u nas spokój. cisza. błogo.
mój organizm po raz kolejny zaskakuje mnie tym, jak szybko radzi sobie z operacją. po dwóch dobach w klinice wróciłam do domu i nie siadam nawet na minutę, ciągle coś wynajduję. i nie dlatego, że muszę, a po prostu nie potrafię „odpoczywać”..
Beniamin śpi i je. choć nie powinnam tego pisać, bo zapeszę. liczę się z tym, że ten czas Jego ciszy za chwil parę się skończy.
i choć myślałam, że znowu to wstawanie w nocy, mleko, pieluchy.. to ku mojemu zaskoczeniu nie jest to żadnym wysiłkiem.
pozamykałam sklepy internetowe, mam wolna głowę od obowiązków. po raz kolejny stwierdziliśmy z mężem, że podział ról na zarabiającego i zajmującego się ogniskiem domowym jest najlepszym wyjściem dla nas wszystkich. odpuszczam wiec na chwilę, może na chwil parę.. już sam blog zajmuje sporo czasu i daje maksymalne spełnienie, które pozwala oderwać się od codzienności.
ku mojemu zaskoczeniu, decyzja ta wniosła do naszego domu ponownie harmonię, cierpliwość moją, spokój..
i to chyba tak jest, że jak każdy będzie miał robić swoje, to zrobi to do końca dobrze.. a jak każdy chce wszystko, to jest niedokończone, nerwowe, na prędce..
cieszę się więc niezmiernie, że na ten podział ról możemy sobie pozwolić.
pytacie jak Tosia zareagowała na brata..?
chyba nawet nie za bardzo się na tym skupialiśmy. czekała, wiedziała, tuliła brzuch.
nie miała ani odrobiny problemu z tym by zostać w domu z Babcią, gdy ja pojechałam do kliniki. dzwoniliśmy do siebie na facetime i oglądała Benia. w piątek wpadła do kliniki jak szalona. pierwsza sekunda była dla Niej chyba rozczarowaniem. myślę, że spodziewała się większego dzidziusia a nie takiego robaczka. wyciągnęła ręce do Taty i cicho Mu oznajmiła, że Ona nie lubi malych dzieci. ale już w aucie zdecydowanie chciała siedzieć razem z nim z tyłu. poprawiała mu kocyk, czapeczkę.
w domu trzyma Mu butelkę, siedzi i pilnuję gdy ja idę po pieluszkę. głaszcze i całuje po główce.
nigdy nie użyliśmy słowa „zazdrość” żeby w ogóle nie wiązała tego z pojawieniem się brata.
więc z ręką na sercu mogę przyznać, że nie przejawia tego zachowania w ogólę.
może też dlatego, że była u Nas moja Mama i zabawa była całe dnie. staram się też poświęcać Jej więcej czasu i uwagi niż dotychczas.
grypa u nas rozszalała się na całego. kichanie, gardła.. Tosia więc nie chodzi do przedszkola i pojechała na wieś do Dziadków i mojej siostry. długo zastanawiałam się czy to dobry pomysł. czy ten czas jest odpowiedni. gdy pojawia się nowy mieszkaniec to Ona wyjeżdza. jak to odbierze.. biłam się z myślami.. ale gdy w sobotę spakowała się już o siódmej rano i siedziała w aucie u Dziadka, nie miałam dużo do gadania.
dzwonię do Niej, łzy z tęsknoty leca mi jak grochy, mówie, że tęsknie, a Ona na to „Mama, mam z Babcią wojne na poduszki, nie mam czasu, do zobaczenia”.. i wtedy wiem, że mogę skupić się na kangurowaniu Benka, nie mając żadnych wyrzutów sumienia.
a kiedy dzownię, odbiera i Jej pierwsze pytanie jest „jak Benek?”.. wiec na razie zmartwień o Jej zazdrość brak.. myślę, że nadejdzie gdy Ben będzie bardziej absorbujący, wymagający większej uwagi.. wtedy zamierzam podrzucać czasami Bena do Babci (po drugiej stronie wsi) i spędzać popołudnie tylko z Nią. babskie popołudnia. kino, basen, lody..
cieszę się na tę zimę.. na leniwe leżenie na podłodze i czas z dziećmi.. cieszę się, bo mam teraz wolną głowę. wolną od obowiązków, zobowiązań, planów, wysyłek..
mam znowu czas na rodzinę.. i nie chce spełniać się biznesowo w żadnym tego słowa znaczeniu. niech tym fachem imponuje mi mąż. a wtedy nie mając tych obowiązków na głowie może ja zaimponuje w końcu samej sobie jako Matka..
jesteśmy więc od soboty z Benkiem. z Benkiem, który śpi i je. więc czasu mam tyle, że od ponad dwóch lat nie miałam takiej ilości nawet w jednej czwartej.. leże nawet.. i to nie tak, na boku, na szybko nogi wyprostuje by zaraz lecieć pranie wyciągnąć z pralki.. o nie, nie.. w sobotę leżałam 3 godziny. ot tak. w południe. Matka dwójki dzieci. 3 godziny w południe leży. jakiś niebywały luksus..
nawet w ciąży pół godziny nie leżałam.. a moja Mama, moja siostra, dzieci siostry, Tata, Szwagier w tym czasie bawią Tosię…
czy ja nie mówiłam, że rodzina w życiu jest najważniejsza..?
w niedzielę, gdy Adaś pojechał na moto, my leniwie spacerowaliśmy pół dnia..
przypomniało mi się coś…
jedziemy z moim mężem z Bielska, gdzie ściagali mi szwy. słyszymy w radio naszego znajomego. dzwoni mój mąż więc do Niego.
a że dawno nie rozmawiali to mąż zdaje różne relacje…
– zatrudniłem takiego chłopaka. wiesz, roboty nie miał, jakieś rodzinne problemy, to Go przygarnąłem. przez miesiąc okradł nas na dziesiątki tysięcy. sądy, policja.
potem chwile milczy, bo chyba Tamten coś mówi, pyta..
a potem znowu mój mąż..
– nie Mirek. to są tylko pieniądze. dziś są, jutro ich nie ma. a mi się zdrowy syn urodził. zdrowy!
uprzedzając pytania 🙂
moje buty – minnetonka (nie wysyłają do Polski, ale wysyłają ze strony zappos.com i są na naszym polskim allegro)
sweter – taka marka TU.
kapelusz – mohito (stary)
koc Benka z wilkiem – Effii
rampers czerwony – kidscase (nowa marka, którą sama sobie wynalazłam czekając w kolejce do lekarza, i zamawiałam przez telefon z niedoczekaniem. genialna jakość.)
torba w grochy – DwellStudio
smoczek – Hevea