Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 września 2018

Lekturowo...

postępujemy do przodu. Poziom przygotowania do planowanego wyjazdu w następne wakacje, o którym co nieco tutaj, podniósł się delikatnie. Wspólnie, dosyć szybko, w dwa wieczory pochłonęliśmy z Szymim "Lottę z ulicy Awanturników" - kontynuację "Dzieci...", w której Lotta, o rok starsza, ma coraz ciekawsze pomysły, z wyprowadzką z domu włącznie. Szymi martwił się, jak Lotta sobie poradzi w swoim samodzielnym mieszkanku, ale wszystko skończyło się dobrze, a przygody Lotty były świetnym wstępem do szalonych pomysłów bohaterki kolejnej książki, lekturę której zaczęliśmy. No i pokochaliśmy miłością wielką Niśka ;-)
Ja sięgnęłam po książkę Astrid Lindgren, adresowaną do nieco starszych czytelników i razem z Kati udałam się w podróż po Ameryce lat 50-tych. Spojrzenie na Stany nieco archaiczne, ale jednak urocze i nostalgiczne. Szczególnie poruszyły mnie rozdziały, opisujące stosunek białych Amerykanów do czarnoskórych mieszkańców kraju. Niby tak odległa historia, a przecież nie tak dawna. Daje do myślenia...
Tak więc uaktualniam stan czytelniczy na dziś

Dzieci z ulicy Awanturników - przeczytana
Lotta z ulicy Awanturnikó - przeczytana
Pippi Pończoszanka - się czyta

Kati w Ameryce - przeczytana
Kati we Włoszech - się czyta

środa, 29 sierpnia 2018

Lista...

książek autorstwa Astrid Lindgren do przeczytania wspólnie z Szymim, jako konsekwencja podjętych decyzji, o których było w poprzednim wpisie, powstała :-) Poszukałam w pamięci, przekopałam net i zaczęliśmy wspólne poznawanie świata Pani Astrid. A poniżej nasze plany lekturowe na najbliższy czas:

·        Dzieci z ulicy Awanturników - przeczytana

·        Lotta z ulicy Awanturników - się czyta

·        Pippi Pończoszanka,

·        Pippi wchodzi na pokład

·        Pippi na Południowym Pacyfiku

·        Dzieci z Bullerbyn

·        Nils Paluszek 

·        Emil ze Smalandii

·        Nowe psoty Emila ze Smalandii

·        Jeszcze żyje Emil ze Smalandii

·        Dzielna Kajsa

·        Braciszek i Karlsson z dachu

·        Karlsson z dachu lata znów

·        Latający szpieg czy Karlsson z dachu

·        Madika z Czerwcowego Wzgórza

·        Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza

·        Patrz Madika, pada śnieg

·        My na wyspie Saltkråkan
·        Południowa Łąka

·        Rasmus i włóczęga
·        Rasmus, Pontus i pies Toker

·        Ronja, córka zbójnika

·        Mio, mój Mio

·        Bracia Lwie Serce


Lektura tylko dla mnie:

·        Zwierzenia Britt-Marii,

·        Detektyw Blomkvist

·        Detektyw Blomkvist żyje niebezpiecznie,

·        Detektyw Blomkvist i Rasmus, rycerz Białej Róży

·        Kerstin i ja

·        Kati w Ameryce - się czyta

·        Kati we Włoszech

·        Kati w Paryżu

·        Samuel August z Sevedstorp i Hanna z Hult

·        Astrid Lindgren. Opowieść o życiu i twórczości

·        Portrety Astrid Lingdren

No to czeka nas ciekawy czytelniczo rok. Może coś ominęłam, może coś chcecie dodać od siebie ? Piszcie w komentarzach :-)

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Rok...

Astrid Lindgren został zaplanowany, czytelniczo, w naszym domu, to znaczy dla Szymona i dla mnie.
No bo tak - byliśmy w Szwecji, rzut beretem od Vimmerby - miasteczka rodzinnego tej wspaniałej pisarki, w którym obecnie znajduje się rodzinny park rozrywki. I nawet miałam pomysł, żeby spędzić tam dzień, ale w końcu uznałam, że jednak lepiej by było, gdyby Szymi pojechał tam lepiej przygotowany i znał nieco więcej książek tej autorki, niż tylko urywki Emila ze Smalandii. 
W związku z tym, od razu po powrocie do domu, sięgnęłam do naszej biblioteczki i ostatnie wieczory zajęła nam lektura "Dzieci z ulicy Awanturników" - przygód radosnej i nieco niesfornej trójki rodzeństwa - Lotty (bohaterki "Lotty z ulicy Awanturników"), Mai i Johnasa. Bardzo nam się podobały przygody upartej, jak koza, dziewczynki.
Tak więc przez kolejne wieczory zachwycaliśmy się przywiązaniem Lotty do Niśka, zasmucił nas jej Echowy dzień, śmieszyła przygoda z obornikiem, zatykaliśmy uszy, gdy używała szwedzkich prawie-przekleństw w stylu "fuj, faraon" (tak na marginesie, to całkiem ciekawa historia ze skandynawskimi przekleństwami - poszukajcie w necie ;-), powtarzaliśmy razem z Nią "więcej jedzenia", gdy bawiła się z rodzeństwem w szpital. Książka bardzo nam się podobała - Szymon poznał pierwszych bohaterów książek Astrid Lindgren, ja odświeżyłam sobie tę, czytaną przed wiekami, opowieść. 

