowanym na
bordowo, z białymi okiennicami, na opalanej drewnem kuchni? Czy nie cudownie by
było zasypiać, choćby w weekendy, słuchając ciszy za oknem, no, ewentualnie
pohukiwań sowy? Trzymajcie za nas kciuki! Może nam się uda spełnić to spontaniczne
i targające duszą marzenie!
(wszystkie zdjęcia przedstawiają
okolice mojego rodzinnego domu).