Dziś pierwszy dzień wiosny. Zabrałam się więc za lizaczki i czekoladki. Nie wyszły za ładnie, ale i tak je zjem. Oczu na języku nie mam he he he...
W poszukiwaniu dobrego światła do sfotografowania zawędrowałam aż do ogrodu. Odkryłam przy okazji kwitnące już fiołki. Moje ulubione. W ogrodzie światło idealne, ale trochę zimno. Więc szybciutko cyknęłam fotki i do domciu. Tu moje fiołki. Pasują do cukierkowego tematu, bo pachną tak słodko... Szkoda, że nie można tu oddać zapachu...
Jeżeli chodzi o robótki, to mam doła i to wielkiego. Moja nieszczęsna Sylvi. Nie chciało mi się do końca pruć za dużej wersji. Dosyć wełny się zmarnowało, no i teraz mi brakło. Zostało do zrobienia jakieś pięć centymetrów kaptura, płatki kwiatów i wykończenie. Nawet guziki gdzieś się zapodziały...
Dla zabicia czasu robię szyjogrzeja dla córki. Myślę, że niebawem pokażę moje drutowe prace