środa, 9 października 2024

Powinnam się skupić

i napisać część druga o panu Tadeuszu, temu z września. Nijak się zebrać nie mogę, no nie idzie i już - a przecież obiecałam.

Prawdziwi pisarze ze sobą nie dyskutują, każdego dnia siadają do pisania i tak dzień po dniu powstają książki. Prawdziwą pisarką nijak nie jestem, niemniej powinnam z rzeczonych wziąć przykład, na czterech literach przysiąść i post obiecany spłodzić, bez ceregieli i zbędnego się namyślania.

No.

Jako rzekłam tak uczynię 😀😀😀.

A dziś trochę wieczornej jesieni.



czwartek, 3 października 2024

Nie myślałam,

że jeszcze kiedyś będę coś robiła pierwszy raz i że będę miała z tego powodu superradochę 😀 Otóż mój stan zdrowia nie bardzo pozwala na długie stanie, a co za tym idzie - gotowanie posiłków. Ratujemy się na różne sposoby, lecz obojgu nam brakuje domowych pyszności.

I otóż Mój-Ci-On umyślił, że on ugotuje obiad, pod moim kierownictwem. DZISIAJ. Ha! Nie bardzo w niego wierzyłam, a on chęci miał duże. Na szczęście nie pokazałam mojego niedowiarstwa, zaordynowałam zakup mięsa z nogi kurczaka (2 opakowania) oraz ziemniaków. Monsz przytargał rzeczone dobroci do chałupy, rozpakował, po czym o instrukcje poprosił.

Zatem ja - Szef Kuchni znaczy 😀 pokierowałam mężczyzną mym jedynym tak, że obiad przepyszny ugotował, wieczorkiem, obiadek ten na jutro i nie tylko. Mięsko w fazie zaawansowanej obróbki wyglądało tak:


ziemniaczki jakie są, każdy wie. Gotowanie poszło mężu tak sprawnie, a ja ze wspólnie spędzonego w ten sposób czasu miałam przyjemność tak wielką, że oto jesteśmy umówieni na dużo wspólnych gotowań, a nawet i na ciast pieczenie. Wszystko razem powoduje, że zamiast nurzać się w ciemnościach okrutnych listopadów i grudni będziemy się cieszyć obecnością wzajemną, pochyleni nad kolejnymi wytworami rąk naszych w kuchni.

(Monsz poszedł na chwilę do sąsiada, ja dałam nura do kuchni... miałam tylko spróbować, zamiast tego pożarłam 1/4 kuraka oraz tyle samo ziemniaczków - no palce lizać, mówię Wam, palce lizać! Do grzechu się mężu przyznałam, kary uniknęłam 😆😆😆).


poniedziałek, 23 września 2024

Żywioł wodny

niesamowity, bezwzględny. Mój powiat rzeczony żywioł ledwie liznął, ledwie dotknął. Mimo to zostaliśmy objęci stanem nadzwyczajnym. Nijak tego nie rozumiem. A raczej podejrzewam, dlaczego...

Mój - Ci - On wyjechany, szczęśliwie dotarł w lubuskie razem z dzieckami. Zazdraszczam mu przeokrutnie. Dzieckom takoż zazdraszczam.

Jak się macie w związku z powodzią? Jak się mają Wasi najbliżsi, Wasze rodziny, Wasi krewni i znajomi?

U mnie dziś słońce, 23 stopni Pana Celsjusza, jutro ma zacząć padać. Poproszę o jeszcze dwa ciepłe dni...

niedziela, 15 września 2024

Powódź 2024






                                                        Zbiornik w Raciborzu




Będę ten post uzupełniać w bieżące informacje oraz zdjęcia. Jeśli macie jakieś informacje o tym, co aktualnie się dzieje lub co już się stało będę bardzo wdzięczna.

- turystyka powodziowa

sobota, 14 września 2024

Od wielu lat

mieszkamy w tej samej kamienicy. Właściwie od baaardzo wielu lat. Parter plus dwa piętra, sześć mieszkań. Wcześniej niż my zamieszkał w kamienicy sąsiad zajmujący mieszkanie nad nami, mieszkanie pod numerem 3. A właściwie to leciwa mama sąsiada wraz z tymże sąsiadem - singlem o imieniu Tadeusz.

Dopóki żyła mama sąsiada z mieszkaniem wszystko było ok. Mieszkaniem pod numerem 3. Jako że nikt nie jest wieczny mama sąsiada odeszła była z tego świata i sąsiad został sam. Wkrótce miało się okazać, że o naszym sąsiedzie Tadeuszu nie wiemy nic. A raczej - NIC!

