Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OOAK. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OOAK. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 czerwca 2017

Dzień Lalki OOAK

Z okazji Dnia Lalki OOAK przedstawiam (tudzież przypominam) kilka moich przerobionych Kelly.
Eks-księżniczka i dwie eks-dziewczyny, które niegdyś padły ofiarami młodocianych fryzjerek - po flokowaniu i zmianie płci:

I parę innych panien w klimatach retro (z czasów, gdy miałam o wiele więcej czasu na lalkowanie):







A na koniec moja wielka profanacja lalkowa - oto maluchy Liddle Kiddles czyli mattelowscy przodkowie Kelly z końca lat 60-tych na ciałkach Kelly:




Przyznam, że buziaki tych laleczek mnie ujęły, ich proporcje już nieco mniej - dlatego przesadziłam z miniaturowych ciałek na większe. Argumentem za był również fakt, że oryginalne, gumowe ciałka były mocno zużyte, niektóre uszkodzone
O blondynce Shirley pisałam już o tutaj. Reszta towarzystwa to od lewej: Henrietta, Florence i Bernie:


A tak lalki prezentowały się w czasach swojej świetności - zdjęcia z sieci:









piątek, 29 kwietnia 2016

Julka czyli Evi OOAK

Dziś dotarła do mnie Julka - wygrana laleczka z blogu 17-17 Miniatury - czyli Evi od Simby przebrana, uczesana i zrepaintowana przez Magdę.
Jest niesamowicie słodka i przypomina mi pewną małą dziewczynkę, którą kiedyś znałam. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Bardzo się cieszę i nie spodziewałam się, że dotrze do mnie tak szybko. Mam nadzieję, że będzie się u mnie dobrze czuła. 
Krótka relacja fotograficzna - Julka była starannie i ładnie zapakowana: pudełko z ozdobną pokrywką, wewnątrz bibułka i przemiła karteczka z podziękowaniami od Magdy.







Dziękuję bardzo za uroczą nową dziewczynkę w mojej kolekcji :-)

środa, 6 kwietnia 2016

Marilyn. Wiosna będzie na różowo.

Co ta wiosna robi z ludzi. Wystarczy trochę więcej słońca, parę kwiatków na trawniku, kilka dni z temperaturą powyżej 20 stopni i od razu zmienia się pogląd na życie.
Żeby tylko na życie!

Tej wiosny moje poczucie estetyki uległo niezrozumiałej metamorfozie... odkryłam, że lubię kolor różowy.
Komputer mi zdycha, stąd moja rzadka obecność w sieci, a tego posta piszę już trzeci dzień. Plus drobne życiowe kłopoty. Ale co tam, wiosna, wiosna, wiooosna, no i wszyscy jesteśmy zdrowi, już całe półtora tygodnia!
Odpowiedź mojego męża na moje stwierdzenie, że chyba właśnie wykańczam kolejny sprzęt "Ja nie chcę tego słyszeć!". Poniekąd go rozumiem, straciłam rachubę, który to już komputer na mojej liście ofiar. Mąż jest z branży, pracuje na komputerze cały dzień, w domu korzysta z używanych i przeważnie grzebie... w moim. Podejrzewam, że wytwarzam jakieś pole siłowe, które niszczy elektronikę ;-)
Wracając do różu - przypuszczam, że to moja córka mnie zainfekowała. Taki różowy wirus. Moje dziecię jest na takim etapie życiowym, że różowe musi być wszystko - od skarpetek począwszy, a na zastawie stołowej skończywszy. Inaczej jest foch, a foch czterolatki to poważna sprawa. 
O tragicznym lalkowym guście mojej latorośli nawet nie wspomnę, dość, że ostatnio przytargałyśmy do domu Steffi Magic Princess, której korona i naszyjnik po pociągnięciu za rękę świecą. Na moje usprawiedliwienie dodam, że w sklepie się nie zorientowałam, że lalka ma taką funkcjonalność... 
Podobno dziewczynki w tym wieku naśladują matki - ciekawa teoria, bo ja przeważnie biegam w bojówkach i szarych podkoszulkach. 

Kim jest ten różowy aniołek?


Laleczkę przedstawiałam już tutaj. Mój pierwszy i jak dotąd jedyny reroot, hmm, średnio udany. Włosy sterczą jak im się podoba i jest ich za mało, ale z drugiej strony - gdybym dała więcej, sterczałyby jeszcze bardziej. Zdecydowanie wolę flokowanie.
Kiedy pokazałam lalkę pierwszy raz, napisałyście, że przypomina małą Marilyn Monroe. No to pojechałam po bandzie, niech będzie Marilyn. A skoro Marilyn - to na różowo, co mi tam!
Sukienka daleko inspirowana słynną sceną na wywietrzniku metra:

Jednak za zimno na sukienkę bez ramion, mała gwiazda zażądała boa:

Tych kwiatków już nie ma, niestety. Wczoraj popołudniu przejechał pan na traktorku i skosił trawnik. Buuuu....



