Post "sponsorowany" przez porządki w folderach ze zdjęciami.
Ostrzegam, nuudno będzie.... same foty... Cały sezon dłubię te czapki jedna po drugiej. Oczywiście z przerwami na inne projekty. Dzięki "ślimaczkom" polubiłam kitchenera - naprawdę warto. Już kilka rzeczy tak zszywałam i bardzo mi się ta metoda podoba. Może polubię zszywanie...? To dopiero byłby numer ;-)
No dobra, to teraz fotki. Wrzucam w kolejności dziergania. Pomijam powtórki z tej samej włóczki :-)
hmmm... to chyba wszystkie sztuki z tego fasonu, które zdążyłam sfocić. Użyte włóczki to Padisah Himalaya, Sarayli Rozetti, Lanagold BD Alize, Azteca Katia, szwajcarska mieszanka akrylu i wełny "no name", Country Tweed Cheval Blanc, Regina Elian.
Wszystkie, oprócz Katii robione drutami nr 4. Dzięki temu dość ścisłemu przerabianiu nitki, czapki są ciepłe, zachowują fason i nie mechacą się. Sama noszę jedną (z Padisaha) i naprawdę nie mogę złego słowa powiedzieć o jej stanie - wygląda prawie jak nowa :-)
Następnym razem pokażę inne fasony wydłubane w przerwach między ślimaczkami.
Aha - bardzo jestem zdziwiona, ale ten model czapki jeszcze wcale mi się nie znudził. Dziwne to bardzo, bo przy robieniu jednego swetra czy bluzki, w połowie roboty najchętniej bym ją rzuciła, bo mi się nudzi... a tu ... czary jakieś czy co...