7 minut kurcgalopem od domu mam taki widok.
Dziś zabrałam ze sobą obydwie najcięższe puchy, w analogu jeszcze nie łapię się w ustawieniach i dziwnym trafem wciąż ustawiam zdjęcia seryjne, zatem mam na przykład 5 zdjęć pod rząd wyliniałego kocura z wału nad rzeką.
I moje przemyślenia po przejechaniu się dziś autobusem kilka razy: kochany panie mechaniku, pan mi odda samochód wreszcie; choroba lokomocyjna nie mija z wiekiem oraz: jak ja studiowałam i jeździłam autobusami na uczelnię to byłam o wiele milsza i bardziej współpracująca ze wsółpasażerami, o. I kiedyś skrzypienie tej środkowej części autobusu nie doprowadzało mnie na wyżyny wkurwienia, jak dzisiaj.