Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sypialnia. Pokaż wszystkie posty

SYPIALNIA DLA DWOJGA




Skoro pozbyliśmy się z naszej sypialni małego "intruza" ;), trzeba było nieco w niej pozmieniać. Że "trzeba", uważałam tylko ja, bo małżonek mój konieczności większej nie widział. Ale, że żona wierciła dziurę w brzuchu, a ściany wołały o pomstę do nieba, mój dzielny mężczyzna zebrał się i w dwa wieczory sypialnia była gotowa. No może nie do końca, bo w końcu malowanie to  nie wszystko, prawda?  Jakiś czas temu wspominałam, że marzą mi się białe ściany. Przyznam jednak, że nie przypuszczałam, iż efekt końcowy aż tak bardzo mnie zachwyci (czyli teraz pozostało jeszcze "tylko" reszta domu do odmalowania ;)). Tak więc po dodaniu kilku nowych dodatków, po zaprzyjaźnieniu się z wiertarką (tak mężu, już nie będę musiała Cię więcej prosić tygodniami), po małych dywanowych wymianach (dywan z pokoju F. trafił do nas, on natomiast dostał nowy), mogę uznać sypialnię za gotową.  Aaa zapomniałabym, w końcu zdecydowaliśmy się na łóżko. Po wielu latach, dojrzeliśmy do tej decyzji i pożegnaliśmy się z naszym materacem. I teraz nawet mężuś twierdzi, że jest tak fajnie, że aż się nie chce stąd wychodzić... czyli witajcie długie leniwe poranki ze śniadaniem w łóżku. Tylko żeby jeszcze synuś nie wywlekał nas (czytaj mnie) z łózka o 6.30 (i to przy dobrych wiatrach)...



















A poprzednie wersje naszej małżeńskiej alkowy znajdziecie TU. Zapraszam! 




PO CO NIEPRACUJĄCEJ MATCE... KĄCIK DO PRACY




O tym, jak zostałam eksmitowana (lub też sama siebie eksmitowałam, sama nie wiem jak było naprawdę) z "naszego" znajdującego się na antresoli workspace'u jak się to teraz podobno mawia, pisałam jakiś czas temu, TU. Pisałam też, jak to marzy mi się mieć swój własny kąt do  pracy.
Można by zadać jednak pytanie...po co niepracującej matce kącik do pracy? No tak, po co? Bo przecież narzędzia pracy, którymi się na co dzień posługuję to odkurzacz, mop i ściera. Bo przecież moje centrum dowodzenia to kuchenny blat... 
A no potrzebny mi on i już! Do równowagi psychicznej zwłaszcza. Bo fajnie jest wiedzieć, że coś w naszym wspólnym domu jest tylko moje*. Fajnie, gdy każdy ma jakiś swój własny kąt, do którego intruzom wstęp wzbroniony. Fajnie, gdy ma się miejsce, gdzie można usiąść sobie od czasu do czasu  z kubkiem kawy i po prostu pomyśleć (jeszcze fajniej byłoby gdyby to nie było tylko od czasu do czasu i nie była to chwila ;p).
 A więc jak już mówiłam, marzenie moje się spełniło. Mam swój kącik. Może jeszcze nie do końca urządzony, może jeszcze brakuje kilka drobiazgów (np. lampki), ale wszystko w swoim czasie. 
Stolik jest? Jest! Krzesło jest? Jest! Czyli to, co najważniejsze mam :) A wcale niełatwo było zaopatrzyć się w stolik, jaki chodził mi po głowie. Biurka tradycyjnego nie chciałam, głównie ze względu na gabaryty i toporność. Marzył mi się jakiś stary stolik, koniecznie z szufladą, który jednak nie kosztowałby majątku. Szukałam, czekałam, znowu szukałam i znowu czekałam. I znalazłam. Wystarczyło nieco przemalować i stary, kuchenny stolik pamiętający czasy PRL-u stanął w naszej sypialni, by teraz pełnić zaszczytną rolę mojego biureczka. Krzeseł u nas pod dostatkiem, bo kupując do jadalni, kupiliśmy ich chyba... z 11. A że ostatnio mam nieco niedosyt kolorów w moim wnętrzu, to wybrałam nie białe, a pomarańczowe. Wiem, że wiele osób nie przepada za tym kolorem. Ja jednak,mimo że pastele lubię, to jakoś nie widzę ich u siebie w domu. Zatem oprócz bieli, czerni i szarości jest także kropla pomarańczy i...odrobinka różu.
 To tyle. Idę się relaksować. W końcu mamy urlop nr 2 :)

*taaak... tylko moje. Pomarzyć dobra rzecz... Dziecię moje chyba biureczko ME również polubiło i teraz tylko myk cyk i już jest na krześle, już otwiera szufladkę i nucąc sobie coś pod nosem odkrywa, jakież to skarby tam na niego czekają. Zatem, gdy coś za długo jest cicho, to wiem, gdzie go znajdę... Ech... to miałam sobie swoje miejsce. Chyba trzeba pomyśleć o stoliku dla niego ;)
















O QULACH, CZYLI ILE POMIESZCZEŃ, TYLE POMYSŁÓW



 Niby małe, niewinnie wyglądające kuleczki, a skubane tyle zamieszania narobiły. No bo proszę państwa, jak ja niby mam zdecydować, gdzie ma być ich miejsce, skoro one wszędzie pasują? Kuchnia, salon, sypialnia, a nawet łazienka. Wszędzie im dobrze. A jaka zabawka dla dziecka!Oohoo!  Małe rączki chętnie by się do nich dorwały, ale okrutna matka nie pozwala. Okrutna matka chce nimi jeszcze trochę nacieszyć oczy (dopóki mały potwór nie znajdzie sposobu, lub nie wykorzysta nieuwagi mamusi). 
Ale powróćmy do meritum - gdzie te małe cudeńka zawiesić? Próbowałam, przestawiałam, zawieszałam... No i wyszły różne kombinacje. Tylko teraz nie wiem, na którą się zdecydować. 
Dlatego poniżej przedstawiam niektóre  z nich.






