Sąsiad Tadeusz albowiem wybywał często świtkiem bladem ze swego mieszkania pod numerem 3, po czym wracał pod wieczór taszcząc... no właśnie. Taszcząc nie wiadomo co. Bywało, że spotykaliśmy go na wspólnych schodach, chętnie się wtedy zatrzymywał i zagajał (trzeba było umiejętnie zmieniać temat i wiać do chałupy własnej, albowiem rzeczony Tadeusz po zagajeniu mógł gadać bez przerwy ze trzy godziny).

Bywało, że wialiśmy piernikiem już na sam widok sąsiada (z daleka), nie chcąc się pakować w długie dyskursy. Zatem sąsiad wybywał i wracał taszcząc swoje siaty, my schodziliśmy mu z drogi i jakoś to było. I tak toczyło się życie, byliśmy ciekawi zawartości Tadeuszowych siat, ale nikt się nie odważył zadać stosownego pytania. Postawiliśmy zatem na życie w nieświadomości.

Przyszedł czas, w którym sąsiad zaczął podupadać na zdrowiu. Zasłabł on onegdaj na półpiętrze schodów naszych wspólnych, wezwano pogotowie, sąsiada w stanie zawałowym lekkim odtransportowano do szpitala. Klucze od mieszkania sąsiada dostały się w ręce sąsiadki spod 4. Rzeczona sąsiadka przed zamknięciem Tadeuszowego mieszkania postanowiła luknąć do przedpokoju. Zamarła, zastygła, po czym przybiegła do nas. Zażądała, coby towarzyszyć jej w lukaniu. Lukającym z sąsiadką został Mój-Ci-On. 

Mój-Ci-On wrócił po kilku minutach, wzrok jego był dziki a suknia plugawa. "Nie masz pojęcia! Nie masz pojęcia, co ja widziałem! Tego się nie da opisać!!!"

Mój-Ci-On słowa waży, zawsze. Co zatem zobaczył w mieszkaniu Tadeusza, że dopadło go tak wielkie wzburzenie? Oto pytanie dla komentujących.

(Ciąg dalszy nastąpi, robię przerwę w pisaniu, albowiem post byłby długi niesłychanie).

środa, 11 września 2024

Popaczałam...

poczytałam... I zrobiło mi się lekko słabo na ciele i na duszy. O transplantologii poczytałam. Podrzucam link - w nadziei, że przeczytacie. Czy to jest możliwe? Autorka wiarygodna, interlokutor również. Co myślicie?

https://piwar.info/transplantologia-zabija-swiat-milczy/?fbclid=IwY2xjawFOSGZleHRuA2FlbQIxMQABHTlDjXITbaSe1YHr42tvMX9v7GoacSA1s7Yw5kGS_FZ3X4e8ZuyWp5Q4vg_aem_4ARRlQjfoP4iJgG-LxmMAA

Będę wdzięczna na komentarze i za - w nich - dyskusję.

niedziela, 8 września 2024

DŹWIĘK

 Siedzę sobie spokojnie, coś oglądam lub czytam. Na stoliku leży telefon. Raz na jakiś czas telefon wydaje z siebie koszmarny DŹWIĘK. Dźwięk nie jest powiązany z niczym - nie jest to powiadomienie ani jakaś informacja. Tego dźwięku temu telefonu nie zadałam, no nijak.

Wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że ten DŹWIĘK to dziki ryk, który przyprawia mnie (prawie) o migotanie przedsionków. Przypuszczam, że w dalszych planach DŹWIĘKU jest zawał serca. MÓJ zawal serca - !

Jedynym wyjściem jakie znajduję jest wyciszenie telefonu. Ale czy po to ma się telefon, żeby skazywać go na notoryczne milczenie?

Czy ktoś z Was miał do czynienia z czymś takim samym lub podobnym? Ktoś mnie poratuje, zanim mój własny telefon przyprawi mnie o zawał serca?

czwartek, 5 września 2024

O tym, jak zmieniłam poglądy

"Mnie też się poglądy w pewnej sprawie diametralnie zmieniły ostatnio. Czasem nie jest łatwo wskazać jedną przyczynę bo czasem to jest proces".

                                                                Rybeńka

1. Wstęp

    Pochodzę z mocno prawicowego, rozpolitykowanego domu. Od zawsze szukam w życiu prawdy, szeroko pojmowanej. Nie lubię fałszu, dwulicowości, półprawd. Człowiekowi tak funkcjonującemu trudno jest zagościć w gronie moich bliższych lub dalszych znajomych, pod warunkiem, że ową dwulicowość rozpoznam. Z rozpoznaniem rzeczonej bywa trudno, czasem musi upłynąć wiele miesięcy lub lat, zanim się w takiej postawie upewnię. Dlaczego tak? Jestem ufna, lubię tę cechę, trudno mi z niej zrezygnować, ba - czasem jej w sobie nie rozpoznaję! Jestem ufna te kilka lat temu, teraz już nie jestem ufna. Z rozpoznaniem fałszu w polityce jest tak samo. Kilka lat temu kompletnie tego nie umiem dostrzec w partii, którą całym sercem popieram, a partią tą jest PIS (nie pospadajcie z krzeseł, pliiiisss!). Na temat PO zdanie mam podówczas wyrobione - nie, nie i nie. Nie bo nie - tak nie: nie, bo dostrzegam zło przez to ugrupowanie popełniane. Zła popełnianego przez PIS na razie, póki co - nie widzę.

