SYPIALNIA DLA DWOJGA
Skoro pozbyliśmy się z naszej sypialni małego "intruza" ;), trzeba było nieco w niej pozmieniać. Że "trzeba", uważałam tylko ja, bo małżonek mój konieczności większej nie widział. Ale, że żona wierciła dziurę w brzuchu, a ściany wołały o pomstę do nieba, mój dzielny mężczyzna zebrał się i w dwa wieczory sypialnia była gotowa. No może nie do końca, bo w końcu malowanie to nie wszystko, prawda? Jakiś czas temu wspominałam, że marzą mi się białe ściany. Przyznam jednak, że nie przypuszczałam, iż efekt końcowy aż tak bardzo mnie zachwyci (czyli teraz pozostało jeszcze "tylko" reszta domu do odmalowania ;)). Tak więc po dodaniu kilku nowych dodatków, po zaprzyjaźnieniu się z wiertarką (tak mężu, już nie będę musiała Cię więcej prosić tygodniami), po małych dywanowych wymianach (dywan z pokoju F. trafił do nas, on natomiast dostał nowy), mogę uznać sypialnię za gotową. Aaa zapomniałabym, w końcu zdecydowaliśmy się na łóżko. Po wielu latach, dojrzeliśmy do tej decyzji i pożegnaliśmy się z naszym materacem. I teraz nawet mężuś twierdzi, że jest tak fajnie, że aż się nie chce stąd wychodzić... czyli witajcie długie leniwe poranki ze śniadaniem w łóżku. Tylko żeby jeszcze synuś nie wywlekał nas (czytaj mnie) z łózka o 6.30 (i to przy dobrych wiatrach)...
A poprzednie wersje naszej małżeńskiej alkowy znajdziecie TU. Zapraszam!