Zacznę od bajania, czyli rozmyślań moich nieuczesanych, tak jak nieuczesana jestem w tej chwili ;) W świecie blogowym jestem od niemal dwóch lat ale wciąż odkrywam nowe, niezwykle ciekawe i pełne ciepła blogi. Zachwyca mnie ta nasza mała społeczność, w której tak wiele barwnych istot znalazło swoje miejsce. Jesteśmy tak różne ale właśnie dzięki temu ubogacamy się nawzajem. To jest dla mnie niesamowite i jak już niejedna z nas odkryła - bardzo wciągające.
Poruszając się po blogowym świecie odkryłam niedawno kilka blogów, które bez wahania dodałam do ulubionych. Z lekkim niepokojem odkryłam, że tych moich ulubionych blogów mam bez mała 100!! Jednym z nich jest
"Tomaszowa Chata". Gdzieś na skraju lasu (tak sobie ją wyobrażam) stoi pełen ciepła i miłości dom, w którym gospodyni tworzy cudowną atmosferę dzieląc się z nami swoimi "wytworkami" a zupełnie niedawno kusiła mnie musem czekoladowym i co tu dużo mówić, skusiła, gdyż nie mam tyle samozaparcia co Magoda, niestety. Tomaszowo, dziękuję Ci bardzo!
Przepadłam z kretesem także w gościnnych progach
"Ściborówki", gdzie Danusia stworzyła prawdziwy raj nie tylko dla swojej rodziny ale także dla przyjezdnych gości. Jej zdolne łapki tworzą piękne decu ale także bibułkowe kwiaty do złudzenia przypominające te prawdziwe i ta pasja z którą o wszystkim opowiada! Podobnie jak
"Ja nowa milnova", cokolwiek to znaczy ;) jest młodą osóbką cieszącą się życiem. Niezwykłe wrażenie zrobiła na mnie pajęczyna (!) która to powstała na potrzeby balu andrzejkowego. Musicie same zobaczyć zdjęcia z tej szalonej imprezki, a także to, jak piękny aneks kuchenny stworzyła Milnova ze starej kuchni :) I na koniec migdałek na torcie bo mowa o pełnej dylematów
Migdałowej, Matki Polki na obczyźnie. Kto bywa u niej ten wie, że to miłośniczka muzyki wszelakiej i robótek ręcznych. Zapraszam do Niej po garść słodkości i by oczy nacieszyć jej tworkami, bo szyciowanki Migdałowej są kolorowe jak kolorowy jest Jej świat :)
To zaledwie cząstka bo nie sposób wymienić wszystkich. Każdy blog jest inny i ma swoją niepowtarzalną atmosferę, wyczarowaną za pomocą słów i obrazów, resztę tworzy nasza wyobraźnia.
Dziękuję Wam Kochane za to że jesteście!
Cieszę się także z tego, że mój kawałek świata jest odwiedzany, że chcecie czytać to co napiszę i oglądać to co pokazuję. Cieszę się z każdego komentarza, więc nie bójcie się go zostawiać, bo to za każdym razem taki mały prezencik dla mnie. Cieszą mnie także liczni obserwatorzy, niedawno ich liczba wyniosła 200! i tym milej, że dwusetną osobą jest Danusia ze Ściborówki, którą to z tej okazji postanowiłam obdarować drobiazgiem, który to mam nadzieję, zawiśnie na jej pięknej choince :) ot, takie małe podziękowanie.
No ale przejdźmy do meritum, czyli deseru :) Od jakiegoś czasu "chodził za mną" deser z moich dziecięcych lat. Kisiel z budyniem polany sokiem z jagód. Pamiętam, że pojawiał się na stole po każdym niedzielnym obiedzie, pamiętam szklane pucharki mieniące się swoją dwukolorowością i oczekiwanie nie tyle na obiad ale na to co będzie po nim. Razem z bratem zajadaliśmy się tą słodkością a na koniec porównywaliśmy które z nas ma brudniejszy język :) bo sok z jagód niesamowicie brudził nam języki i usta. Niezapomniane jest dla mnie połączenie cierpkiego kisielu, do którego przekopać się musieliśmy poprzez słodki budyń, mmmm a dziś poprzez ten smak wróciłam choć na chwilę do dziecięcego czasu...
Czy Wy także jadaliście taki deser??
Pozdrawiam z uśmiechem na ustach brudnych od jagód ;)