Ignite The Lies Jessica Foks

Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 21

Copyright © for the text by Jessica Foks

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024


All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Kinga Jaźwińska-Szczepaniak


Korekta: Alicja Szalska-Radomska, Iwona Wieczorek-Bartkowiak, Dominika Kalisz
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

Druk i oprawa: Abedik S.A.

ISBN 978-83-8362-648-2 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024


Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

www.wydawnictwoniezwykle.pl
[email protected]
Wydawnictwo NieZwykłe
wydawnictwoniezwykle
Wyd_NieZwykle
wydawnictwoniezwykle
OSTRZEŻENIE

Ignite The Lies jest trzecim tomem serii „Liars”.


Na wstępie chcę zaznaczyć, że ta powieść porusza trudne
tematy i dlatego jest przeznaczona dla osób pełnoletnich i doj-
rzałych. Jeśli nie masz skończonych osiemnastu lat, lepiej jej nie
czytaj. Pojawiają się tutaj wątki znęcania psychicznego, morder-
stwa i samobójstw. Występuje również motywy uzależnienia od
narkotyków i samookaleczania.
Relacja głównych bohaterów jest skomplikowana. Wiedzcie,
że nie pochwalam każdego ich zachowania.
Jest to książka owiana wieloma tajemnicami i mrokiem. Wolę
uprzedzić, zanim po nią sięgniecie. A teraz po raz trzeci zapra-
szam Was do świata pełnego kłamstw.
DEDYKACJA

Dla każdej osoby, która pozwoliła, by ktoś rozpalił w niej


nadzieję na szczęśliwe zakończenie, ale przez przeciwności
losu się sparzyła.
PROLOG
Nigdy tak bardzo nie pragnęłam, żeby coś było prawdą. Wie-
działam, że życie to masa cierpienia i ciągła walka o spokój, ale
wierzyłam, że właśnie ty przyniesiesz mi ulgę w chaosie, który
panował wokół nas. Okazało się jednak, że byłeś zwykłym kłam-
cą z mnóstwem oszustw na koncie. Tym zresztą byliśmy oboje.
Kłamstwem.
Żadne z nas się nie spodziewało, że to dopiero początek. My-
śleliśmy, że los nie postawi nas znowu w tej samej sytuacji, z któ-
rej wyjście było tylko jedno. W tamtym momencie nie mogło być
mowy o pomyłce, bo każdy błąd mógł nas zniszczyć. Mimo to
podjęliśmy wyzwanie – skłamaliśmy ponownie.
I staliśmy się najlepszymi kłamcami.

7
Jessica Foks

Ignorując wiele głębokich ran, udawaliśmy twardych. Byli-


śmy gotowi na wiele złych rzeczy i robiliśmy, co w naszej mocy,
żeby stać się prawdą.
Kolejne strony w naszej historii wcale nie były jaśniejsze,
a ciemność, którą byłeś ty, pochłonęła nawet mnie. I wtedy zro-
biliśmy coś, na co żadne z nas nie było gotowe.
Podsyciliśmy żar, który od dłuższego czasu się w nas
tlił.
Nasze kruche uczucie rozpadało się coraz bardziej, a my pró-
bowaliśmy poskładać je na nowo. Potrzebowaliśmy się. Próbo-
waliśmy odnaleźć w całym tym bałaganie, w który nas wmie-
szano, ale nie potrafiliśmy uratować siebie nawzajem. Wyssano
z nas dobro, a do naszych pustych serc zakradło się zło, które
wypełniło je mrokiem, chłodem i kolejnymi kłamstwami. Nie
umieliśmy się przed nim obronić. I w końcu nas zniszczyło.
A szkielety naszych ciał zamieniło w pył.
Ktoś ewidentnie chciał naszego cierpienia, jednak my się nie
poddaliśmy. Zaczęliśmy igrać z ogniem, który jednak wymknął
nam się spod kontroli. Dlatego potem zrobiliśmy to:
rozpaliliśmy kolejne kłamstwa, żeby móc spędzić ze
sobą naszą ostatnią chwilę.
ROZDZIAŁ 1

ŻEGNAJ, ROSALIE
Rosalie

10 sierpnia 2018 roku


(miesiąc później)
Paryż

Nienawidziłam płci przeciwnej. Mężczyźni to gatunek, który


powinien wyginąć. Zawodzą, manipulują i serwują nam kłam-
stwo za kłamstwem. Wmawiają, że jesteśmy dla nich ważne i że
nas nie zostawią. A potem prawda wychodzi na jaw.

