Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zwierzyniec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zwierzyniec. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 lipca 2024

Historia z lisem

 Drodzy ! Dziś znów będzie tekst z niewybrednej serii: "Kiedy przeprowadziliśmy się na wieś..."

Zatem... kiedy przeprowadziliśmy się na wieś zachwycałam się każdym źdźbłem trawy, każdym kwiatuszkiem, dziko rosnącym zielem, powiewem wiatru, cieniem drzewa, spadającym liściem itp.

Dziś też się zachwycam, lecz wydaje mi się, że zdążyłam już nieco poznać te przeróżne zależności natury, zwyczaje zwierząt i roślin. Sądziłam, że już nic mnie nie zaskoczy, a jednak !

Gdy pewnego ranka wyszłam do ogrodu zobaczyłam coś dziwnego na grządce warzywnej. Pomiędzy wyrastającymi młodymi siewkami dostrzegłam coś, co przypominało bulwę młodego ziemniaka. Wokół była rozgrzebana ziemia, jakby ktoś chciał go tam zakopać albo odkopać. Trochę się zdziwiłam: dlaczego ziemniak nie wypuścił pędów ? Gdy dotknęłam go ręką okazało się, że to nie ziemniak, a ubrudzone ziemią kurze jajo ! Pytanie: skąd się wzięło na grządce ?

Pierwsza myśl, która zaświtała w mojej głowie była taka, że to sprawka lisa, bo chyba tylko lis mógłby przenieść jajko nie uszkadzając go ? Dlaczego postanowił zakopać je w ogrodzie ? Może nie miał czasu, może coś go spłoszyło i musiał uciekać ? Zagadka pozostanie zagadką, a jajko... cóż ? Już go nie ma. Nasza suczka Samba szybko się nim zajęła. Przeniosła jajo na trawę i zjadła jak najpyszniejszy, unikatowy przysmak.

Dlaczego moje pierwsze podejrzenie padło na lisa ? Otóż od pewnego czasu lis odwiedza nas coraz częściej i podchodzi coraz bliżej. Jednej nocy usłyszeliśmy hałas i stukot na tarasie, jakby  spadło coś ciężkiego. Gdy mąż poszedł sprawdzić co się stało zobaczył małego liska pod fotelem. Okazało się, że młody lisek wybrał sobie na żerowanie taras, na którym spotkał naszą kotkę Lukę i wspólnie narobili rumoru. W tym czasie zobaczyłam z okna, że dorosły lis krążył za ogrodzeniem. 

Co noc lis pojawia się w pobliżu domu. Za każdym razem Samba informuje nas o tym, głośno szczekając i domagając się natychmiastowego wyjścia na zewnątrz. Po przeanalizowaniu tych sytuacji doszłam do wniosku, że wszystkiemu winny jest kompostownik, na który wyrzucamy resztki pożywienia. Są to przede wszystkim obierki po owocach i warzywach, oraz fusy od herbaty czy kawy. Nie zdawałam sobie sprawy, że mogą to być zapachy przyciągające lisa, który jest nie tylko mięsożercą i drapieżnikiem, ale również żywi się pokarmem roślinnym i wszelkimi resztkami. Wiele razy widziałam porozrzucane resztki z kompostownika na trawniku w pobliżu ogrodzenia.

Na tarasie trzymamy małe wiaderko z podziurkowaną klapą - specjalne na wyrzucanie resztek. Ten zapach musiał doprowadzić lisa pod same drzwi. O częstych wizytach tego jegomościa powiadomiłam Powiatowego Lekarza Weterynarii. Wiaderko na tarasie zostało umyte i przetarte wodą z octem. Całe ogrodzenie i miejsca, którymi lis mógł przedostawać się na posesję spryskaliśmy octem, z dodatkiem papryczki chili. Te zapachy odstraszają lisy, ale nie są trwałe, więc takie zabiegi trzeba powtarzać. 

Z kompostowania raczej nie zrezygnujemy, bo kompost jest cennym skarbem dla naszego ogrodu. Pomyślimy o jego zabezpieczeniu lub o zmianie na kompostownik zamykany z tworzywa sztucznego.

Kocham zwierzęta, lecz lis nie jest u nas mile widzianym gościem.




















piątek, 2 czerwca 2023

Trudne pożegnanie

 Kochani ! Ja już dokładnie nie pamiętam kiedy kupiliśmy nasz wiejski dom wraz z mieszkającymi w nim dwoma pieskami, których poprzedni właściciele nie chcieli ze sobą zabrać. Zdaje się, że był to rok 2014.