środa, 29 lipca 2015

Kelly Petal Princess 2001 po drobnych zmianach

Nadrabiam zaległości blogowe. 
Było tak:

A tak wyglądała za czasów świetności (zdjęcie ze strony lilfriends.net):

Kelly as Petal Princess in Rapunzel z 2001, reedycja w roku 2003 w ramach serii Fairy Tale. To stożkowate nakrycie głowy gdzieś mi się poniewiera, ale jakoś nie chciało mi się przykładać do szukania. 
Ta księżniczka przeszła ekspresową przemianę, po prostu odprułam wszystkie ozdoby z różowej sukienki, dodałam szarfę i kapelusz. 
Stan przejściowy:

Efekt końcowy:



Ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że teraz wygląda bardziej "książęco". 

poniedziałek, 27 lipca 2015

Z cyklu "uratuj księżniczkę". Kelly Magic of Pegasus 2005

Przerobiłam kolejną księżniczkę na zwykłą dziewczynkę.
Było tak:

Zdjęcie w pudełku ze strony lilfriends.net:



To Kelly Magic of Pegasus z 2005 r. Najbrzydsza z serii. Dużo różu i połysku, brokatowy makijaż, wściekle różowe pasemka we włosach. I całkiem ładne fiołkowe oczy. 
Brokat usunęłam, różowe cienie musiały zostać, bo musiałabym usunąć również rzęsy... Różowe pasemka zamierzałam również usunąć - ale oznaczałoby to wycięcie połowy włosów. Jednak nie.
Panna okazała się dobrym materiałem do pokazania kurteczki, którą dostałam wraz z którąś z moich Kelly.
Nie jest to oryginalna kurteczka Mattela, nie sądzę też by należała do jakiegoś klona. 
Kurteczka jest uszyta bardzo starannie na maszynie, to prawdziwy majstersztyk. Wykonana z materiału zamszopodobnego, z nitami i frędzlami. 
Oto księżniczka po godzinach, w wersji hippie:


Czytałam o Waszych utarczkach z ochroniarzem w Arkadii. Tak się złożyło, że mnie również trafił się ochroniarz - formalista w wieku emerytalnym, na krakowskim dworcu autobusowym.
Sytuacja absurdalna.
Odprowadzaliśmy połowę naszych gości na autobus. 
Autobus dalekobieżny, przejeżdża przez cztery państwa. 
Miało być 15 minut, a potem spacer do rynku, były trzy godziny czekania, czy autobus w ogóle odjedzie, bo się zepsuł. 
Nie mógł ruszyć. 
Dwudziesty pierwszy wiek, duże miasto, środek Europy.
Kierowca obnażył muskularny tors, wziął dwa małe dywaniki (które jak rozumiem miał na tę okoliczność), duże kombinerki i wlazł pod autobus. Rozpoczęło się monotonne stukanie, które po niecałych trzech godzinach zaowocowało wymontowaniem czegoś (mój mąż twierdzi, że był to fragment układu hamulcowego).
Autobus odjechał... i, o dziwo, dojechał.
Ale wróćmy do momentu, gdy jeszcze stał.
Podczas, gdy pasażerowie autobusu i ich odprowadzający jak sępy krążyli wokoło, ja wypatrzyłam kącik dla moich nudzących się dzieci na terenie dworca autobusowego. Zabrałam ze sobą narzeczoną mojego pasierba i udałam się do owego przybytku, oklejonego etykietami, jakie to miejsce przyjazne najmłodszym.
Wiecie, co mam na myśli? Dywanik, mały stolik i krzesełka, tablica do rysowania, klocki w pojemniku, plastikowe żołnierzyki, książeczki i trochę innego śmiecia.
Z przewagą śmiecia. 
Wszystko to nie myte i nie odkurzane chyba od zeszłego roku, kiedy to miejsce zdobyło owe nagrody i wyróżnienia. 
Ale syn z uporem maniaka usiłował skręcić skomplikowaną konstrukcję z połamanych klocków i niekompletnych plastikowych śrubek.
A córka wypatrzyła jakąś różową nakrętkę od słoika i stoczyła o nią bój z inną trzylatką.
No, nie ma rady, trzeba chwilę posiedzieć.
Siedzimy.
Słuchamy jak starsza pani awanturuje się o zwrot pieniędzy za sprzedany jej bilet na autobus z miejscem, którego w ogóle w rzeczonym autobusie nie było
Reakcja pań w okienkach: najpierw zostają zamknięte kasy, następnie informacja.
Ochroniarz w wieku emerytalnym interweniuje i wyprasza starszą panią.
A potem nie ma już co robić i zauważa nas.
Siedzimy w ogródku, który przeznaczony jest dla dzieci. Nie wolno! Tam są krzesła dla rodziców i opiekunów. Tutaj powinny przebywać wyłącznie dzieci.
Narzeczona mojego pasierba tłumaczy spokojnie, że pilnujemy dzieci, zwłaszcza najmłodszą, żeby czegoś nie wzięła do ust, bo tu strasznie brudno.
"To trzeba dzieci karmić, wtedy nie biorą do ust" - odszczekuje starszy pan.
Pan strzeliwszy ten odkrywczy komentarz odszedł, my też wkrótce zwinęłyśmy żagle, bo miejsce było naprawdę brudne i beznadziejne, lepiej już krążyć przy autobusie. 
Cóż, można by skonkludować, że niektóre firmy powinny poważnie rozważyć sens zatrudniania ochroniarzy z demencją, która skutkuje przerostem formy nad treścią i skutecznie odstrasza klientów/konsumentów/pasażerów.
Ale to byłoby duże uproszczenie.
Bardziej stosowną konkluzją wydają mi się słowa Poety, które zawsze nasuwają mi się w takich okolicznościach: "A to Polska właśnie"... 

