i rozterki. Czytam dużo i jeśli jakaś książka mi się nie podoba, to po prostu porzucam ją niedokończoną i już. Książka, która wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia, to "Matecznik" Agnieszki Grzelak.
Na okładce można przeczytać, że książka ta, to "Dziennik zapracowanej kobiety, żony i matki czterech córek, nie musi być horrorem czy kryminałem... Matecznik to dziennik bohaterki Kamili, w której losach można się rozsmakować, jak we własnej codzienności. Autorka puszcza do nas oko, żebyśmy mogli z boku spojrzeć na swoje życie, w którym obok dni pełnych uśmiechu są też te gorsze, smutniejsze. Podkreśla, że jesteśmy ogromnie podobni do siebie w tej "walce codziennej", od świąt do świąt, od wiosny do wiosny, w pragnieniu zatrzymania czasu, żeby wczorajszą złość zamienić na uśmiech!"*
Autorkę znam osobiście i tym bardziej trudno mi odnieść się do Jej książki chłodno i z dystansem.
Lektura pochłonęła mnie na początku całkowicie. Ja, jako mama czwórki dzieci, rozumiałam tak wiele z uczuć towarzyszących Kamili Wrzos. Jednak z czasem jej ciągłe frustracje, depresje, niezadowolenie czy wręcz gotująca się wściekłość zaczęły mnie przygniatać i zniesmaczać. Do tego irytująca postać Męża - pojawiającego się, jak królik z kapelusza, wiecznie zajętego i zapracowanego (głównie w domu przy komputerze, ale nieobecnego na tyle, że gdy autorka o nim wspomina, to dopiero sobie uświadamiam, że jest na wyciągnięcie ręki, a jednak to bohaterka wciąż jest jedynym adresatem komunikatów o potrzebach dzieci).
Już miałam odłożyć lekturę, gdy dotarło do mnie, że we mnie też podobne uczucia są, choć wstydzę się ich sama przed sobą, bo w końcu moje dzieci, to moje życie i miłość mimo wszystko i ponad wszystko.
Doszłam jednak do wniosku, że uczucia te, jako negatywne spycham w nieświadomość i dopiero w trakcie lektury z całą wyrazistością we mnie uderzyły. Muszę nadmienić, że moje starsze dzieci były w okresie wczesnego dzieciństwa dosyć grzeczne i niekłopotliwe (nawet Bliźniaki) i dopiero najmłodsza latorośl daje mi porządnie w d**ę - to przy Szymku przekonałam się, że są dzieci, które uwielbiają grzebać w szafkach kuchennych, łazić swoimi drogami, trwać w oślim uporze, a swoje niezadowolenie ogłaszać wszem i wobec głośnym krzykiem - rzucanie się na ziemię mamy jeszcze przed sobą ;-)
Mam oczywiście świadomość, że sama ja i moje postępowanie Mamusi w wieku późnym spowodowało, że dziecko me cudne do łatwych i ułożonych nie należy, jednak wciąż starałam się okazywać tylko radość i szczęście z faktu posiadania tak cudnej gromadki.
Dopiero "Matecznik" uświadomił mi tą "brzydką" stronę mojego macierzyństwa i sama nie wiem - cieszyć się, że ją mam, a mimo wszystko nie pomordowałam towarzystwa, czy jednak wstydzić się i nie przyznawać do tych zapędów ?
A jak jest z Wami, drogie Mamusie ? Może któraś z Was czytała tą książkę i ma swoje spostrzeżenia ? A może i bez tej lektury macie podobne rozterki, jak ja ?
* - zdjęcie okładki i cytat ze strony Wydawnictwa "W drodze"