Pieski rasy shih tzu przywiązały się do nas i my je pokochaliśmy, choć na początku myślałam, że będzie to niemożliwe. Dlaczego ?  One miały swoje życie, ze swoimi przyzwyczajeniami, u boku innych ludzi. Sądziłam, że może nam być trudno je zrozumieć, a co dopiero pokochać.

Jednak -  co tu dużo mówić - pokochaliśmy je całymi sercami. W tym roku pod koniec maja stało się to, co nieuniknione. Przeżywszy 13 lat odszedł za tęczowy most nasz piesek Timi. Smutno i cicho teraz bez niego... Bardzo nam go brakuje...

Gdy zamieszkaliśmy na pustkowiu Timi miał 4 lata. Był radosnym pieskiem i potrafił grać w piłkę nożną. Pyskiem uderzał w wielką piłkę i szczekał, zachęcając nas, by się z nim bawić. Lekko kopaliśmy w piłkę, a Timi biegał za nią i popychał ją. Niewątpliwie był naszą maskotką. Zawsze, gdy ktoś nas odwiedzał mogliśmy pochwalić się rezolutnym pieskiem i jego umiejętnościami piłkarskimi. 

Ponadto potrafił niepostrzeżenie rozwiązać sznurówki w butach gości, zupełnie jakby nie chciał, by ktoś wychodził z domu. Był naszą gwiazdą i miłym pupilem. Kochał głaskanie i przytulanie. Był pieskiem łagodnym i przyjaznym. Lubił czesanie i kąpiele.

Z drobnymi urazami i chorobami dawaliśmy sobie radę. Gdy rozpoczęliśmy remont domu Timi doznał urazu oka, a potem zachorował na  świerzb. To wszystko było do ogarnięcia. Cieszyliśmy się, że weterynarz uratował oczko. Z tym drugim też sobie poradziliśmy.

Po kilku latach na głowie psiaka wyrosły dwa guzy. Jeden wypełniony płynem surowiczym, który co jakiś czas był ewakuowany. Weterynarz nie chciał ich usunąć. Gdy zmieniliśmy weterynarza okazało się, że Timi ma raka jąder i wadę serca. Wdrożono leczenie. Do tego w ostatnich dwóch latach dołączyła się duża zmiana nowotworowa na brzuszku. 

W grudniu 2022 r. piesek został poddany poważnej operacji. Po zabiegu był jak nowonarodzony. Biegał, skakał - zupełnie jakby dostał nowe życie ! My też cieszyliśmy się, widząc że psiak wrócił do formy. Pół roku po zabiegu pewnego dnia Timi nagle przestał chodzić. Nie mógł wstać. Kończyny miał zesztywniałe, w nocy piszczał. Całą noc przy nim czuwałam. Serce się krajało... Rano jak najszybciej zawiozłam go do weterynarza. Po dokładnym zbadaniu i zrobieniu badań krwi Timek dostał zastrzyki i kroplówki. Przez kilka dni codziennie jeździłam z nim na kroplówkę. Już po dwóch pierwszych kroplówkach poczuł się lepiej. Wróciła sprawność - niestety tylko na tydzień. Po tygodniu znów było to samo. Ze strachem patrzyłam jak z trudem podnosi się i układa w ustronnych miejscach. Pani weterynarz ostrzegła nas, żebyśmy przygotowali się na najgorsze, bo  psiak już i tak żyje "na kredyt". 

Gdy wyjechałam na warsztaty mąż został z Timim. Ostatnia noc była najtrudniejsza. Piesek cały czas piszczał. Mąż czuwał przy nim i widział jak strasznie cierpi. Gdy nadszedł dzień Timi nie miał już siły, by się podnieść. Zasnął na swoim puchatym legowisku... Żegnaj Timuś ! Już na zawsze zostaniesz w naszych sercach. Swoim życiem i zabawą dałeś nam mnóstwo radości i miłych doznań, za co jesteśmy ci wdzięczni.














sobota, 5 czerwca 2021

Niezapomniane chwile maja

 Miesiąc maj był dla mnie miesiącem najdziwniejszym i pragnęłam, by jak najszybciej się skończył. Dlaczego ?