Dziś planuję sporządzić z Szymonem listę kolejnych lektur tej autorki, żeby za rok, w kolejne wakacje, w pełni świadomie (choć może nie do końca, bo przedstawienia są ponoć tylko po szwedzku) uczestniczyć w atrakcjach parku w Vimmerby. Może ruszymy gdzieś dalej śladami pani Astrid ;-)

sobota, 5 maja 2018

Próbuję...

pomóc sobie w oswojeniu lęków. Przyszły niespodziewanie, jakoś w połowie lutego - w momencie, kiedy ogarniałam przyjazd grupy tureckich uczniów do naszej szkoły, kiedy szary dzień snuł się za oknem, a ja wypatrywałam słońca, kiedy przyroda spała, a świat wydawał się smutny. Najpierw napłynęły po cichu i nieśmiało, ale wiadomość o tym, że mam cukrzycę, otworzyła im drzwi do mojego serca i ciała. Wlazły z butami, rozsiadły się, jak u siebie i drążą mój mózg. Snują swoje wizje o możliwych, nadchodzących chorobach, które niechybnie dopadną moją rodzinę - wytykają paskudny pieprzyk na plecach Męża, wciąż bombardują wiadomościami o podwyższonym ciśnieniu i arytmii  jednego Bliźniaka i bardzo niskim drugiego (a raczej drugiej), wspominają mimochodem o możliwym zabiegu chirurgicznym Szymka. A moje serce drży, łzy cisną się do oczu, oblepiający strach każe siedzieć na kanapie i się nie ruszać. Gdzieś w międzyczasie podpowiadają mi, że moja cukrzyca NA PEWNO już wkrótce zakończy się koniecznością amputacji stopy z powodu nadchodzącej stopy cukrzycowej.
Najprostsza droga droga do psychiatryka, a w najlepszym przypadku do regularnego zażywania antydepresanatów.
Stwierdziłam, że mam dosyć. Że męczy mnie już brak radości z czegokolwiek, co do tej pory niosło radosne podniecenie, jasne spojrzenie w przyszłość. I zaczęłam szukać alternatywy dla ciągłego nurzania się w strachu, że coś złego spotka moich bliskich, a ja dokonam swego żywota po długiej chorobie i będę dalej cierpieć katusze, tym razem pośmiertne.
Na fali poszukiwań spokoju i ukojenia sięgnęłam po książkę, która już jakiś czas czekała na odkrycie. Dagmara Skalska, autorka książki "Pokochaj swoje serce", osoba, która przeżyła osobistą tragedię, powoli przeprowadza czytelnika przez kolejne etapy podróży do własnego serca. Pomaga je odnaleźć, zaufać jego podszeptom, odrzucając to, czego chce od nas nasze ego i wszechwiedzący rozum. Nie jest łatwo tak od razu zawierzyć i zaufać, ale czuję, że to dobra droga. I cieszę się, że mam ją przed sobą, choć chyba już na nią wstąpiłam, bo kamień z żołądka jakby nieco zrobił się lżejszy i dziś, w końcu, głośno się zaśmiałam :-)
Pani Dagmaro - dziękuję :-)

wtorek, 15 stycznia 2013

A tak tam...

bo w sumie to życie toczy się normalnym torem - dom, praca, drobne przyjemności i inne takie, co to mi się w życiu przytrafiają.
A wśród nich kolejna skończona lektura - tym razem humorystycznie odjechana w kosmos, swobodna wariacja na temat autorstwa Wojciecha Manna, którego uwielbiam słuchać, a po tej lekturze, również czytać. Książka obfitująca w humor absurdalny, historie wyssane, nawet nie podsłuchane, ale dowcipne dowcipem iście "mannowskim". 
Dzięki doktorowi Wyciorowi i Panu Heniowi oraz całej plejadzie innych postaci (jak choćby Żelazny Karzeł Wasyl, którego życie, sowicie zakrapiane towotem, obfituje w przygody różne, tragiczne i śmieszne zarazem) moje wieczory w ciągu ostatniego tygodnia wzbogacone były o zdrowy rechot i zdrowy odpoczynek dla umęczonych całodzienną bieganiną członków (w tym zwojów mózgowych). Panie Wojtku - bardzo Panu dziękuję za tą terapię, a Was moi drodzy, jeśli opary absurdu Was nie odstręczają, zapraszam do lektury :-)

(zdjęcie ze strony wydawnictwa ZNAK)
Poza lekturą powyższej w ostatnim czasie oddawałam się swobodnej pracy twórczej i taki oto sobie prosty wazono-lampion stworzyłam, w technice najprostszej z możliwych - ot, kawałek szkła, trochę papieru ryżowego, kleju i lakieru i mam - na wiosnę, jak znalazł, a już tulipany zaczynają się pokazywać w rozsądnych cenach.