9
Jessica Foks

Miesiąc temu zawiodłam się na chłopakach, z którymi coś mnie


łączyło – z jednym mniej, a z drugim bardziej. Każdy z nich ma-
mił mnie słowami, w które wierzyłam. Gdyby nie ta jedna noc,
trwałabym w niewiedzy o tym, kim tak naprawdę byli. Gdyby
nie tamten dzień, nadal myślałabym, że dla tego jednego coś jed-
nak znaczyłam. Ta myśl stale siedziała mi w głowie – każdej nocy,
każdego ranka i w ciągu dnia.
I bolało mnie to, że zawiodłam się na osobie, którą
broniłam z całego serca.
Wyjechałam do Francji, ale w Paryżu nie było lepiej. Świadomość,
że już nigdy go nie zobaczę, sprawiła, że zaczęłam mieć na jego
punkcie cholerną obsesję, która codziennie mnie dręczyła. Shar-
pa widziałam wszędzie i w każdym – w przypadkowych chłopa-
kach na ulicy, w sklepie, na imprezach czy nawet w swoich snach.
Zniknął z mojego życia, ale zasiał we mnie uczucie, z którego nie
potrafiłam się wyleczyć. Uczucie, które było trucizną. I to przez
nią każdego dnia umierałam od nowa.
– Słuchasz mnie w ogóle? – zapytała Lina.
Uniosłam wzrok i skupiłam go na dziewczynie. Wyglądała
na rozdrażnioną i wcale jej się nie dziwiłam. Ostatnio cały czas
myślami byłam nieobecna.
Lina to moja kuzynka. Kiedyś przyjeżdżała na wakacje
do Carlsbad. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu, dzięki cze-
mu miałyśmy dobry kontakt. Teraz to ja przyjechałam do niej.
Odkąd tylko zamieszkałam z nią i jej matką, czyli moją ciocią,
dziewczyna starała się namawiać mnie na imprezy za każdym
razem, kiedy jakąś organizowano. Lina to totalny typ impre-
zowiczki. Czasami ulegałam, kiedy już naprawdę od godzin nie
dawała mi spokoju, ale zazwyczaj wolałam siedzieć zamknięta
w czterech ścianach, niż wychodzić do ludzi. Ostatni miesiąc
spędziłam głównie w swoim nowym domu. Nocami miałam
problemy ze spokojnym snem, bo za każdym razem śnił mi się
Liam, Kevin lub on. Sny, a raczej koszmary o Sharpie były tymi

10
Ignite the Lies

najgorszymi. Bolały tak bardzo, że po przebudzeniu dochodzi-


łam do siebie przez godzinę.
– Ugh! – Dziewczyna przewróciła oczami. – Ten twój znajomy
tu jest.
– Adrien? – zapytałam, rozglądając się.
Już dzień po moim przyjeździe do Francji Lina zaprosiła swo-
ich przyjaciół do siebie do domu. To właśnie wtedy się dowie-
działam, że znała kuzyna Hanny, Adriena, z którym byłam w ki-
nie kilka miesięcy temu.
– Tak, razem z kolegami.
Na wzmiankę o Adrienie przyjaciółki Liny zaczęły się śmiać
i między sobą szeptać, a ja wysiliłam się na niezręczny uśmiech.
Zdecydowanie nie było to moje towarzystwo. Mimo że dziew-
czyny były w moim wieku, tak jak Lina, brakowało nam wspól-
nych tematów. Albo to ja się na wszystkich zamknęłam i nie mia-
łam o czym z nimi rozmawiać.
– Zaraz wrócę – oznajmiłam, po czym wstałam i ruszyłam
przez korytarz w poszukiwaniu łazienki.
Dziewczyny nie przejęły się moim zachowaniem i dalej plotko-
wały o chłopakach. Miałam dość tego tematu. Teraz żałowałam,
że zgodziłam się przyjechać na tę imprezę do koleżanki Liny.
Po drodze mijałam pijanych nastolatków, którzy najwyraźniej
bawili się w najlepsze. Chciałam wrócić do tego stanu, kiedy
było mi łatwiej, lżej. Miałam wrażenie, że teraz cała rzeczywi-
stość ciąży mi na sercu i że nie potrafię się tego ciężaru pozbyć.
Skręciłam w lewo i nagle stanęłam w miejscu. Wpatrywałam
się w chłopaka, który stał odwrócony do mnie tyłem i rozma-
wiał z nieznanymi dla mnie osobami. To był on. Ciemnobrązo-
we, kręcone włosy, niebieska kurtka z czerwono-granatowym
paskiem i czarne spodnie. Na jego dłoniach zauważyłam tatuaże
i sygnety, których nigdy nie zdejmował. Ale czy to na pewno był
on? Naprawdę by tu przyjechał? – myślałam gorączkowo. Ze stresu
serce zaczęło mi szybciej walić.