W maju są moje urodziny. Mimo iż z roku na rok przybywa mi lat, a dzień urodzin dobitnie mi to uświadamia - to cieszę się, bo wtedy są prezenty, spotkania, wspomnienia...

W tym roku było zupełnie inaczej. Dostałam jeden wyjątkowy prezent, którego zupełnie się nie spodziewałam.  

W dniu moich urodzin pojechałam rano do pracy. Już w szatni i na schodach niektórzy składali mi życzenia. To było bardzo miłe. Dostałam bukiecik konwalii i gorzką czekoladę - do tego momentu wszystko było dobrze, lecz... gdy wsadziłam nos w konwalie okazało się, że zupełnie nie czuję ich zapachu. Pomyślałam sobie, że jakieś oszukane te konwalie. Nie wypowiedziałam tego na głos, bo nie chciałam robić przykrości koleżankom, które zrobiły mi  niespodziankę. Gdy zaniosłam kwiaty do pokoju socjalnego i wsadziłam je do kubka z wodą, wszyscy chcieli je powąchać. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że... kwiaty pachną cudnie !? Pośpiesznie wyjęłam perfumy z torebki i spryskałam się nimi obficie.

 - Ale ja nic nie czuję ! - powiedziałam. Koleżanki popatrzyły na mnie zdziwione i już wiedziały... Potem wszystko potoczyło się dość szybko. Wykonałam test na Covid. Wynik badania był dodatni i kazano mi natychmiast opuścić miejsce pracy. To było straszne! Chciałam jeszcze zostać, pożegnać się, pobyć, nie wiem...

- Dlaczego ja !? Dlaczego w dniu moich urodzin !? - pytałam w myślach samą siebie. Nie wiedziałam: śmiać się czy płakać? Tak więc na urodziny dostałam "koronę". Sparaliżowało to moją najbliższą rodzinę na długie 17 dni, z czego wcale nie byli zadowoleni. Szczęściem było to, że przeszłam chorobę łagodnie. Dokuczał mi jedynie brak zmysłu powonienia, a co za tym idzie: brak apetytu i w pierwszych dniach nieznaczne osłabienie. Chwilami miałam wrażenie, że ciężko mi się oddycha, ale zaopatrzyłam się w pulsoksymetr, który rozwiał moje wątpliwości co do saturacji. Pozostali domownicy nie mieli żadnych objawów. Mąż miał wynik testu negatywny.

To były zupełnie inne urodziny. Dużo większe znaczenie niż zwykle miały dla mnie życzenia składane telefonicznie i te w wiadomościach sms. Odniosłam nawet wrażenie, że tych życzeń było znacznie więcej niż kiedy indziej. 



Druga rzecz - to pudełko ! Co roku w maju zamawiam dla siebie  pudełko-niespodziankę, które zawiera kosmetyki naturalne. Lubię robić sobie niespodzianki ! Firma nazywa się: Naturalnie z pudełka. Radość z prezentu nie była jednak pełna, bo kompletnie nic nie czułam. Odłożyłam więc pudełko na inny, lepszy czas, by móc się nim nacieszyć.





Trzecia chwila - to kot Kajtek. Wyszedł z domu i...nie wrócił. Czekaliśmy długo, ale ja już nie czekam, zwątpiłam. Minęło półtora miesiąca i wiem, że to za długo. Kajtek lubił włóczyć się po okolicy.  Często wracał z tej tułaczki poturbowany i poszarpany. Wtedy leczyliśmy go i jeździliśmy do weterynarza. Kiedyś nie było go aż dwa tygodnie, ale gdy wrócił miałczał głośno i domagał się jedzenia - natychmiast, a ile kleszczy miał na sobie ?! - Nie zliczę. Nadszedł czas pożegnać się z Kajtkiem. Szkoda, bo był bardzo miłym, przytulaśnym kotem i miłośnikiem ludzkich kolan. Gdy tylko ktoś do nas przyjeżdżał, Kajtek usadawiał się na jego kolanach, nie pytając o pozwolenie.







poniedziałek, 25 stycznia 2021

Mój rok z Sambą

 Rok temu miałam ochotę na taniec. Tak... miałam wielką ochotę zapisać się na zajęcia taneczne. Gdzieś w środku czułam, że muszę ! Zamiast tego w naszym domu w grudniu 2019 roku pojawiła się suczka, którą nazwałam Samba... no i się zaczęło ! To był dopiero taniec !