No i jeszcze przy okazji machnęłam dwa świeczniki ze szklanek ikeowskich - chyba im jeszcze dorzucę do ozdoby wstążeczkę satynową pod rancik.
No i mały beading uprawiałam, a jakże, bo nowy zakup w Camaieu jakiś taki bez dodatków łysy mi się wydawał, a że bluzeczki w tonacji turkusu i pomarańczu są, więc chwyciłam koraliki TOHO 8 w kolorach Silver Lined Frosted Hyacinth, Silver Lined Teal, Silver Lined Burnt Orange i Silver Lined Frosted Rainbow Teal (kombinajca kolorystyczna wymyślona przez Laurkę) i uplotłam bransoletkę w sekwencji 1a2b1c2d, zawieszka w kształcie drzewka, co by energetycznie było na zimową szarugę.
A do nich kolczyki - latarenki
W komplecie wyglądają tak

Wariacje zdjęciowe powstały dzięki "kopniakowi" Koroneczki i zapędom twórczym w zabawie z Picasą ;-)

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Mam dylematy...

i rozterki. Czytam dużo i jeśli jakaś książka mi się nie podoba, to po prostu porzucam ją niedokończoną i już. Książka, która wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia, to "Matecznik" Agnieszki Grzelak. 
Na okładce można przeczytać, że książka ta, to "Dziennik zapracowanej kobiety, żony i matki czterech córek, nie musi być horrorem czy kryminałem... Matecznik to dziennik bohaterki Kamili, w której losach można się rozsmakować, jak we własnej codzienności. Autorka puszcza do nas oko, żebyśmy mogli z boku spojrzeć na swoje życie, w którym obok dni pełnych uśmiechu są też te gorsze, smutniejsze. Podkreśla, że jesteśmy ogromnie podobni do siebie w tej  "walce codziennej", od świąt do świąt, od wiosny do wiosny, w pragnieniu  zatrzymania czasu, żeby wczorajszą złość zamienić na uśmiech!"*

Autorkę znam osobiście i tym bardziej trudno mi odnieść się do Jej książki chłodno i z dystansem.
Lektura pochłonęła mnie na początku całkowicie. Ja, jako mama czwórki dzieci, rozumiałam tak wiele z uczuć towarzyszących Kamili Wrzos. Jednak z czasem jej ciągłe frustracje, depresje, niezadowolenie czy wręcz gotująca się wściekłość zaczęły mnie przygniatać i zniesmaczać. Do tego irytująca postać Męża - pojawiającego się, jak królik z kapelusza, wiecznie zajętego i zapracowanego (głównie w domu przy komputerze, ale nieobecnego na tyle, że gdy autorka o nim wspomina, to dopiero sobie uświadamiam, że jest na wyciągnięcie ręki, a jednak to bohaterka wciąż jest jedynym adresatem komunikatów o potrzebach dzieci).
Już miałam odłożyć lekturę, gdy dotarło do mnie, że we mnie też podobne uczucia są, choć wstydzę się ich sama przed sobą, bo w końcu moje dzieci, to moje życie i miłość mimo wszystko i ponad wszystko. 
Doszłam jednak do wniosku, że uczucia te, jako negatywne spycham w nieświadomość i dopiero w trakcie lektury z całą wyrazistością we mnie uderzyły. Muszę nadmienić, że moje starsze dzieci były w okresie wczesnego dzieciństwa dosyć grzeczne i niekłopotliwe (nawet Bliźniaki) i dopiero najmłodsza latorośl daje mi porządnie w d**ę - to przy Szymku przekonałam się, że są dzieci, które uwielbiają grzebać w szafkach kuchennych, łazić swoimi drogami, trwać w oślim uporze, a swoje niezadowolenie ogłaszać wszem i wobec głośnym krzykiem - rzucanie się na ziemię mamy jeszcze przed sobą ;-) 
Mam oczywiście świadomość, że sama ja i moje postępowanie Mamusi w wieku późnym spowodowało, że dziecko me cudne do łatwych i ułożonych nie należy, jednak wciąż starałam się okazywać tylko radość i szczęście z faktu posiadania tak cudnej gromadki.
Dopiero "Matecznik" uświadomił mi tą "brzydką" stronę mojego macierzyństwa i sama nie wiem - cieszyć się, że ją mam, a mimo wszystko nie pomordowałam towarzystwa, czy jednak wstydzić się i nie przyznawać do tych zapędów ?
A jak jest z Wami, drogie Mamusie ? Może któraś z Was czytała tą książkę i ma swoje spostrzeżenia ? A może i bez tej lektury macie podobne rozterki, jak ja ?

* - zdjęcie okładki i cytat ze strony Wydawnictwa "W drodze"