Pokazywanie postów oznaczonych etykietą druty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą druty. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 września 2018

Luddig...

chusta ze wzoru Iwony Eriksson (wzór do kupienia tutaj) Zupełnie przez przypadek kupiłam ten sam kolor wełny, co Iwona, więc powstała wierna kopia Jej pracy. W dodatku moją Luddig dziergałam w Skandynawii - ci, co znają Iwonę, wiedzą, gdzie mieszka ;-)
Praca szybka i bardzo przyjemna. Wełna Val Gardena, w dużych 200 gramowych zwojach to 360 metrów włochatego, miłego puchu. Użyte druty, to 7, więc praca przybywała w błyskawicznym tempie. 

Powstała chusta średniej wielkości, myślę, że będzie nieźle grzała :-)

niedziela, 20 maja 2018

Obiecałam...

Ludwice opis, jak zrobiłam moje "czerwone poncho" ;-) Spróbuję wyjaśnić i mam nadzieję, że nie zaciemnię ;-)
Wełna (to była na pewno jakaś Sock) zakupiona albo u Marty w Zagrodzie albo u Agnieszki z 7 oczek. Zużyłam prawie 400 g, druty 3. Nabrałam taką ilość oczek metodą "Provisional cast-on" - co i jak pokazane u Intensywnie Kreatywnej, aby uzyskać dzianinę szerokości 64 cm.
Wykonałam prostokąt o długości 94 cm, złożyłam na pół wzdłuż krótszego boku, przerobiłam część którą miałam na drucie i wypruwając prowizoryczny łańcuszek połączyłam przerobiony przed chwilą brzeg prostokąta z jego początkiem, tworząc jedną całość - plecy poncha, o szerokości 128 cm. Robiłam dalej dżersejem, do uzyskania całkowitej długości 104 cm.

Całość na ludziu prezentuje się tak :-) Ludź uwielbia pompony, więc ukręcił dwa, co by się majtały to tu, to tam :-)


No i ludź oczywiście bardzo mocno lubi swoje poncho.

sobota, 19 maja 2018

Poncho...

a nawet dwa powstały już dosyć dawno temu. Najpierw zakupiłam sobie błękitne, cieniutkie poncho dwa lata temu w jakieś sieciówce w czasie toruńskiego, drutowego zlotu. Poncho tak bardzo mi się spodobało i dobrze nosiło, że stworzyłam własną wersję - oczywiście różową. Wełna ręcznie farbowana, dosyć cienka, więc nie wymagała wykańczania na brzegach - delikatny rulonik dobrze wygląda. Niestety, nie pamiętam gdzie kupiona wełenka :(
Po jakimś czasie koleżanka z pracy poprosiła mnie o zrobienie podobnego poncha. Tym razem sięgnęłam po grubszą wełnę Dropsa i powstała cieplutka wersja pasiasta.



Myślę, że jeszcze sięgnę po ten prościutki wzór. Zastanawiam się tylko, czy nie dodać jakiegoś warkocza, czy nie połączyć z innym ściegiem. Jak myślicie ? Jakie rozwiązanie by tu pasowało ?

sobota, 12 maja 2018

Jak strzała ?

No nie - jak powolna strzałeczka mknie moja praca nad chustą - będzie mi potrzebna na jesień, więc się nie spieszę (tak sobie tłumaczę swe niezbyt szybkie tempo pracy ;-). Tak naprawdę, to wzór jest prosty, ale jakoś ta potrójna nitka wymaga ode mnie większej uwagi - zdarzyło mi się kilka razy ominąć jedno pasemko i teraz zwisa mi ono nieco luźniej. Dlatego powoli przyrasta, ale co dzień choć jeden rządek - takie mam założenie, żeby choć 10 minut znaleźć na druty. Obecnie mam około 80 cm i dopiero zbliżam się od 1/3 motka - zapowiada się wielkolud ;-)

A to co udało mi się dziergnąć, prezentuje się w porannym słońcu tak:




wtorek, 24 kwietnia 2018

A w szufladach...

czekają kolejne robótki. Zaczęte już jakiś czas temu, urozmaicają czas, co by monotonia się nie wkradła.
Najdłużej dzieje się poncho wg wzoru Iwony Eriksson "Flamensilk". Robię je z podwójnej lnianej nitki, w pięknym fiolecie. Nieco mnie przystopowały rzędy skrócone, ale kursy na zeszłorocznym Drutozlocie rozjaśniły w mej głowie to zagadnienie i robota ruszyła do przodu. Jest szansa, że tegoroczne, letnie wiatry będę obłaskawiać, otulona w to fiolet-cudo ;-)

