Bardzo dziękuję wszystkim Uczestnikom konkursu. Wczoraj dzięki Wam spędziliśmy miłe, rodzinne popołudnie. Wasze wpisy były niezwykle ciekawe i różnorodne, ale co do jednego byliśmy zgodni - zwycięzca jest jeden i w pełni zasłużył na nagrodę :) Tadam!!! Jest mi niezwykle miło przedstawić zwyciężczynię konkursu Doux-Doux - Panią Edytę. Serdecznie gratulujemy zarówno talentu jak i wygranej :) Skontaktujemy się przez FB :)
Nie chciałabym, aby komentarz zagubił się w cyber-przestrzeni, dlatego uwiecznię go w tej notce dla potomności :)
"To
było dawno temu w czasach, gdy na ziemi można było jeszcze spotkać
smoka, a w karczmach rozprawiano o osiągnięciach magów i odkryciach
geograficznych na lądach i morzach. Była sobie dziewczyna, która marzyła
o władaniu zaklęciami. Niestety, na naukę
magowie brali tylko chłopców, płci pięknej zostawiając działkę zielarek
i uzdrowicielek. Lutenka, bo tak na imię miała owa dziewczyna, nie raz
próbowała wkupić się w łaski tego czy innego mistrza magii, ale zawsze
odchodziła z kwitkiem. Podglądała więc najlepszych i eksperymentowała na
strychu w domu. Kilka razy przemieniła stokrotkę w pająka, jej rodzice
uciekali przed galopującym krzesełkiem, a innym razem dużo młodsza
siostra pływała w wannie kisielu, który z wody wyczarowała Lutenka.
Co
roku w mieście dziewczyny odbywał się konkurs młodych adeptów magii. Tym
razem postanowiła uczestniczyć w nim również ambitna i uparta młoda
czarodziejka. Podczas konkursu wszyscy uczestnicy mieli kilka minut, by
wyczarować coś ze sprzętu domowego użytku, ubrań czy jedzenia. Lutenka
zabrała z domu stary dywan i dziurawą podróżną torbę. Obcięła włosy,
zarzuciła kaptur i pobiegła na rynek, gdzie prowadzono zapisy do
konkursu. Powoli zbierała się tez publiczność, która była jednocześnie
jurorem zawodów. Po prezentacjach widzowie klaskali
i który młody mag zyskiwał większy aplauz, ten wygrywał zawody i
jednocześnie roczną naukę u krajowego maga, najpotężniejszego ze
wszystkich czarodziejów. Gdy zawody się rozpoczęły chłopcy kolejno
czarowali. Jeden zamienił imbryk w zbroję, drugi z zestawu narzędzi
ogrodowych stworzył samobieżną kosiarkę, a kolejnemu udało się ze
starych kozaków i beczki zrobić pułapkę na lisy. Następni wyczarowali
lepsze lub gorsze rzeczy, za co słyszeli brawa lub byli wygwizdywani
przez tłum. wreszcie przyszedł czas na ostatniego, zakapturzonego
kandydata. Po chwili z dywanu i starej torby wyczarowana została dziwna
uprząż, z tłumu na scenę wybiegła mała dziewczynka, wskoczyła na plecy
zawodnika, a materiał z paskami i klamerkami owinął się wokół niej, że
bezpiecznie i słodko zaległa na jego plecach. Z tłumu dało się słyszeć
pojedyncze klaskanie, to brawo biła kobieta, wokół której biegało
kilkoro dzieci. Jedno uwieszone było na jej szyi, a inne wspinało się po
spódnicy. - Toż to rewolucja w przenoszeniu dziatwy! - krzyknęła. Nagle
podniósł się ogromny aplauz. Brawo bili wszyscy, kobiety, mężczyźni i
nawet dzieci. Wybrano zwycięzcę. Lutenka odrzuciła kaptur, a jej siostra
szelmowsko uśmiechała się sodko zamotana w nosidle na jej plecach.
Komisja nie oponowała, że wygrała dziewczyna. Krajowy mag zgodził się
przyjąć ją na nauki.
Magiczny wynalazek Lutenki, zwany przytulankowym
nosidłem zrobił furorę w krainie, a jego popularność zakreślała coraz
szersze kręgi. Mijały wieki i tysiąclecia, świat się zmieniał, smoki
odeszły. O Lutence, jej krainie i magii dawno już zapomniano. Narodziła
się nowa ludzkość, wymyślała ponownie usprawnienia, wynajdowała
wynalazki. W pewnym kraju na podobno starym kontynencie pewna dziewczyna
stworzyła doux-doux, tłum znów zaczął wiwatować... I z tego powodu i my
kochamy DD :)"
Jeszcze raz serdecznie gratulujemy! :)