11
Jessica Foks

Nagle chłopak się odwrócił i… cała nadzieja ze mnie wypa-


rowała.
To nie był Sharp.
Rozczarowana wypuściłam powietrze z płuc.
Popadałam w paranoję. Musiałam w końcu zrozumieć, że
on tutaj nie przyleci i nie powie, że jego ostatnie skierowane
do mnie słowa były po prostu kłamstwami. Ja naprawdę nigdy
nic dla niego nie znaczyłam i w tej chwili, tak samo jak przez
cały miesiąc, tylko się łudziłam, że było inaczej, bo nie potrafi-
łam o nim zapomnieć.
Zakochanie się w nim było łatwiejsze niż wymazanie
go z pamięci.
Musiałam się stąd ulotnić, bo coraz trudniej mi się oddycha-
ło. Spojrzałam na drzwi łazienki, która była moim ratunkiem,
ale akurat ktoś do niej wszedł. Czym prędzej dobiegłam więc
do głównego wyjścia z mieszkania i opuściłam kamienicę.
Kiedy znalazłam się na dworze, głęboko zaciągnęłam się świe-
żym powietrzem. Oparłam się o budynek i spojrzałam na gwiaz-
dy. Wszystko dobrze, Rose. Wszystko dobrze – mówiłam do siebie.
Pomyślałam o czymś, co mogło wydawać się absurdem, ale po
mojej głowie te słowa krążyły nieustannie.
Byłam okłamywana przez Sharpa przez cały czas trwania na-
szej znajomości, a mimo to czasami pragnęłam, by znowu raczył
mnie tamtym równie cudownym, co bolesnym oszustwem. Dało
mi ono więcej szczęścia niż jakakolwiek prawda. Nigdy bym nie
pomyślała, że zechcę, aby ktoś mnie okłamywał, ale Sharp robił
to w taki piękny sposób, że w głębi serca naprawdę prosiłam,
aby zrobił to jeszcze raz. By ostatni raz dał mi wszystko, a potem
w jednej chwili to wszystko mi odebrał.
Kiedy po jakimś czasie w końcu doszłam do siebie, stwierdzi-
łam, że wrócę do domu kuzynki. Potrzebowałam nieco prywat-
ności, żeby odetchnąć w samotności. Musiałam sobie to wszyst-
ko ponownie ułożyć w głowie. Miałam nadzieję, że dotrę do celu

12
Ignite the Lies

bez problemu. Nie znajdowałam się od niego daleko, ale wszyst-


kie budynki w Paryżu były bardzo do siebie podobne – białe,
kremowe, z charakterystycznym szaroniebieskim dachem – co
sprawiało, że już nie raz, nie dwa miałam problem z powrotem
do naszej kamienicy.
Przemierzałam uliczki centrum Paryża, które o tej godzinie
były dziwnie puste. Czasami mijałam się z pojedynczymi osoba-
mi i parami wracającymi z lokalnych barów. Gdy znalazłam się
jedynie parę kroków od mieszkania, nagle dziwnie się poczułam
i gwałtownie zatrzymałam.
Ktoś mnie obserwował.
Intensywne spojrzenie wypalało w mojej skórze dziury i spra-
wiało, że się bałam. Dobrze znałam to doznanie.
Odruchowo rozejrzałam się po okolicy, lecz nikogo nie do-
strzegłam. Kiedy jednak obejrzałam się za siebie… Zamarłam.
Przed oczami miałam ten sam widok co zawsze – zakapturzona
postać stała w niedalekiej odległości, w miejscu, do którego nie
dochodziły światła ulicznych latarni. Dłonie miała wsadzone
w kieszenie, a oczy utkwione we mnie. Nie widziałam jej wzro-
ku, ale go na sobie czułam.
– To się nie dzieje – szepnęłam.
Zamknęłam powieki, po czym zrobiłam głęboki wdech i długi
wydech.
– Liam i Kevin są w więzieniu. Jesteś bezpieczna. Jesteś bez-
pieczna, Rose – powtarzałam, dalej nie otwierając oczu.
Zrobiłam to dopiero po chwili i mocniej zacisnęłam dłonie.
Pusto.
Nie było go. To moja głowa nie działała prawidłowo. Miałam
urojenia. Widziałam rzeczy, których w rzeczywistości nie było.
Musiałam w końcu zrozumieć, że mój koszmar się skończył.
To koniec, Rose!
Nie zwlekając dłużej, biegiem ruszyłam w kierunku mieszka-
nia Liny i ciotki.