Kolejne wyzwanie to chusta z prostego wzoru, znalezionego u Liloppi. Tam też zakupione wełenki - Luna i moher. Szarości i róż, to to, co lubię baaaaardzo ;-)

 No i oczywiście nie mogłam sobie darować i uodpornić się na wszechobecnego Virusa, więc szydełko też ma co robić, gdy znudzą mi się druty ;-) Wzór znaleziony dzięki Szkole Szydełkowania.
Wełna, to Swing z Liloppi, ciekawie przechodzące odcienie od różu po ciemny fiolet. 

A gdzieś tam jeszcze w cieniu stoi kołowrotek i czasami do głosu dochodzi maszyna do szycia, ale o tym nie dziś, bo kilka niespodzianek musi dotrzeć do nowych właścicieli ;-)

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Działam...

wciąż, bo przecież robótki, to obok podróży i książek, moja wielka pasja. Od dosyć długiego już czasu powróciłam do korzeni - moich rodzinnych - do drutów i szydełka. W moim rodzinnym domu, domach moich babć i ciotek te przybory były zawsze. Wełna, zdobywana, kupowana na drugim krańcu kraju, przywożona po cichu z Niemiec, wskakiwała na druty lub szydełko i kobiety z mojej rodziny tworzyły cudeńka.
Stąd też moje połączenie mentalne z pleceniem nici - tych grubych i całkiem cienkich. Niestety, moje skakanie z techniki na technikę spowodowało, że w dziale "Druty" mogę sobie wpisać wciąż początkująca ;-)
Dlatego spod moich rąk wychodzą proste formy - głównie chusty, szale, czasem jakieś poncho. Pokażę niedługo różności, które się obecnie tworzą - nieco z doskoku, bo "ufoków" mam kilka.
Ale ostatnio wkręciłam się w działania grupy "Chusty i szale razem dziergane", administrowaną przez Lioppi i Dagmarę ze Składu rękodzieła. Dziewczyny co pewien czas ogłaszają akcję wspólnego dziergania konkretnego wzoru chusty lub szala. Dzięki temu można otrzymać wsparcie, rozwianie wszelkich wątpliwości, porady odnośnie wełny i drutów. No i można czerpać radość ze wspólnego dziergania - w zaciszu domowym, a jednak w grupie. Jest to oczywiście akcja dla osób, którym nie przeszkadza, że gdzieś tam, w wielu miejscach kraju lub poza nim, powstają podobne udziergi, choć tak naprawdę każdy jest inny, bo każdy tworzy inna osoba :-)
No dobra - dosyć gadania. Czas na pierwszą odsłonę mojej Strzałki.
Chusta powstaje z wełny Liloppi Muffin - 100% akrylu. Dawno nie używałam akrylu, wolę naturalne wełny, ale z tej wełny robiła swoją chustę Kruliczyca, z kursu której korzystamy, więc stwierdziłam, że moja pierwsza powstanie dokładnie taka sama, jak wzór, a kolejne (bo na pewno sięgnę jeszcze po ten wzór) będę tworzyć z innych wełen. 
430 g, 3700 m - zapowiada się duża płachta ;-)




Nie mogę się już doczekać przejść kolorystycznych, które będą następować stopniowo. Dla tych, którzy nie znają tej wełny - składa się ona z trzech pasemek, w których kolory zmieniają się nie na raz, tylko pojedynczo w każdej nitce, stąd wrażenie melanżu i powolne przechodzenie z jednego koloru do drugiego. Na razie rządzi u mnie pomarańczowy, ale już wkrótce powinien pojawić się czerwony. Kolor mojej wełny to "Chińskie lampiony".







niedziela, 25 września 2016

Kokon...

zaczęty w wakacje, szczęśliwie doczekał dokończenia. Robiłam go wg wskazówek Bietas  Opis prosty i czytelny,więc moje próby zakończyły się sukcesem. Sweter miał być dla Mła, ale z powodu zbyt małej ilość włóczki, trafi do kogoś innego :-)
Zrobiony z wełny własnoręcznie pofarbowanej i uprzędzionej, a następnie zdublowanej z Holstem. Fioletowa plisa, to kupna wełna.