A Wam, która wersja podoba się najbardziej?




Post powstał we współpracy ze sklepem qule.pl. 


LEPIEJ PÓŹNO NIŻ WCALE, CZYLI WIELKANOCNE DEKORACJE


Już w listopadzie moje myśli kierują się ku świętom Bożego Narodzenia. 6 grudnia obowiązkowo włączmy lampki, wystawiamy dekoracje, pieczemy ciasteczka. Niemal przez cały miesiąc czekamy i nastrajamy się. Do świąt wielkanocnych w takim razie, powinniśmy zacząć przygotowania już w lutym. To dlaczego ja dopiero w tym tygodniu podniosłam swoje cztery litery i zaczęłam intensywniej rozglądać się za kurczaczkami  i zajączkami? (ok, przesadziłam, za nimi się nie oglądałam. Minęły już te lata, kiedy mój dom nawiedzały małe żółte kulki z dzióbkami  i rozjechanymi oczami) Może to wpływ kompletnie nienastrajającej wiosennie pogody, a może racjonalne podejście - że w końcu to tylko dwa dni? Bo na pewno nie wynika to z faktu, iż traktuję te święta po macoszemu, czy też umniejszam ich wartość. Zawsze bardzo lubiłam ten czas. Znacznie wolniejszy wg mnie, niż święta zimowe, spokojniejszy, paradoksalnie bardziej duchowy. I mimo, iż w tym roku, jakoś nie miałam nastroju, to w końcu zebrałam się w sobie. Mogę zatem uznać, że dom gotowy. Teraz tylko coś tam upichcić, coś tam upiec, zapas jaj od szczęśliwych kurek jest, a i nawet podobno pogoda ma dopisać. Tak więc - witajcie Święta Wielkiej Nocy!

A co do dekoracji - to w tym roku bardzo skromne i naturalne. Takie, jakie lubię najbardziej :)



























O TYM, JAKI MARNY ZE MNIE KONSUMENT...


Dzisiaj o tym, co męczy mnie od dłuższego czasu. Zastanawiam się, czy Wy też tak macie, czy tylko ja jestem takim "dziwadłem" (choć zakładam, za tylko ja) ;)

Macie tak czasem, że coś bardzo się Wam podoba, chciałybyście to mieć, ale w końcu rezygnujecie z zakupu, bo rozsądek bierze górę? Bo ja mam tak ciągle :/ Oglądam te wszystkie piękne przedmioty z Waszych domów i sklepów, wabią one swoją urodą, kuszą, aż nie chce się od nich oczu oderwać, tylko nacisnąć "do koszyka" i już prawie, prawie...ale nie, mój rozsądek bierze górę, przychodzi myśl, czy naprawdę muszę mieć ten śliczny kubeczek "za jedyne" 60 zł??? No przecież obędę się i bez niego... No i taka właśnie jestem- skąpiradło ze mnie ogromne. Z faktu tego z pewnością cieszy się bardzo mój mąż ;p  Ja jednak niekiedy chciałabym wyzbyć się tego wewnętrznego głosu rozsądku i zaszaleć (tylko żeby jeszcze po tym fakcie nie następowały wyrzuty sumienia ;))

SYPIALNIANE KADRY




Już jakiś czas temu w naszej sypialni zaszły małe zmiany.  Dlatego dzisiaj mało słów, a więcej zdjęć ;) 
Zobaczcie sami:

MOJE PLUSIKI



Dzisiaj pokazuję, co udało mi się zrobić w związku z krzyżykowo-plusikową  dekoracją ;)
Po złożeniu szafy do "Smigolowego" pokoju, okazało się, że pozostały nam niepotrzebne, białe półki. Postanowiłam więc, je jakoś wykorzystać. 
Biała półka, mój przyjaciel czarny marker ;) i gotowe. 

Co prawda efekt, nie jest do końca taki, jakiego oczekiwałam, ale jak na razie moja potrzeba posiadania czegoś z tym motywem została zaspokojona :)

No tak.. plusiki są, tylko co z nimi zrobić?
Ostatecznie padło na sypialnię, więc przy okazji parę fotek również z niej (dopóki jest jeszcze tylko naszym królestwem ;))













Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za komentarze. Dzięki nim wiem, że jednak ktoś tu zagląda ;)

NARESZCIE...


Nareszcie wracam do "normalnego" życia. Za mną wiele dni ciężkiej pracy i kompletnego braku czasu. Ale teraz... teraz już planuję... a co?
No cóż, jest kilka rzeczy u nas w domu, której nie dosięgły jeszcze moje dłonie, a raczej pędzel i biała farba...więc trzeba to nadrobić! ;)  Czyli znowu praca. Ale tym razem bardzo przyjemna. Tak to jest, gdy nie można usiedzieć w miejscu... :)

Dzisiaj w końcu pokazuję Wam naszą sypialnię, która długo na to czekała, ale cały czas brakowało tam kilku elementów. Ale, że kochany mąż powiesił wczoraj zasłonki, to  mogę dziś nareszcie pokazać  już w pełni gotową sypialnię.
Pewnie niektórych zdziwi materac zamiast łóżka, ale tak, tak ma być i nie mamy zamiaru tego zmieniać, bo jest nam baaardzo wygodnie :)














A na zakończenie kilka zdjęć przed zmianami:
(ech, kiedy to było...)





pozdrawiam!
Natalia