„Po prostu Jamie: szybko i łatwo” – recenzja

Poszłam na spacer z psem, a przy okazji do paczkomatu. W paczkomacie czekała na mnie 28 (!) książka Jamiego Olivera. To już moja mała tradycja, że co roku piszę Wam o kolejnej publikacji Jamiego. Mniej więcej w lipcu wyczekuję u niego zapowiedzi, że będzie coś nowego. I, szczerze mówiąc, byłoby mi przykro, gdyby się okazało, że w tym roku nic nie wydał.

No i cóż, zaraz będą (jak zawsze, kiedy piszę o jego nowej książce) pytania o to, która z jego publikacji jest moją ulubioną. A ja, jak zwykle pewnie odpowiem, że „Włoska wyprawa Jamiego”, ale ostatnio zajrzałam do niej i doszłam do wniosku, że choć ukochana, to jednak może już trochę w zbyt… starym stylu? Moje podejście do gotowania przez te wszystkie lata zmieniło się ze względu na trójkę dzieci, gdzie każde lubi jeść trochę inaczej. Więc moja obecna kuchnia, to kuchnia kompromisu. Staramy się gotować tak, by każdemu smakowało i na szczęście to się udaje.

Odebrałam książkę z paczkomatu, wróciłam do domu, a tam moja dziesięcioletnia córka czekająca na obiad. A jak gotuję, a dzieci są tak głodne, że siedzą przy stole wyczekując jedzenia, zwykle podsuwam im coś do czytania. Z doświadczenia wiem, że w takich chwilach mogę im przemycić dowolną książkę. Często się zdarza, że to moje córki są pierwszymi recenzentkami książek kulinarnych i dziecięcych, które potem opisuję. Podoba mi się, że dla nich od początku coś jest fajne/niefajne, ładne/brzydkie, ciekawe/nudne. Ja już tyle widziałam i tyle tego kupuję, że jestem krytyczna i bywa że bezwzględna, a one patrzą na wszystko młodym, świeżym spojrzeniem. Tym razem podczas mojego gotowania, na stół wjechała najnowsza książka „Po prostu Jamie”. Zaskoczyło. „Mamo, a czy są tam też desery?”. No są. Jest też cała masa innych dań, bo Jamie, jak to Jamie od bardzo dawna robi ukłon w stronę tych, którzy nie mają czasu na gotowanie lub dopiero wchodzą w kulinarny świat. Upraszcza wszystko tam, gdzie się da uprościć, żeby przekonać nieprzekonanego, że da radę samodzielnie zrobić dobry obiad. W jego przypadku jest to rodzaj jakiejś kulinarnej misji. No i tak się składa, że tym razem wchodzę w to. Wchodzę w to, bo czasem po prostu nie chce mi się gotować i chciałabym zajrzeć do książki, w której moje dzieci zostawiają zakładki z napisem „to do”, wziąć ten przepis, wykonać i podać. A więc, może trochę przewrotnie, ale polecam tę książkę szczególnie tym, którzy mają dzieci, które lubią mieć wpływ na to, co na obiad. Od kiedy sięgnę pamięcią, Jamie namawia starszych i młodszych do tego, żeby spróbowali sami gotować w domu, że gotowanie może być przyjemnością i zabawą. I jest to misja, którą popieram całym sercem. To wspaniały dar umieć ugotować dla siebie lub kogoś bliskiego.

Im dłużej oglądam tę książkę, tym bardziej mi się ona podoba. Mam wrażenie, że jest ona trochę w stylu jego dawnych, tak kochanych przeze mnie, książek. Lubię jego dania za to, że nie są to popisy, a domowa, pożywna kuchnia, w której każdy znajdzie coś dla siebie. I chciałabym ugotować z niej prawie wszystko.

No dobra, mów jakie przepisy! Książka podzielona jest na rozdziały: Posiłki w tygodniu, Hity na weekend, Zawsze zapiekanki, Cenne zapasy, Doskonałe desery. Są też wskazówki kuchenne i krótki rozdział poświęcony dietetyce.

Lubię książki Jamiego również dlatego, że może on sobie pozwolić na to, by zatrudnić najlepszy zespół testerów, grafików i projektantów. Że one zawsze są na czasie. Przez te wszystkie (długie) lata mojej kulinarnej działalności dobrze widzę, jak zmienia się świat naszych potrzeb i oczekiwań wobec książek kucharskich. Tak już jest i nie ma co kruszyć o to kopii.

„Po prostu Jamie” jest piękna. Dobrze zaprojektowana, przejrzysta, czytelna. Jak zwykle są tam zdjęcia wspaniałego Davida Loftusa. Jak zwykle jest tam jakaś wzruszająca i chwytająca za serce dedykacja (nieodżałowany Bill Granger). I to, co najważniejsze: przepisy, które tym razem szczególnie kojarzą mi się z comfort food – ciepłe, otulające, idealne na teraz.

Podobnie jak w poprzednich książkach Jamiego niektóre przepisy zawierają składniki dostępne w Wielkiej Brytanii (np. puszka zupy grzybowej Campbell’s w przepisie na zapiekankę z tuńczykiem, miętowe batoniki Aero w przepisie na lody, ale na szczęście jest tego na tyle mało, że mu wybaczam ;)

W ogóle tym razem wydaje mi się, że przepisy są bardziej w stylu Jamiego niż pod publikę i pod to, co jest trendy. No bo weźmy np taką fasolkę i jej liczne wariacje: Kremowa fasola pinto, Czarna fasola gochujang, Fasola borlotti z rozmarynem, Biała fasola z harissą, Fasola cannellini z pesto, Pikantna biała fasolka, i to jeszcze nie koniec fasolowych przepisów.

Jako miłośniczka fasoli, nie mogłam sobie odmówić wypróbowania jednego z przepisów z fasolą. Na pierwszy ogień poszła Fasola z rozmarynem. U mnie jak zwykle niezbędne modyfikacje – nie miałam borlotti, użyłam zwykłej białej fasoli. Anchois zastąpiłam tuńczykiem w oleju słonecznikowym. Dla mnie to danie jest boskie.

U Jamiego wygląda tak:

A w naszym wykonaniu wygląda tak:

___

„Po prostu Jamie. Szybko i łatwo”, Jamie Oliver
Polskie wydanie: Insignis, październik 2024
Cena okładkowa: 99,99 zł

Dziękuję Wydawnictwu Insignis za przedpremierowe udostępnienie książki.
0
Previous Post
Next Post