Witam!
Były chwile euforii, potem beznadziei, grozy, tragedii. Były chwile wielkiego zwątpienia i złości. Był niemalże płacz i zgrzytanie zębów, ale...udało się i teraz unoszę się "...30 cm ponad chodnikami..."!!! A mowa oczywiście o mojej pierwszej w życiu patchworkowej kołderce vel "Poczforku".
Kanapkowanie odbyło się bez większych problemów. O dziwo!! Tyle, że agrafki okazały się być nieco za małe i się umęczyłam :) Potem pikowanie... no cóż...ramię maszyny dało radę, gorzej z moją cierpliwością!! Po konsultacjach z
Bee jednak jakoś poszło, ale czy równo...hmmm. Lamówka być miała inna, zwiększenie też miało mieć miejsce, ale efekt jest jaki jest i o dziwo, zadowala! Ba! Duma mnie rozpiera, mimo pełnej świadomości błędów i niedociągnięć.
Bałam się lamówki, a szczególnie rogów. Przyszykowałam się w osprzęt do prucia i nazbierałam nieco tej mojej marnej cierpliwości, a okazało się, iż na próżno. Wszystko bowiem poszło całkiem gładko i tu myślę najbardziej sprawdziła się moja walking foot.
Ludzie mówią "Klient nasz pan!" Więc z obiektywem łapałam reakcję Klientki.
Wydaje się być zadowolona, choć noce już nam się nieco przydusznawe zrobiły, nawet na takie lekkie, bawełniane kołderki jak "Poczfór" :) Ale jak jest, to spać pod nim trzeba i kropka!
Zawsze nózię sobie można odkryć :)
A z innej beczki to zakupiłam sobie dziś Burdę Kids. Póki co to mój numer pierwszy w życiu. A powód?
... mam mocne postanowienie wziąć się za szycie właściwie, ale czy i kiedy skorzystam...hmmm. Miliony linii na wykrojach póki co działają na mnie jak lustro na Bazyliszka, zawsze jak się za bardzo zbliżę, więc póki co leży i pozuje na kołderce.
A tu ostatnie zdjęcie pt. "Creepy little creature and her quilt"
Mierzy to to 100cm x 120cm, wielka bestia nie jest, ale satysfakcja jakby był 220 x 220 :)
Miłego tygodnia!