Odbiło mi ciut i w sobotę 18 maja wyruszyłam do Berlina,by wraz z ciocią Irenką świętować urodzino imieniny mojej córki. Wałówki wzięłyśmy aż dwie walizy (jedna po drodze od ciężaru się rozwaliła) i zrobiłyśmy totalna niespodziankę córce i wnukom......zaskoczenie było oj! było!!!
A żeby nie było że nic nie robię to pochwalę się że coś jednak tam wymodziłam....
Taki sobie bieżnik powstaje w trudzie i znoju ;-)
Trochę kolory zmieniłam i złotej nitki tu nie ma tylko żółta.
Chciałam zrobić sobie bieżnik na jakimś płótnie ale że leń ze mnie to kanwę wykorzystuję bo łatwiej krzyżyki stawiać.Zresztą wyboru materiału nie mam żadnego,bo sklepów w okolicy z takowymi brak,a na oko w internecie kupować nie będę...ja to muszę dotknąć i zobaczyć.
Pozdrawiam serdecznie odwiedzających i komentujących........ uciekam na działkę dalej się lenić ;-)
Z zaciekawieniem przeczytałam twój wpis :) Muszę częściej odwiedzać ten blog.
OdpowiedzUsuńInspirujący wpis, dzięki.
OdpowiedzUsuń