Biuro terapeuty Michaela, Dr. Isiah Friedlandera
|
Dr. Isiah Friedlander
|
Twój syn, James... dobry z niego chłopak?
|
Michael De Santa
|
Dobry chłopak? Dobry? A co? Zapierdala w wolontariacie? Nie, siedzi na dupie całymi dniami, pali zielsko, wali konia i ciągle ciśnie w tę chuja wartą grę. Jeśli takie zachowanie uchodzi za dobre, to nic dziwnego, że ten kraj jest w dupie.
|
Dr. Isiah Friedlander
|
A co z tobą?
|
Michael De Santa
|
Co ze mną? Ej... Ja nie miałem tak z górki jak ten smarkacz. Ja w jego wieku miałem na koncie dwa wyroki. Byłem kasiarzem, alfonsem i przemytnikiem.
|
Dr. Isiah Friedlander
|
I twoim zdaniem są to powody do dumy?
|
Michael De Santa
|
To były moje jedyne szanse na sukces. Ja je przynajmniej wykorzystałem.
|
Dr. Isiah Friedlander
|
I gdzież cię to zaprowadziło, Michaelu?
|
Michael De Santa
|
Doprowadziły mnie... właśnie, kurwa, tutaj! Donikąd! Mam wielką chałupę, bezużytecznego bachora i muszę gadać z tobą bo wszyscy inni mają mnie gdzieś. Oj tak, zycie jak z kolorowych gazetek. Tylko ciut zjebane! Zjebane do kwadratu!
|
Dr. Isiah Friedlander
|
Wyrzuć to z siebie.
|
Michael De Santa
|
Właśnie wyrzuciłem.
|
Dr. Isiah Friedlander
|
No dobrze, to chyba na dziś już skończymy. Widzimy się za tydzień?
|
Michael De Santa
|
Chyba tak... Chociaż nie wiem czy to jakoś mi pomaga.
|
Dr. Isiah Friedlander
|
Poczucie całkowitej bezcelowości jest istotnym elementem terapii. Nie walcz z nim.
|
Michael De Santa
|
Jak sobie chcesz, doktorku.
|
Gra muzyka tytułowa
|
Michael De Santa
|
Znam twój ból.
|
Michael siada na ławce
|
Lamar Davis
|
On gdzieś tu, kurwa, musi być.
|
Franklin Clinton
|
Chyba że ktoś go piachem przyjebał, durniu. Lamar Davis i jego nowy pomysł z dupy.
|
Lamar Davis
|
Pierdol się. Przepraszam, brachu, wiesz może gdzie jest Bertolt Beach House?
|
Michael De Santa
|
Nie, brachu, nie wiem...
|
Franklin Clinton
|
Stary, kurwa, chodźże!
|
Michael De Santa
|
Chociaz nie, wiem... To będzie ta chałupa. Z żółtymi schodami.
|
Lamar Davis
|
Ta, elegancko, brachu. Wielkie dzięki.
|
Franklin Clinton
|
Stary, chyba ci się w dupie poprzewracało! Trzeba było, kurwa, od razu spytać czy zna właściciela. Albo... od razu jebnąć baner głoszący wszem i wobec, że dwóch czarnuchów kręci się po okolicy, żeby zakosić kilka bryczek.
|
Lamar Davis
|
Tylko że my niczego nie próbujemy zakosić. Wszystko jest koszerne.
|
Franklin Clinton
|
Koszerne? Jasne. Zapomniałem. Składki emerytalne, ulgi podatkowe i takie tam. Faktycznie cacy.
|
Lamar Davis
|
To ty spinałeś swoją czarną dupę na tę robotę. Ja zarabiam kasę na dzielni, na legalu. Wszystko jest cacy.
|
Franklin Clinton
|
Cacy? Jakie cacy? Opychasz prochy i bawisz się w gangsterkę? Faktycznie cacy.
|
Lamar Davis
|
Mów do ściany, ziomuś. To rzeczywiście tutaj. Ten twój kumpel, Simeon, nie ściemniał.
