Kiedy dowiedziałam się, że zostanę ciocią to po pierwsze miałam już pomysł co zrobię w prezencie, a po drugie w jakim kolorze. Płeć była jeszcze nieznana, a więc musiała to być w miarę neutralna barwa. Tak modny ostatnio odcień odpowiada i dla chłopczyka i dziewczynki, więc wszystko było jasne. Kocyk robiłam z włóczki akrylowej, bez pośpiechu i bez wzoru. Na bieżąco wymyślałam kolejne okrążenie i tak przyrastał sobie stale o kilka słupków. Udało mi się skończyć w samą porę, a kiedy przed świętami kruszynka pojawiła się na świecie do kompletu wyhaftowałam jeszcze na mięciutkim ręczniku misiaczka w kropki z imieniem na wstążce. Jak tylko będę miała trochę czasu chwycę się za wykończenie kocyka z bawełny, który zaczęłam tutaj. Zresztą wieczory filmowe, na których lubiłam machać szydełkiem muszą teraz zaczekać, bo zapisałam się na bardzo intensywny kurs prawa jazdy (wreszcie odczułam potrzebę) i wracam o takiej porze, że tylko myję się i idę spać. Od maja zaczynam już jazdy i ..... nie mogę się doczekać, chociaż przez tyle lat broniłam się nogami i rękami :) Zawsze mi się wydawało, że to strasznie długo trwa i egzaminy trudne, a tu raptem trzy tygodnie chodzenia i będzie egzamin...
W święta pogoda dopisała znakomita i chociaż wychodziłam z przeziębienia to nie mogłam sobie odmówić wyskoku do ogrodu na kilka fotek. Jabłonie i grusze kwitną, a wokół drzew aż brzęczy i furczy... Pszczoły i bąki zapylają ile wlezie. Musiałam czekać aż pracusie opuszczą gałązkę, żeby zerwać sobie jedną do domu...
Miłego weekendu, a ja wracam do wypełniania testów!