13
Jessica Foks

Naprawdę musiałam zająć czymś głowę, bo wariowałam,


a nie mogłam przecież dać się pożreć własnemu umysłowi.

4 września 2018 roku

– A może wycieczka do Luwru? Wiem, że to twoje klimaty – za-


proponował Adrien.
Siedzieliśmy w ogródku małej kawiarenki i jedliśmy późny
lunch. Adrien poza moją kuzynką był jedyną osobą, z którą się
tutaj trzymałam. On jako jeden z nielicznych mówił płynnie
w moim ojczystym języku, a jedną z barier w nawiązywaniu in-
nych znajomości był dla mnie właśnie francuski, którego pomi-
mo intensywnego kursu nadal nie opanowałam.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Widząc jednak jego zrezy-
gnowaną minę, odparłam:
– Może kiedyś się wybierzemy.
Chłopak od tygodnia starał się mnie wyciągnąć na zwiedza-
nie Paryża, bo chociaż byłam już tutaj prawie od dwóch miesięcy,
to nadal nie zobaczyłam najpopularniejszych miejsc. Do tej pory
mu odmawiałam, bo obawiałam się, że mógłby moją zgodę źle
odebrać. Lubiłam go jako kolegę i tyle, dlatego wolałam trzymać
między nami dystans. Poza tym lubiłam też swoją samotność.
Przyzwyczaiłam się do wieczorów w pojedynkę i tego, że mo-
głam polegać tylko na sobie. Nie potrafiłam już nikomu zaufać.
Nie po tym wszystkim, co wydarzyło się tamtej lipcowej nocy.
– Kiedyś? – zaśmiał się. – Z takim podejściem to Paryż będzie-
my zwiedzać do twojej sześćdziesiątki.
– Muszę skupić się na nauce języka. Dzisiaj na lekcji biologii
nauczyciel mnie zapytał, czy potas obniża, czy podwyższa ci-
śnienie. Gdy tylko mu odpowiedziałam, cała klasa wybuchła
śmiechem, a ja nie wiedziałam dlaczego.
– Co powiedziałaś?

14
Ignite the Lies

– Ech… Pomyliłam baisser 1 z baiser 2.


Chłopak przez kilka sekund gapił się na mnie w osłupieniu,
aż w końcu parsknął głośnym śmiechem.
– Odpowiedziałaś, że pomaga w pieprzeniu?
– Chodziło mi o cholerne obniżenie ciśnienia – burknęłam.
Nadal czułam zażenowanie. Po tym zdarzeniu nauczyciel
przez cały czas zerkał na mnie z rozbawieniem w oczach. Nigdy
tak bardzo jak wtedy nie chciałam, żeby jakakolwiek lekcja pręd-
ko dobiegła końca.
– Jego mina musiała być bezcenna – parsknął Adrien, który da-
lej śmiał się wniebogłosy.
– Straciłam na tej lekcji resztki godności – prychnęłam i jeszcze
bardziej rozbawiłam chłopaka swoimi słowami. – Cieszę się, że
bawi cię moje nieszczęście.
– Oj tak, zrobiłaś mi tym dzień. Mogę cię poduczyć francuskie-
go – zaproponował, a gdy zauważył, że natychmiast spoważnia-
łam, dodał: – Jeśli oczywiście chcesz.
To miłe z jego strony. Może powinnam się przemóc i zgodzić,
tak jak zgodziłam się na nasze dzisiejsze wyjście. Przecież do-
brze rozmawiało mi się z tym chłopakiem. Dzięki niemu w koń-
cu zaczęłam powoli wyrywać się ze swojej samotnej jaskini i żyć
jak normalna nastolatka. Przynajmniej tak to wyglądało z ze-
wnątrz, bo w środku nadal byłam rozdarta, miałam wrażenie,
że ktoś na okrągło mnie obserwuje, i nie umiałam się tego uczu-
cia pozbyć. Może to przez tę czerwoną różę, którą znalazłam
w torbie, gdy wsiadałam do samolotu, by tutaj przylecieć? Ona
i liścik z napisem: GOTOWA NA RUNDĘ DRUGĄ?, nie oznaczały niczego
dobrego.
– Chętnie, ale masz się nie śmiać, bo idzie mi fatalnie – ostrze-
głam, smarując bagietkę dżemem truskawkowym.
– Nie jest źle. Najciekawsze słowa już znasz – powiedział, po-
ruszając wymownie brwiami.
1
Baisser – (z franc.) obniżać.
2
Baiser – (z franc.) pieprzyć.