Na początku maleńkie to było i bezbronne, całkowicie zdane na nas. Śliczna, mała istotka, która na czterech łapkach poznawała świat. Pierwsze spotkania z kotami i naszym staruszkiem rasy Shih Tzu - Timmim. 

Gdy Samba obwąchała już wszystkie kąty i poczuła się pewnie przyszedł czas na zabawę. Tylko " kto się ze mną będzie bawić ???" Timmi przerażony nowym członkiem rodziny i całym tym zamieszaniem, wszedł po schodach na spocznik i siedział tam przez długie 17 dni. Schodził na dół tylko za potrzebą i niewiele jadł.

- A co to ? A kto to ? Przywieźli sobie nową zabawkę i mnie już nie kochają... - pomyślał sobie.

 Samba nie umiała jeszcze wejść na schody, więc Timek czuł się tam bezpiecznie.

 Pierwszym zwierzakiem, który dał się obwąchać Sambie była nasza kotka Luka. Nie uciekała przed szczeniakiem, zupełnie jakby wyczuła, że ma przed sobą małe, psie dziecko, które chce się przytulić.

Gdy Timmi przestał się obrażać, wrócił na swoje dawne miejsce, ale wciąż stronił od szczeniaka. Na spacerach Samba skakała i wchodziła na Timka, a on odwracał się i na wszelkie możliwe sposoby unikał z nią kontaktu. Pewnie, gdyby potrafił, uciekłby na drzewo, ale tak się nie stało.  Sądziłam, że na otwartym, neutralnym terenie pieski będą miały sprzyjające warunki, żeby się zaprzyjaźnić. Te pierwsze spacery i nawiązywanie kontaktu jednak wcale takie łatwe nie było.






Od pierwszych chwil w naszym domu, wszystko budziło jej ciekawość. Dość szybko zorientowaliśmy się, że Samba jest szybka, zwinna i nie brakuje jej rezonu. Pierwsze zabawy odbywały się na podwórku. Psinka chętnie biegała za piłką i nie chciała jej nikomu oddać. Zawsze wygrywała i nie dopuszczała starszego psa do swojej zdobyczy. Zawsze była pierwsza.
Czasami chodziliśmy do pobliskiego lasu, lecz okiełznanie dwóch psów na dwóch smyczach nie było łatwe - każdy ciągnął w swoją stronę.




Samba rosła jak na drożdżach. Jej ulubionym zajęciem stało się wbieganie na usypaną z piasku górkę i obserwowanie stamtąd okolicy.
Oprócz tego lubiła i nadal lubi nosić w pysku jak najdłuższe patyki, a nawet przeogromne konary o długości ponad dwóch metrów, czym nieustannie wprawia nas w niemałe oszołomienie.









 Gdy w marcu 2020 roku nastąpił lockdown z powodu pandemii, wyjścia z psami ograniczyliśmy do naszego obejścia.
Bawiliśmy się z Sambą piłkami, a ona chętnie za nimi ganiała.
Kiedy po dłuższym czasie próbowałam założyć jej obrożę i smycz,
okazało się to bardzo trudne, ponieważ skakała na mnie, cieszyła się i skutecznie uniemożliwiała założenie obroży.
W rezultacie ona była uradowana, a ja spocona i zdenerwowana, a o spacerze nie było mowy. Zdarzyło się tak kilka razy. Postanowiłam więc założyć jej obrożę i już nie zdejmować, by później było łatwiej.
 Od tamtej pory nie ma już kłopotu z założeniem obroży i smyczy.
Gdy wiosną i latem Samba zaczęła interesować się ogrodnictwem,
zmuszeni byliśmy odgrodzić ogród od reszty działki i tym samym wydzielić miejsce dla psów.






Ostatnio Samba na początku każdego spaceru bardzo gryzie smycz i próbuje się nią bawić. Uszyłam dla niej długi gałgan z materiału, żeby to nim się zajęła podczas spaceru. Jednak smycz bardziej ją interesuje.
Gdy ja stawiam jej wymagania, mój mąż ją rozpieszcza... niestety.
Samba jak brazylijski taniec - jest radosna , posiada ogromne pokłady sił witalnych i wielki temperament. 
Czasami w ogóle się nas nie słucha, ale tylko czasami :)