środa, 15 lipca 2015

Kolejne flokowanie. Mały Maniek

Imię nadali moi synowie, na fali (wtórnej) fascynacji "Epoką lodowcową" (świetna bajka na upały, których ostatnio nie ma):



W oryginale była to Kelly z zestawu Barbie Dentist z 1997 r.:

Dość popularna laleczka, mam takie dwie, które już przedstawiałam na blogu, czyli Maniek ma dwie bliźniacze siostry. Od lewej panna w oryginalnym ubranku, a po prawej mój OOAK:

Przyznam, że z Mańka jestem bardziej zadowolona niż z Melodka, jego włosy się nie obsypują, mam wrażenie, że są grubsze niż Melodka i lepiej trzymają się kleju.
Przy okazji trochę poprawiłam Melodka i znalazłam jego bliźniaczą siostrę:

I jeszcze jedna fotka obu flokowanych chłopców w towarzystwie oryginalnego Tommy'ego, jedynego blondyna o tak krótkiej fryzurze...

ukrytego w takim przebraniu:

Mam w planie przerobienie na chłopca skośnookiej Kelly, i może jeszcze Evi mojej córki.
Może powinnam trochę odpuścić, bo jak biorę nożyczki do ręki, to mam wrażenie, że dzieci i kot zaczynają się mnie trochę bać ;-)

piątek, 10 lipca 2015

Chłopiec czy dziewczynka (?) czyli moje pierwsze flokowanie

Nie mam zwyczaju zamieszczać zdjęć trupków, ale tym razem zrobię wyjątek.
Przed zabiegiem laleczka wyglądała tak:

Właściwie laleczka to za dużo powiedziane - była to bezcielesna główka
Za czasów swojej świetności fiołkowooka panna wyglądała tak - Melody Kitty Fun z 2000 r.:

Mam tę lalkę w stanie dość dobrym, w oryginalnej sukience i "tylko" z wyciętą grzywką - pisałam o niej tutaj
Dodatkowa główka miała wycięty (wyrwany?) łysy placek i włosy popodcinane na różne długości. Była dodatkiem do jakiegoś stadka Kelly, z których większość była w niewiele lepszym stanie.
Zainspirowana pięknymi dziewczynami, które "zrobiła" Ania z Doll Second Hand, postanowiłam skorzystać z pomysłu i dać pannie nowe życie w ekstremalnie krótkiej fryzurce.
Flokowanie jest zabiegiem prostym i szybkim, pod warunkiem dotrzymania trzech warunków: zamknięcia okien (tym bardziej, jeśli zbiera się na burzę i wieje silny wiatr) oraz zajęcia czymś ciekawskiej 3-latki (bajka) i wścibskiego kota (duża puszka tuńczyka). W każdym bądź razie podoba mi się bardziej niż robienie rerootów.
Oczywiście to, co na dorosłej lalkowej kobiecie wygląda pięknie - niekoniecznie pasuje małej dziewczynce. Mała Melody wygląda teraz... jak chłopiec.
Dostała ciałko - jedyne o tak jasnej karnacji, które posiadałam należało kiedyś do Kelly Muszkieterki, ma nietypowo zgiętą lewą dłoń i dodatkową funkcjonalność pod postacią odchylanych na boki ramion (takie ciałka miały też niektóre kolekcjonerskie lalki Kelly z lat 2008-2009). Nie, nie przeprowadziłam dekapitacji muszkieterki, ciałko było bezgłowe.
Dobrałam jej/jemu ubranka z moich zasobów.
Oto mały Melodek:



Tak oto kolejny trupek opuścił czeluście mojej szuflady w łazience.
Walking Cat