|
Franklin Clinton
|
Rusz dupę i wchodź.
|
Lamar Davis
|
Rusz zad, ciulu, zawsze próbujesz kimś rządzić. No dalej. Dalej. Kurde, szybciej. Cholera. Ten czarnuch chyba ma mikrofiuta.
|
Franklin Clinton
|
I całe to ścierwo wzięte na krechę.
|
Lamar Davis
|
Chodź do tatusia. Który wolisz, ziomuś?
|
Franklin wsiada do Rapid GT a Lamar do 9F
|
Lamar Davis
|
Tak pogrywasz? Masz na zioma wywalone jajca?
|
Franklin Clinton
|
No kurwa, nie ma innej opcji! Kurde, skurwiel ma pełen wypas, i jeszcze autodach.
|
Lamar Davis
|
Musiał zabulić sporo sałaty!
|
Franklin Clinton
|
Trzeba sporo wyciągać, żeby trzymać taki sprzęt. Teraz wraca do nas.
|
Lamar Davis
|
Bez kitu. Chcę zobaczyć, jak zasuwa. Uderz do mnie na głośnik.
|
Franklin Clinton
|
Taki myk? Spoko, ziomuś.
|
Rozmowa telefoniczna
|
Lamar Davis
|
Właśnie tędy. Specjalnie pojadę wolno i na luzie dla twojego powolnego dupska.
|
Franklin Clinton
|
Co ty nie powiesz. Pamiętaj, że nie możemy szaleć tymi furami. Jak Simeon znowu pojedzie mi po wypłacie...
|
Lamar Davis
|
Nie bój żaby. Zabraknie ci hajsiwa, to daj znać. Ustawię cię z jednym laweciarzem. Upaprzesz sobie raczki, ale trochę ci wpadnie.
|
Franklin Clinton
|
Żeby mógł sobie z Tonyą jarać crack w spokoju? Spasuję, ziomek. Chcesz olać fanty?
|
Lamar Davis
|
Ile zgarniemy za te fanty? Nie wezmę innej roboty gdy z tym skończę.
|
Franklin Clinton
|
Niespłaconych długów wystarczy dla wszystkich, stary. Zyjemy w pieprzonym kraju wiecznych dłużników.
|
Lamar Davis
|
Tutaj, w prawicę.
|
Franklin Clinton
|
Luzik, brachu.
|
Franklin i Lamar wjeżdżają do studia filmowego
|
Kobieta
|
Co jest, kurwa?
|
Franklin Clinton
|
Kręcimy film! Co?
|
Lamar Davis
|
W lewo. W lewo.
|
Franklin Clinton
|
Spoks.
|
Lamar Davis
|
Chyba w lewo.
|
Franklin Clinton
|
W porządku.
|
Lamar Davis
|
Ta bryka pokazuje rozmiar twojej fujary.
|
Franklin Clinton
|
Stara gadka. Wielki przekumaty, tylko nie tam, gdzie trzeba.
|
Lamar Davis
|
Zejdź ze mnie. Pozwól Tanishy o tym zdecydować.
|
Franklin Clinton
|
Nie jest na tyle głupia, żeby się z tobą jebać.
|
Lamar Davis
|
Pamiętaj, że to wóz Yetariana.
|
Franklin Clinton
|
Kij tam.
|
Lamar Davis
|
W lewo, przez parking.
|
Franklin Clinton
|
Spoko.
|
Franklin i Lamar kończą wyścig na parkingu banku Rezerw Federalnych
|
Franklin Clinton
|
Co tak spowalniasz ruch, ziomuś? Zjedź na bok, nie utrudniaj jazdy
|
Lamar Davis
|
Cokolwiek, czarnuchu. Zaraz ci zwiększę ruch w dupie.
|
Franklin Clinton
|
Ziomuś, ten tekst był słaby.
|
Lamar Davis
|
O kuźwa.
|
Rozbrzmiewają syreny
|
Lamar Davis
|
Kurwa, psiarnia!
|
Franklin Clinton
|
Zluzuj wora. Mamy w dechę papiery.
