W każde przygotowania do świąt wkładam całe serce. Mimo, iż mam świadomość, że nie do końca jest ważne to, co jest wokół, ważne to, co wewnątrz nas, czuję potrzebę udekorowania domu i zadbanie o "stronę artystyczną". Może po części wywodzi się to z tego, czego nie miało się w domu, a może mój zmysł estetyczny jest zbyt rozwinięty :) W każdym razie, samo ustrajanie domu, jak i potem fotografowanie weszło w skład moich każdych świąt. W takim domu czuję po dwakroć świąteczną atmosferę i cieszę się jak dziecko. Zresztą patrząc na blogi i profile na Instagramie, mam wrażenie że wcale w tych moich "dewiacjach" nie jestem odosobniona.
Fakt, że teraz o wiele mniej tutaj piszę i dużo częściej posługuję się telefonem jako narzędziem pracy, ale co zdjęcia aparatem to aparatem :) Oczywiście wynik urzędowania z telefonem jest taki, że jak wzięłam do ręki aparat, aby uwiecznić świąteczne momenty okazało się, że baterię ma wyczerpaną :) Z tego względu zdążyłam strzelić tylko cztery zdjęcia i musiała czekać na kolejny dzień, bo już było zbyt mało światła do zdjęciowania, zanim bateria się naładowała. Owoce planu poniżej... Kolor przewodni - taki jak w tamtym roku, a nowych dekoracji przybyło tylko sztuk jeden - mała paterka z leżącym na pleckach królikiem. Wolę wydać pieniądze na bukiet kwiatów, bo one też są wspaniałą ozdobą stołu i wprowadzają radosny, wiosenny klimat.
Ogólnie święta się udały, pogoda była szalona - w kratkę deszcz i piękne słońce, ale zaoszczędzono nam śniegu :) Do sernika zamiast skórki z pomarańczy trafiła skórka z grejpfruta, jak się potem okazało (miał bardzo dobry kamuflaż), ale smakowo nawet dobrze się spisał. Mężowi udało się przygnieść świeżo kupione bratki ciężkim pudłem, zaraz po moich słowach: Uważaj na bratki... (dostałam potem piękną białą hortensję w przeprosiny) A pomysł na świąteczne oglądanie horrorów, też miał nocne, mocne, niekoniecznie miłe konsekwencje :) W sumie już się nie mogę doczekać majówki ;)