15
Jessica Foks

Kopnęłam chłopaka pod stołem, na co on uniósł ręce w geście


obronnym.
Cieszyłam się, że wyrwałam się z Carlsbad. Francja była na-
prawdę piękna. To miasto miłości, w którym czułam się cholernie
samotnie, nawet pomimo tego, że utrzymywałam z przyjaciółmi
regularny kontakt. Dzwoniliśmy do siebie często, na szczęście
żadne z nich nie wspominało o Słynnej Trójce, a szczególnie
o jednym jej członku. Był to temat zakazany i przyjaciele dobrze
o tym wiedzieli. Tylko jeden jedyny raz Leo się wygadał, że cza-
sami wychodzą z chłopakami na miasto, ale starałam się ten fakt
zignorować. Oni mnie już nie interesowali. Sharp również.
Zerknęłam na przechodniów, którzy szli ulicą, a potem na lu-
dzi siedzących niedaleko nas. Wszyscy uśmiechali się i rozma-
wiali przy kawie lub herbacie.
– A jak lekcje matematyki u pani Daquin? – zapytał Adrien.
Słyszałam go jednak jak przez mgłę, bo skupiałam się
wówczas na kimś innym. Kilka stolików dalej zauważyłam
osobę czytającą gazetę. Widziałam tylko jej ciemnobrązowe,
kręcone włosy i takie same tatuaże na rękach, jakie miał on.
Mógł to być przecież każdy, ale znowu miałam przed oczami
tylko jego.
– Rose? – Głos Adriena rozbrzmiał ponownie.
– Co mówiłeś? – zapytałam, przeniósłszy wzrok na chłopaka.
– Pytałem o lekcje matematyki. Kobieta daje ci w kość? Bo sły-
szałem, że… – Adrien mówił dalej, ale znów przestałam go słu-
chać.
Wróciłam spojrzeniem do tamtej postaci. Wiedziałam, że jej
widok nie da mi spokoju. Tak było za każdym razem, kiedy na-
potkałam kogoś wyglądającego jak Sharp. Nieznajomy w dal-
szym ciągu czytał gazetę, zza której po chwili delikatnie się wy-
chylił. Moje serce zabiło szybciej. Złapaliśmy kontakt wzrokowy
jedynie przez chwilę, bo chłopak szybko zasłonił twarz czaso-
pismem. Zamrugałam kilkukrotnie, myśląc, że miałam omamy.