|
Lamar Davis
|
Dobra, to ty kręcisz nawijkę. Zobaczymy się w salonie!
|
Franklin Clinton
|
W dupie, nie w salonie!
|
Franklin gubi gliny i dociera do salonu samochodowego Simeona Yetariana
|
Jimmy De Santa
|
Nie kumam cię, brachu.
|
Simeon Yetarian
|
Jesteś rasistą, nie podobasz mi się i ni diabła nie sprzedam ci tego samochodu. Niedobrze mi się prze ciebie robi, neonaziolu. Wszyscy jesteście tacy sami. Ten rasista mnie obraził.
|
Lamar Davis
|
Co jest? Kogo nazywasz czarnuchem?
|
Jimmy De Santa
|
Nikogo nie nazwałem czarnuchem.
|
Lamar Davis
|
Że co, kurwa?
|
Jimmy De Santa
|
Znaczy… to słowo na C... Ja... ja... To nie w porządku. Ja tak nie mówię.
|
Lamar Davis
|
I, kurwa, bardzo dobrze, bo ten pan to biznesmen i światowy człowiek.
|
Simeon Yetarian
|
Sam bym tego lepiej nie ujął. Dobra, żarty na bok. Może to nie rasista, ale nie ma dość jaj, żeby jeździć takim wozem.
|
Jimmy De Santa
|
Zaraz… chwileczkę.
|
Lamar Davis
|
Ten koleś? Ten tutaj? Załatw mu hybrydę. To jest wóz dla prawdziwych facetów.
|
Simeon Yetarian
|
Chyba masz rację Taką hybrydę można odpisać od podatku. Bo, jak mniemam, budżet jest ograniczony?
|
Jimmy De Santa
|
Nie, nie jest.
|
Lamar Davis
|
A teraz najlepsze. Najpierw go zwabi, a potem wydyma tego ciecia na całą jego kasę. Tyko popatrz.
|
Franklin Clinton
|
Dobra, muszę zbijać, stary. Ej, Simeon, ja muszę lecieć. Jakoś się zdzwonimy.
|
Lamar Davis
|
A teraz najlepse, patrz.
|
Simeon Yetarian
|
Więc mówisz, Jimmy, że jesteś już dość dorosły. Łap za kółko i udowodnij.
|
Jimmy De Santa
|
Yy, jasne, yy, okej.
|
Lamar Davis
|
Śmigniemy się, ziomuś?
|
Franklin i Lamar wsiadają do auta Franklina, Buffalo S
|
Lamar Davis
|
To drobniaki. Jak taka konkretna, dojrzała dupencja ma mi dać, jeśli nie sypnę siankiem?
|
Franklin Clinton
|
A kogo ty chcesz posunąć?
|
Lamar Davis
|
Twoją ciotunię, Denise. Ma konkretną dupę,czarnuchu.
|
Franklin Clinton
|
Tak, konkretna. Konretnie jebnięta baba. Człowieku, nie ma to jak w domu.
|
Lamar Davis
|
Można u ciebie zaparkować na chawirze?
|
Franklin Clinton
|
Pierdol się, facet. Widzimy się w pracy.
|
Lamar Davis
|
Ej, czarnuchu, nie gardź mną tylko dlatego, bo jestem piękny. Może jak się pozbędziesz tej frajerskiej fryzurki to dasz radę nadziać jakieś suczki na kutasa. Albo nawet Tanisha do ciebie przedzwoni, jeśli kiedyś skończy się dymać z tym neurochirurgiem czy innym prawnikiem, co to ją ostatnio posuwa. Czarnuchu...
|
Franklin Clinton
|
Co?! Skurwysyn.
|
Denise Clinton
|
Jej, słoneczko. No raczej. No ba, że tu jest. Siedzimy sobie na głowach, tak nie może być. Sio, sio! Zmykaj już stąd. Dobra, kochaniutki, zobaczymy się na tym tam, jasne? Gadałam przez telefon, chłopaku, nie podsłuchuj! Cholerny darmozjad!
|