Tak! W liczbie mnogiej, bo gdybym podzieliła na pięć, to w życiu bym się nie wyrobiła ;)
Dziś dwa, jako że łączą się w zasadzie tematycznie, taki brotherhood :)
Zaczynamy od pierwszego arrivalka i pierwszego lalka, "pci" męskiej, w moim babińcu. Zdjęcia niepodpisane ale chyba nie znajdzie się jakaś sus scrofa, parzystokopytna, co by zajumała ;)
Było to tak:
Pewnego pięknego jesiennego jeszcze dnia, mając huk roboty na głowie i ogólnie bajzel wszędzie razem z głową, siedziałam sobie (a jakże!) na fejsbuczku i czytałam i przeglądałam, jakież to piękne grooviaczki mają felołsi z Ameryki. Wiadomo, jak to jest ;) I tak całkiem przypadkiem, całkiem niechcący, znalazłam ich dwóch. Pierwszy był mały, więc arrivalek też musi być pierwszy, mimo że dotarł później niż drugi ;) Jak tylko się pojawił, to w tej samej sekundzie ewentualnie 5 sekund później, był już zaklepany przeze mnie :D a trzy dni później nadana została paczka. Dotarł po małych przygodach i dwóch tygodniach spędzonych gdzieś na magazynach w Nju Jork Siti :/ ale ważne, że jest :)
Proszę Państwa, oto Isul Light :)
Kilkanaście wnerwiajacych drucików i plastikowych zaczepków później
Jest cudny i tak słitaśny *.* ma lupkę, oczyfiście że ma, ale została w pudełku, nie będę odczepiać bo na bank zgubię ;) jeszcze siedzi w stockowym ubranku razem z resztą, ale chyba jutro/pojutrze go porozbieram z tych fatałaszków, pochowam to do kartonu a jemu samemu zmajstruję jakieś moje cuchy :) Żeby nie było za dobrze zaraz po rozpakowaniu urwałam mu guzik od pelerynki, muszę go znaleźć bo owszem, do zdjęcia to na stojaku leżał, ale gdzie jest teraz to najstarsi Indianie nie wiedzą...
Drugi arrivalek jest również pana, drugie męskie ciacho w babińcu :) Znaleziony tego samego dnia, co Isulek, wysłany dzień po nim, dotarł jako pierwszy dłuuuugo przed Lightem. Ot, kaprysy poczty amerykańskiej. Bez przedłużania - Taeyang Alberic :)
Oraz fotka do archiwum badawczego (nom, coś mam z tym porównywaniem lalek, ale może się komuś przyda)
Taś przyjechał bez stocku i bez pudła, na moje życzenie i czytając opowieści innych posiadaczy tego Tae - cieszę się, że taką opcję wybrałam, przynajmniej mam pewność, że jest w jednym, sprawnym kawałku :) Jest masywną lalką, masywniejszą niż pulisia i bardziej proporcjonalną, żadne ciuchy pulipkowe na niego nie pasują, a przynajmniej nie moje. I ogromnie zyskuje na żywo, BARDZO! Zapudełkowany nie wzbudził we mnie żadnych emocji, poza tym, że chciałam tae, a ten bez stocku, nadal średniociekawy, to był deal roku. Ale, jak już przyszedł, to było wielkie łaaaaaaaaaałłłłłł *.* jest mega przystojny ;) Więc jeśli ktoś będzie miał okazję go nabyć - polecam :)
Obaj panowie bardzo polubili Sherry, mogę wręcz zaprzysiąc, że kiedy Isulek siedzi obok niej - autentycznie się uśmiecha! a jak tylko zabieram małą na przebieranki i macanki ciuchów - od razu robi podkowę na buzi i to nie raz potwierdzone było oczami memi ;) Nawet pierwszy look na Isulka i pierwsze wrażenie - matko, jaki on smutny... Posadziłam obok Sherry i za chwilę - jak ja patrzyłam na niego, że widziałam smutną minę, przecież on się uśmiecha :) Fakt autentyczny ;)
A z zaprzyjaźniania się Tasia z Sherry nie muszę zdawać relacji, zdjęcie powie wszystko:
Tak, Taś jest gorący chłopak ze słonecznej Kalifornii, dlatego pomyka w sweterku Sherry i portkach Barbiatki. W nic innego mi się nie zmieścił :P Ach, ta klata jak u pirata... ;)
Ponieważ zapomniałam, co chciałam jeszcze napisać, to chyba na dziś dam już sobie spokój ;)
Następne arrivale niedługo, oraz cudne prezenty *.* oraz trochę o szyciu, oraz trochę diy też, oraz trochę znów o szyciu ;)
Update na etsy zrobiony, komisze gotowe, post na blogaska gotowy. Mogę iść spać :)