2. Spostrzeżenia co do siebie

    Wasze komentarze na moim blogu powodują u mnie eskalację emocji. Powoli zaczynam to dostrzegać, aczkolwiek trudno mi się do tego przyznać. Ponieważ postawa moja jest podówczas dość jednoznaczna, budzę skrajne, jednoznaczne uczucia, a Wy wyrażacie je w komentarzach. Nie potrafię wówczas wejść w merytoryczną dyskusję, a jednocześnie nie umiem już okopywać się w swojej postawie. Powoli, przez rozpolitykowanie na blogu tracę sporą większość cennych dla mnie czytelników i komentatorów. Żal mi, że blog powoli umiera, choć sama jestem temu winna. Mogłam przecież zachować go takim, jakim był - o ludziach, o życiu, o włóczkach i dzierganiu... Zamykam bloga. Nie widzę innego wyjścia. Ryczę tydzień.

W tym pozablogowym czasie dochodzę do wniosku, że jestem zbyt ufna, że trudno mi w życiu o reakcje racjonalne a łatwo o emocjonalne. Że szybciej czuję niż myślę i że to jest faktem. I że tenże fakt nijak dobry dla mnie nie jest. Że trzeba nad tym popracować

3. Praca nad sobą

    Zaczynam starać się emocje zastępować myśleniem. Staram się tracić emocje na rzecz przemyśleń. Staram się przemyśleniami zmieniać mocno wbudowane przekonania. Idzie powoooooli. Tracę zaufanie do siebie, by mozolnie zaczynać je odbudowywać - przez myślenie. Już wiem, że do końca mojej emocjonalności się nie pozbędę, że w relacjach międzyludzkich to jest dar. Uczę się jednak odstawiać ją na boczny tor - szczególnie tam, gdzie potrzebne jest myślenie. Zawiedziona moją postawą wobec PIS, świadoma już, że w tej dziedzinie ufność nie popłaca zaczynam szukać, kopać, sprawdzać, w nadziei, że dokopię się do prawdy o tym ugrupowaniu.

Czy się dokopałam w sposób absolutny? Nie.
Czy się dokopałam do granic mojej nieufności? TAK!
Czy się dokopałam w sposób wystarczający, by myśleniem szukać prawdy? Tak - po trzykroć tak!

4. Dokopywanie się

    Zaczynam mieć świadomość, że w mojej pipidówce globalne dokopywanie się do pełnej prawdy w temacie, który rozpracowuję będzie trudne.
Od lat widzę pana, wójta i plebana, od niedawna spostrzegam rządzące tym prawidłowości.
Od pewnego czasu zaczynam widzieć, jak wiele się zmienia wraz ze zmianą rządów przez kolejne ugrupowanie.
Od niedawna patrzę, jak funkcjonuje moja PIS - szefowa.
Pracuję z całych sił.
Szefowa jedzie na emocjach, trzaskanie drzwiami jest dla niej na porządku dziennym.
W 2017 roku w październiku składam wypowiedzenie.
Z końcem stycznia 2018 jestem wolna.
Postaram się jeszcze do tego wrócić.

5. Coś znajduję...

    i trzymam się tego. Mocno się trzymam. Czytam, czytam, czytam.
Jestem trochę w szoku, ale zawzięcie trzymam się myślenia zamiast odczuwania.
Co znajduję? Człowieka, który niesłychanie trzeźwym i merytorycznym tekstem pisze, co mu zrobiła pani Wassermann... pani, której komisję oglądałam namiętnie, której ufałam, bo przecież ojciec w Smoleńsku, bo wszak takiemu ufać trzeba! 
Człowiek zrobił merytoryczną ekspertyzę, bezpartyjną, rzeczową. Człowiek, od którego  wymagano, coby Tuska i syna pogrążyć. Niestety pogrążyć się nie dało, bo człowiek trzymał się merytoryki z całych sił. Ten człowiek za wiele godzin pracy eksperta został pozbawiony wynagrodzenia, po czym podziękowano mu dość bezczelnie za współpracę.
Okazało się, że Tusk & Syn nijak winni w tej sprawie nie byli. Taka była PRAWDA.