Dziękuję Modelce :-*
Wykonanie swetra było bardzo proste, więc pewnie jeszcze kiedyś się skuszę :-)

piątek, 8 lipca 2016

Wełny...

opanowały moją działalność robótkową.
Dopiero co skończyłam prościutką chustę z BFL, własnoręcznie ufarbowanej i uprzędzionej, Szymi zastąpił z powodzeniem nieobecną w domu, moją stałą modelkę



a już do mikrofali wskoczyły kolejne kolorowe "flaczki", a po wyschnięciu przybrały takie barwy. Uprzedzam, że te niebieskości w rzeczywistości są różnych odcieniach fioletu - nie lubię fotografować tego koloru, bo rzadko przypomina oryginał ;-)

I już nawet mam pomysł na wykorzystanie tej wełny - będę miała nowe poncho :-)

piątek, 12 lutego 2016

Komplet...

kolejny powstał. Czapka z Baktusem z własnej wełenki (farbowanie i przędzenie, dubel). BFL, 30 dag - czapka wzorowana na Calzetta Justyny Lorkowskiej. 
Miło się go robiło, a co najważniejsze, podoba się nowej Właścicielce. Mi też, przyznam szczerze. :-) Szczególnie, że na Niej wygląda bardzo twarzowo.
 
A ja dalej męczę otulacz, mimo, że zimy ani widu, ani słychu ;-)

środa, 10 lutego 2016

Robótkuję i czytam 4

Kolejna odsłona zabawy blogowej u Maknety.
Na drutach otulacz do czapki,którą robiłam w zeszłym tygodniu - ma być prosto, ściegiem ściągaczowym, bo melanż kolorystyczny robi za całą ozdobę. Do czapki planuję zrobić pompon :-)
Lekturowo sięgnęłam po kolejną książkę z cyklu poradnik z oczywistymi oczywistościami życiowymi. A to z tego powodu, że po lekturze "Szczęścia na dzień dobry" dotarło do mnie, że te oczywiste oczywistości wszyscy znamy, i są takie bla, bla, bla, no oczywiste po prostu. Tak bardzo oczywiste, że nie traktujemy ich poważnie, że przyznajemy autorom rację, a potem przechodzimy nad nimi do porządku dziennego, nie zmieniając nic w swoim postępowaniu. 
I nadal tkwimy w miejscu, które nam nie odpowiada, otaczają nas ludzie, którzy są toksyczni, nie podobamy się sami sobie, nie lubimy swojego mieszkania, czujemy się byle jacy, beznadziejnie, depresyjnie. 
Ot, takie myśli mnie naszły i doszłam do wniosku, że jednak chcę coś z tych oczywistości wprowadzić w swoje życie. Bo może jednak coś zmienią, poprawią. Robię to małymi kroczkami, a efekty mnie zaskakują - czuję się zdecydowanie lepiej - sama ze sobą. Myślę, że najbliższe otoczenie zaczyna to również zauważać. A ja planuję dalsze zmiany - teraz na niwie mieszkaniowej.
Bardzo mi ten duet odpowiada. Szczególnie, że dopadły nas wirusy i alergia i leżakujemy w domu :-)

 A za oknem świat świergoli. Czyżby wiosna się zbliżała ? 

środa, 3 lutego 2016

Robótkuję i czytam 3

Dalsza zabawa z Maknetą i dziewczynami blogowymi. U mnie nowości na tapecie. Nowa wełenka, uprzędziona własnoręcznie - 450 m zdublowanego BFL (300 g) odcieniach fioletu, śliwki i szarej niebieskości. Zaczęła się robić czapka dla Siostry.
A do towarzystwa nowa książka - M. Axelsson "Ja nie jestem Miriam". To pierwsza książka tej autorki, po którą sięgnęłam. Tematyka nielekka, ale wciągnęła mnie i ciężko mi się od niej oderwać. 
85-letnia Miriam, mieszkanka małego miasteczka w Szwecji, wraca wspomnieniami do młodości - czasów wojny, głodu, obozów w Auschwitz i Ravensbruck i Jej samej - młodej Romki, która przez przypadek zostaje uznana za Żydówkę i przez następne lata udaje ją. Dopiero w dniu swoich 85 urodzin wygłasza tytułową kwestię "Ja nie jestem Miriam".




Bolesne wspomnienia, rozliczenie z przeszłością - to główne wątki tej lektury. Kwestia Romów i traktowania ich przez Niemców, ale także przez inne narody, jest tutaj jednym z wiodących tematów.