16
Ignite the Lies

To nie był pierwszy raz, kiedy widziałam Sharpa Victora Reyesa


w każdej podobnej do niego osobie.
Nie minęło nawet dziesięć sekund, a nieznajomy ponownie
wychylił się zza szarego papieru. Wtedy zrozumiałam, że tym
razem mi się nie przywidziało i że naprawdę mam przed oczami
znajomą twarz. To był on.
Pieprzony Sharp był we Francji.
– Ziemia do Rose. – Adrien pomachał mi dłonią przed nosem.
Zignorowałam go, zerwałam się z krzesełka i ruszyłam w kie-
runku bruneta o kręconych włosach. Z każdym kolejnym kro-
kiem czułam szybsze bicie serca. Chłopak powrócił już do swojej
pierwotnej pozycji – znów zasłaniał twarz gazetą i udawał, że
czytał. Robił to nawet w momencie, w którym stanęłam naprze-
ciw niego. Przez chwilę w milczeniu wbijałam w niego wzrok
i czekałam, aż przestanie się ukrywać, ale w końcu straciłam
resztki cierpliwości. Wyrwałam mu gazetę z rąk i skrzyżowałam
spojrzenie swoich brązowych tęczówek ze spojrzeniem znajo-
mych brązowych tęczówek z zieloną plamką. To naprawdę był
on. Sharp przyleciał do Europy i teraz wpatrywał się we mnie
w ogródku małej, paryskiej kawiarenki.
– Co ty tu, kurwa, robisz!? – zapytałam, podnosząc głos.
Kilka osób zerknęło na nas z zaciekawieniem, ale zlekce-
ważyłam ich. Skupiłam się na chłopaku, który obdarzał mnie
w tym momencie obojętnym wyrazem twarzy. Zero jakichkol-
wiek emocji.
– Zwiedzam Francję i piję latte – odpowiedział jak gdyby ni-
gdy nic, wskazując gestem głowy na swoją kawę.
– I akurat zachciało ci się zwiedzać kraj, w którym obecnie
mieszkam? – prychnęłam z niedowierzaniem. – Jesteś popierdo-
lony, Sharp! Daj mi w końcu spokój!
Chłopak nadal siedział niewzruszony, co jeszcze bardziej
mnie rozjuszyło. Nie rozumiałam, co się właśnie wydarzyło. Ta
sytuacja była irracjonalna.

17
Jessica Foks

– To ty przyszłaś do tej samej kawiarenki co ja, Rosalie, i to ty


się na mnie wydzierasz.
Otworzyłam szerzej oczy i parsknęłam śmiechem. Sharp
zachowywał się tak, jakbym to ja zrobiła coś złego jemu, a nie
na odwrót.
– Słucham?! Przecież to ty niczym psychopata przyleciałeś za
mną do Paryża i to po tym wszystkim, co mi zrobiłeś! – wark-
nęłam, po czym starając się uspokoić, wzięłam głęboki wdech. –
Mało ci? Czego jeszcze ode mnie chcesz, Sharp? – dodałam już
spokojniejszym i cichszym tonem.
Czekałam na jego odpowiedź, ale chłodne spojrzenie chłopa-
ka mówiło mi, że będzie milczał. Przez krótką chwilę przemknę-
ło mi przez myśl, że może przyjechał tutaj, aby naprawić to, co
między nami zniszczył. Nie wybaczyłabym mu, ale chciałam,
żeby żałował. Jednak w tej chwili on ani trochę nie wyglądał, jak-
by czuł się winny. Może Sharp właśnie taki był? Niszczący. Lubił
się bawić mną i moimi uczuciami.
– Wyjedź stąd i nie wracaj – syknęłam ze złością.
Emocje we mnie buzowały. Nie mogłam dłużej na niego pa-
trzeć. Odwróciłam się więc i skierowałam w stronę stolika, przy
którym siedział zdezorientowany przyjaciel.
– Rosalie… Rosalie, zaczekaj – usłyszałam, ale zlekceważyłam
prośbę Sharpa.
Chłopak dopadł do mnie i energicznie złapał za moją dłoń.
Pod wpływem impulsu wzięłam swoją posmarowaną dżemem
bagietę i cisnęłam nią prosto w Sharpa. Trafiłam w policzek,
na którym został czerwony ślad. Chłopak gapił się na mnie
w kompletnym osłupieniu, a ja dalej kipiałam ze złości.
– Rose, pieprzony dupku! – warknęłam, uwalniając się z jego
uścisku. – Myślisz, że możesz ot tak przylecieć sobie do Francji
i mnie śledzić!? Nie pozwolę ci znowu namieszać mi w głowie!
– Ja…