Trochę jestem zszokowana, zaczynam zadawać pytania.
Dostaję odpowiedzi.
Proszę o więcej.
Otrzymuję książkę w formie e - book.
Na dzień dzisiejszy nie pamiętam już, gdzie ją mam.
W tejże pozycji otrzymuję informacje o warszawskich dwóch wieżach... i nie tylko o tym...
Moje wątpliwości rosną, szukanie prawdy dość mocno się zawęża.
Myśleć, myśleć, myyyyśleć!!! 

6. Dzień dzisiejszy

    PIS jest dla mnie mocno podejrzaną i niewiarygodną partią;
PO & consortes jest tak  samo podejrzaną i wiary niegodną;
Pozostałe ugrupowania takoż.
Polityka to brudny, paskudny rynsztok;
Wiele zła dzieje się tam, gdzie ma miejsce walka o publiczne, łatwe pieniądze;
To wszystko dotyczy również UE oraz jej urzędników i parlamentarzystów.

Z dnia na dzień widzę, że szkoda czasu na partyjniactwo.
Moim źródłem wiedzy jest dziś Twitter, czyli platforma X.
Tam mogę zobaczyć za i przeciw. tam również mogę powoli wyrabiać sobie swoje zdanie.

Za chwilę ten post opublikuję, serdecznie proszę o komentarze i pytania.

środa, 4 września 2024

Zrobiłam porządki i...

 wracam do blogowania?

Czyżby naprawdę??? Póki co jestem trochę w szoku:)

Myślę, że powrót po latach nie będzie trudny, wszak bardzo lubię pisać. A może i czytelnicy się zjawią? Porządki polegają na ukryciu postów z kilku lat. Albowiem dotarło do mnie, że w politykę bawić się nie chcę. Było mi okropnie żal, że straciłam tyyylu świetnych czytelników, że de facto sama sobie zepsułam bloga... Taka jest prawda.

Zatem błędów raz popełnionych powtarzać nie zamierzam, do tej samej rzeki powtórnie wchodzić nie będę. Szkoda tego miejsca.


sobota, 28 maja 2016

Taka byłam piękna...

około trzy miesiące temu:)


Teraz jestem jeszcze większa i jeszcze piękniejsza.
Kończę dziewiąty miesiąc.
Ważę ponad 5 kg.
Mam piękny, puszysty ogon.
Personel mnie karmi, poi, czyści mi kuwetę.
W zamian od czasu do czasu pozwolę się pomiziać:)

piątek, 27 maja 2016

Moje dziecko

jest zdrowe.
ZDROWE.
Jak dwie ryby i trzy rekiny razem wzięte.
Tako rzeką wyniki badań.
Takich wyników byłam (prawie) pewna.

Lekarzowi, który o nowotworze córce mojej mówił i który ją nim straszył najchętniej... natrzaskałabym.
Na tym etapie diagnostyki nie powinno się używać słowa "rak".
Powinno się po prostu badaniami rozwiewać własne medyczne wątpliwości, zapewniając jednocześnie pacjentowi jak najwięcej spokoju.
O raku się mówi, kiedy ma się w dłoniach DOWODY na jego istnienie.

No.
To by było na tyle:)
Cudna wiosna, cudny maj - chce się żyć!
(Z córki zeszło trzytygodniowe potworne napięcie i czuje się dziś jak flaczek, ale jej też bardzo chce się żyć:)))

piątek, 29 kwietnia 2016

Życie...

życie nam pisze zupełnie niespodziewane scenariusze.
Nie-za-pla-no-wa-ne.

Dziś wieczorem, około 19.00 ten scenariusz życie napisało dla mnie i mojego dziecka.
Miałam już w życiu scenariusze różne -  trudne i bolesne.
Takiego jeszcze nie miałam.

Moje (dorosłe) dziecko ma uzasadnione, medyczne podejrzenie o nowotwór.
Dowiedziało się dzisiaj, a z nim i ja.
Jutro... jutro zussammen do kupy bawimy się (???) na weselu dziecka mego kuzynki, mojej bratanicy, chrześniaczki mojego męża.
Najchętniej bym zwiała... zaszyła się w mysiej dziurze...
Jednak nijak nie mogę, a robienie dobrej miny do złej gry na takich imprezach totalnie mi nie wychodzi...

Mam dziś potrzebę działania - sprzątania, gotowania, robienia czegokolwiek.
Mam potrzebę niemyślenia.
Nie mam potrzeby balowania - zatem nie chcę, ale muszę...

Wrócę najszybciej, jak się da.
Najpewniej w niedzielę wieczorem.

Spróbuję dziś zasnąć, odmóżdżyć się.
Może się uda.
Muszę być towarzyszem, wsparciem, oparciem.
Muczę i CHCĘ.
Niech Bóg sprawi, żebym była do tego zdolna...