sobota, 30 lipca 2016

196. Haft uratowany i jagodzianki.

 Ogłaszam wszystkim zainteresowanym, że haft udało się uratować :) Nawet nie wiecie, jak się cieszę :). Dziekuję Wam za każda jedną poradę i każde dobre słowo pod ostatnim postem.

 Po sześciu dniach, w ciągu których ta poplamiona część haftu praktycznie nie wysychała, tylko traktowana była różnymi specyfikami udało się wywabić plamy. Napiszę Wam, co stosowałam, ale ciężko mi jednoznacznie stwierdzć, co pomogło :

- vanish
- kwasek cytrynowy
- mydło biały jeleń
- płyn do mycia naczyń
- domestos w sprayu
- sodę oczyszczoną
- proszek do pieczenia
- proszek i płyn do prania 
- woda utleniona

Wszystko to było stosowane w niezliczonych ilościach i różnych kombinacjach. Haft też zaliczył dwa prania w pralce w 40 stopniach.
Postawiałm wszystko na jedną kartę, albo się uda wywabić plamy, albo zrobię w hafcie dziury :) 

A tak haft wygląda obecnie :)



  Mąż ostatnio w sklepie polskim kupił dość sporo jagód.  Tych naszych polskich prawdziwych, nie borówkę amerykańską. Robiliśmy koktajle, ale i tak sporo zostało, więc zrobiłam jagodzianki. Pierwszy raz, z tego przepisu, tyle, że z podwójnej porcji. Pominęłam tylko kruszonkę. Wyszły pyszne i dzieciaki się nimi zajadały :) Polecam. 

Na zdjęciach jest oczywiście borówka amerykańska, ale to tylko w celu upiększenia zdjęć :) 




Pozdrawiam cieplutko :)

sobota, 23 lipca 2016

195. Disaster ;)



Zacznę od tego, co przyjemne: nareszcie w Anglii jest prawdziwe lato :) Długo kazało na siebie czekać, ale w końcu jest i oby było jak najdłużej. Dzieciaki rozpoczęły wakacje, więc tym bardziej, ładna, słoneczna pogoda jest mile widziana.


Teraz będzie mniej przyjemnie. Moje porzeczki, do których wróciłam po długiej przerwie zostały poplamione czarnym długopisem żelowym. I nie jest tu mowa o kropce, czy kreseczce, ale o kilkucentymetrowych plamach, które początkowo były czarne jak smoła! Wszystko to, przez moją nieuwagę! Otwarty długopis, którym zaznaczałam zrobione krzyżyki w pośpiechu wrzuciałam do koszyka z haftem.

Po dwóch dniach moczenia w vanishu, pocieraniu plam kwaskiem cytrynowym i innych tego typu zabiegach haft wygląda tak:






Haftu raczej nie uda się uratować, więc prawdopodobnie wyląduje w koszu :(


Jako, że nieszczęścia zwykle chodzą parami to jeszcze podczas pieczenia chleba miałam bliskie spotkanie z rozgrzanym garnkiem żeliwnym, a dokładnie z jego pokrywką, co zaowocowało ok. 5 cm raną na ręce.


Ale nic to moi drodzy. Chleb i tak został upieczony, a piękna pogoda nie sprzyja haftom, na które i tak się nieco obraziłam :)


Pozdrawiam cieplutko :)

piątek, 15 lipca 2016

194. Zaległe hafty i płot, który nieźle mnie wnerwił.


  Długo już nie haftowałam i zaczęło mi bardzo 
brakować tej czynności. Postanowiłam dokończyć myszkę Beatrix Potter i zabrać się za dawno już zapomniane porzeczki V.Enginger. 
Szydełko chwilowo poszło w odstawkę. 





  Mój ogródek nadal wymaga dużo pracy i czasu, którego niestety nie mam za dużo.  Zdołałam jednak uprzątnąć ścięty żywopłot i pomalować płot, choć pogoda robiła co mogła, żeby mi w tym przeszkodzić. Stary płot, który pewnie z 10 lat nie był malowany (aż dziw, że jeszcze stoi) wchłaniał farbę litrami.  W efekcie dokupiłam kolejne 5 litrów farby! Po drugim malowaniu nie było widać zbytniej różnicy. Dopiero po czwartym zobaczyłam zadowalający efekt i cieszę się, że mam to już za sobą :) 




  Teraz myślę nad tym jakie krzewy przy nim posadzić. Po głowie chodzą mi zimozielone różaneczniki, ale kto wie, czy do jesieni nie zmieię zdania :) 

Pozdrawiam cieplutko :)