18
Ignite the Lies

– Ty co!? – wrzasnęłam tak głośno, że ludzie wokoło zaczęli


wymownie na nas spoglądać. – Dlaczego nie dasz mi spokoju?
Nie masz już kogo nękać w Carlsbad?
Sharp obserwował mnie w milczeniu. Był zmieszany i cho-
ciaż starał się udawać zimnego, to po jego mimice widziałam, że
w środku aż się w nim gotowało. I na pewno czerwony ślad po
dżemie na policzku tylko pogarszał jego samopoczucie.
– Podoba ci się we Francji?
Nie wierzyłam, że zadał mi to pytanie.
– Podobało, dopóki cię nie zobaczyłam – wysyczałam. – Wyja-
śnij mi, po co tu przyjechałeś, albo zniknij mi z oczu.
Cisza, która zapadła po moich słowach, uderzyła mnie bar-
dziej, niż mogłam się spodziewać. I to była chwila, w której po-
czułam ucisk w klatce piersiowej.
– Tak myślałam – wyszeptałam, po czym odwróciłam się z za-
miarem odejścia, z trudem powstrzymując łzy.
Sharp miał szansę, żeby mi powiedzieć, że coś do mnie czuje
i że żałuje tego, co się wydarzyło. Miał ją.
Ale jej nie wykorzystał.
Brunet w ostatniej chwili chwycił mnie za nadgarstek.
– Rosalie…
– Zostaw ją – wtrącił Adrien, o którego istnieniu zapomniałam.
– Sharp, puść mnie, mam dość – burknęłam cicho, tracąc siły. –
Nie chcę mieć więcej z tobą do czynienia. Jeśli będzie trzeba, wniosę
sprawę do sądu o zakaz zbliżania się.
– Nie, Rosalie, porozmawiajmy… – ciągnął chłopak, patrząc
mi w oczy.
– Gościu, zostaw ją.
– Powiedziałem, że…
Sharp nie dokończył, bo Adrien się zamachnął i uderzył go
w ubrudzoną od dżemu twarz. Głowa Sharpa gwałtownie prze-
chyliła się w bok.
– Adrien! – krzyknęłam.

19
Jessica Foks

Cały świat w jednej chwili się zatrzymał. Czekałam. Mijały ko-


lejne sekundy, podczas których brunet nie wykonywał żadnego
ruchu. Mimo to wyglądał na spokojnego. W końcu spojrzał
na Adriena, który cofnął się o krok, bacznie obserwując reakcję
chłopaka.
– Nie oddam mu ze względu na ciebie – zwrócił się do mnie
Sharp.
Zdziwiłam się. On zawsze był impulsywny, tak więc spodzie-
wałam się, że mojemu koledze też się oberwie. Ale tak się nie
stało.
– Idziemy, Rose – rzucił Adrien i od razu delikatnie pociągnął
mnie w przeciwną stronę.
Zatrzymałam się jednak na krótką chwilę i spojrzałam Shar-
powi w oczy. Chciałam wypowiedzieć ostatnie skierowane
do niego słowa:
– Zostaw mnie w spokoju raz na zawsze.
Zawsze.
Zawsze.
Nasze zawsze.
Odwróciłam się do bruneta plecami i podążyłam za Adrie-
nem. Zdążyliśmy zrobić tylko kilka kroków, kiedy usłyszałam
jego głos:
– Chciałem się upewnić, że znikniesz z mojego życia!
Natychmiast struchlałam. Obejrzałam się przez ramię i do-
strzegłam w jego oczach chłód. Znowu się nienawidziliśmy, zu-
pełnie jak na początku. Nie mogłam jednak Sharpowi pokazać,
że zabolały mnie jego słowa i to lodowate spojrzenie, którym
mnie obdarzał, dlatego z obojętnością rzuciłam:
– Nie martw się. Nie popełnię tego błędu drugi raz i nie wrócę
tam. Żegnaj, Sharp.
Po wypowiedzeniu tych słów pewnym krokiem wyszłam
z kawiarenki.

20
Ignite the Lies

W tej chwili cierpiał mój umysł, bo wiedział, co było dla nie-


go najbardziej bolesne – świadomość, że zrezygnowała ze mnie
osoba, z której ja nie umiałam zrezygnować.
Cierpiała też moja dusza, która właśnie rozpadła się na mi-
lion kawałków z powodu chłopaka, który kiedyś dał mi nadzieję
na to, że coś znaczę, a potem zabrał mi ją w jednej chwili.
Dzisiaj cierpiałam, żeby jutro móc wstać silniejsza.
Dzisiaj zamierzałam wylać tony łez, by od następnego dnia
nigdy więcej nie płakać przez żadnego mężczyznę.
Od dzisiaj byłam wolna od Sharpa. To ja przejęłam kontrolę
i już nigdy nie zamierzałam pozwolić mydlić sobie oczu.

You might also like